stdarek
Główna
 
Aktualności
 
Stowarzyszenie
 
Zasady Ideowe-Program
 
Prasa SW Trójmiasto
 
Prasa SW SKP
 
"Poza Układem"
 
Prasa inna druk SW
 
Radio SW
 
Radio SW
 
Nasłuch i wywiad SW
 
Terroryści i oszołomy :)
 
Ludzie
 
Relacje
 
Galeria
 
Ciekawe
 
Dokumenty IPN

 
Obchody 25 lecia SWT

 
Linki - strony SW
 
Forum SW

Trójmiasto - zarys historii SW wg. Marka Czachora
sporządzony na podstawie relacji Ryszarda Andersa, Henryka Pieca i Romana Jankowskiego. Część relacji, dotycząca pierwszych kontaktów z Wrocławiem, od marca/kwietnia do grudnia 1982 r., została potwierdzona. Lata 1983 - 1990 wymagają weryfikacji.



Początki SW w Trójmieście - pierwsze podejście.


Początki SW w Trójmieście zbiegły się z początkami SW we Wrocławiu. Tadeusz Świerczewski ps. „Rustejko" wspomina:
Pierwszy mój i dr Ani Bireckiej wyjazd do Trójmiasta, był na przełomie marca i kwietnia (1982 r.). Adres i namiar dał nam Kornel, na niejakiego „Bogdana”, który odebrał nas z dworca i taksówką zawiózł do mieszkania starszej Pani. W tamtych czasach nie używało się nazwisk i adresów. Pojechaliśmy tam w konkretnym celu, chodziło nam o tranzystory dużej mocy. Ci ludzie zobowiązali się do wykradzenia ich z „Dalmoru”, to była nasza prośba.
Następnym razem pojechałem z Anią pod koniec kwietnia, odebrał nas ps. Borus, gdyż jego sprawdziłem przez nasze kontakty z AK, jemu przekazałem namiar na Rustejkę, czyli mnie. Do „Bogdana” nie miałem zaufania, był narwany, dużo obiecał i nic nie załatwił. Borus też podtrzymał moje stanowisko i wyznaczył osoby, co do których był pewny - przez nich był utrzymywany kontakt. Trzeci raz byłem z Henią Augustyn, razem z Anią pracowały na Akademii Medycznej, wchodziły w skład Grupy „Eskulap”. Wtedy zawieźliśmy sztandary „S” i „SW”, Borus doprowadził nas do ks. Jankowskiego, któremu je przekazaliśmy, co z nimi zrobił to inny aspekt sprawy, to był koniec maja. Wtedy Borusowi przekazałem informację o powołaniu SW i „rozwodzie” z Frasyniukiem. Podesłałem mu namiar na punkt kontaktowy na Krzykach u Eugeniusza Kaźmierczaka na ul. Sokolej, gdzie doszło do spotkania z dwoma ludźmi od Borusa - ich znaliśmy, był to Andrzej lub Ryszard (na tym spotkaniu na początku czerwca). Brała udział też Ania Birecka. Byli zainteresowani współpracą z nami, mieli się zorganizować, wyznaczyć kurierów do odbioru prasy i dublerów do kontaktów. Natomiast ten „Bogdan”, jeszcze podchodził do Kornela, lecz ja już z nim zerwałem kontakty.
Starsza pani z Trójmiasta to Irena Dułaś, Borus to pseudonim jeszcze z czasów wojny Tadeusza Cieszewskiego, cichociemnego. Łącznicy to Roman Jankowski ps. „Andrzej” i Ryszard Anders (z „tych” Andersów - jego dziadek był kuzynem Generała). W tych pierwszych spotkaniach brał również udział Dariusz Roszkowski z Portu Gdańskiego („Bogdan”?). Sprzęt elektroniczny był wykradany z MORS-u, a nie z Dalmoru. Osobą odpowiedzialną za sprawy elektroniki był pracownik MORS-u, Leszek Byczkowski. W różnych wspomnieniach przewija się postać z Gdańska - człowiek, który chodził z bronią. To właśnie „Andrzej”, Roman Jankowski - on sam, co prawda, utrzymuje, że pistolet był gazowy.
Jankowski wspomina, że brał udział w spotkaniu we Wrocławiu, gdzie mówiło się o rozłamie na linii  Morawiecki-Frasyniuk, i gdzie zaanonsowano powstanie nowej struktury podziemnej - SW. Czyli musiało to być najpóźniej w czerwcu 1982 r. Kontakt na Wrocław Jankowski utrzymywał przez Annę Birecka. Kontakt ten urwał się po wpadce „doktor Ani”.
Według Jankowskiego i Andersa duchowym przywódcą gdańskiej SW był „Profesor” - tak go nazywano z racji pracy na uniwersytecie - czyli Tadeusz Cieszewski. Jako były cichociemny uważał, że nadchodzi czas na przygotowanie się do oporu zbrojnego. Jankowski i Anders zaczęli tworzyć zespoły, 3-, 4-osobowe, do „szybkiego reagowania”. Prowadzono regularne paramilitarne treningi, trenowano w małych grupkach wschodnie sztuki walki, gromadzono broń. W 1984 r. grupa ta składała się z około 300 osób. Miarą zorganizowania jest jedna z akcji, gdzie 38 grup, 3-4 osobowych, przeprowadziło pewne działania. O tej samej godzinie w różnych miejscach.
Od samego początku w działaniach uczestniczył Henryk Piec. W 1983 r. dostał powołanie do wojska. Za namową R. Jankowskiego zdecydował się wstąpić wraz z kolegą do ZOMO. Po ukończeniu służby, również za namową „Andrzeja”, postanowił przejść na służbę w MO, jako zawodowy milicjant. Pracował na komisariacie w Sopocie. Otrzymywali ostrzeżenia o esbeckich akcjach i dostarczali fałszywe dokumenty. Raz, gdy SB miała „zdjąć” ich drukarnię, Piec z kolegą przyjechali radiowozem i wywieźli maszynę i bibułę. Niemal minęli się z nadjeżdżającą SB. Piec wpadł dopiero w 1987 r., ale oskarżono go o przestępstwa pospolite. Świadkami na sprawie były prostytutki, które przed sądem wyznały, że zostały do złożenia takich właśnie zeznań zmuszone przez milicję. Sąd nie wziął tego pod uwagę. Piec otrzymał wyrok i przesiedział rok w więzieniu na gdańskiej Przeróbce. SB zapowiedziała mu, że „nie będzie mu łatwo”, bo poinformowano „grypserę”, że jest milicjantem - a wiadomo, jak oni traktują „psów”. Na szczęście, jeszcze wcześniej na Przeróbkę dotarła informacja, że to „polityczny w mundurze psa”. Krzywda więc mu się nie stała, ale presja psychiczna była większa niż w wypadku normalnej odsiadki. Koledzy z SW wydrukowali 200 tyś. ulotek, na których Piec jest ujawniony jako członek SW i załączone jest jego zdjęcie w mundurze milicjanta.
Grupa Jankowskiego i Andersa utraciła kontakt z centralą we Wrocławiu po wsypie u Anny Bireckiej w 1982 r. Poza kilkoma wyjątkami, jak sprawa Pieca (ale to dopiero w 1987 r.), nie ujawniała też swych związków z SW.
(...)
W 1984 r. Andrzej Kołodziej spotkał się z Ryszardem Andersem, proponując mu podporządkowanie się „pierwszej struktury”, SWG, nowemu kierownictwu. Anders się nie zgodził. Ich struktury działały sprawnie od 1982 r., uważali, że nie było powodu do tworzenia sztucznej hierarchii. Czuli się podlegli jedynie Kornelowi Morawieckiemu. Zresztą istnienie struktur równoległych nie było w sprzeczności z założeniami SW. Podjęli się drukowania pisma, ale tu nastąpił pierwszy zgrzyt, do dziś niewyjaśniony. Numer, który wrócił z drukarni, był zmieniony w sposób, którego redakcja pisma SWT nie akceptowała. Cały nakład poszedł do pieca. Kubasiewicz i Kołodziej podjęli decyzję o zorganizowaniu niezależnego druku. W 1984 r. ukazała się też „Ziemia Gdańska”, którą redagował Dariusz Roszkowski, firmowana przez SWG. Ale po pojawieniu się biuletynu SW Trójmiasto wydawanie „Ziemi Gdańskiej” zostało wstrzymane.
(...)
Roman Jankowski został namierzony w 1986 r. We wrześniu 1986 r. SB przeprowadziła rewizję w jego domu w Gdyni-Oksywiu (dzień wcześniej wywieziono stamtąd 20 ton papieru). Pod koniec rewizji esbekowi wpadły w oko rozsypane czcionki do maszyny drukarskiej. Wtedy ściągnięto dodatkową ekipę, która przeczesała dom wystarczająco dokładnie, żeby znaleźć: pistolet maszynowy „pepeszę”, włoski karabinek snajperski Fiat, sporo amunicji i ładunków wybuchowych... Nie znaleziono, na szczęście, pewnych dokumentów. Jankowski ukrywał się do lata 1989 r. Karabinek Fiat (rocznik 1942, stan idealny) trafił do Muzeum Wojska Polskiego, gdzie można go do dzisiaj oglądać. To ponoć jedyny egzemplarz tego modelu broni znajdujący się w Polsce.
Inną osobą z SWG aresztowaną „za terroryzm” był Andrzej Cybulski. Aresztowanie nastąpiło jesienią 1986 r., gdy na milicję zgłosił się jeden z uczestników wcześniejszych akcji, aby w ramach amnestii uzyskać przebaczenie za cenę ujawnienia swojej przeszłości. W szczególności opisał Cybulskiego wystarczająco dokładnie, żeby SB ustaliła bez większych trudności, o kogo chodzi. Prowadzący sprawę esbecy otrzymali jednak telefony ostrzegające o konsekwencjach ewentualnego niewłaściwego traktowania Cybulskiego. Był więc traktowany bardzo poprawnie, ale przesiedział dziewięć miesięcy.
(...)
Gdańska opozycja niechętnie broniła „terrorystów”.
(...).
W przypadku Jankowskiego, Pieca i Cybulskiego władze podziemnej „Solidarności” zostały zmuszone do podjęcia pewnych kroków - ograniczających się do zapewnienia opieki przez mecenasa Jacka Taylora i pewnego wsparcia dla rodzin - gdy okazało się, że niemal wszystkie podziemne drukarnie Trójmiasta pracujące dla Borusewicza kontrolowane są przez ludzi związanych z Andersem i Jankowskim. Drukarnie zagroziły odcięciem podziemia „Solidarności” od druku. A chodziło o cztery pracujące offsety oraz drukarnię kościelną w Gdańsku-Oliwie, która zasłynęła po latach z afery Stella Maris. Ponadto, ta sama grupa kontrolowała nielegalne dostawy papieru z fabryk w Kwidzynie i Świeciu - do dwóch wagonów papieru najwyższej jakości miesięcznie.

Przed wizytą Papieża w czerwcu 1987 r. przeprowadzono wiele rewizji i zatrzymań.
(...)
 SB weszła też do mieszkania Ryszarda Andersa. Trzech esbeków przyjechało taksówką - byli chyba lekko nietrzeźwi - i zatrzymali Andersa na 48 godzin. Zabrali też dokumenty dwóm gościom Andersa i kazali się po nie zgłosić po dwóch godzinach. Jednym z gości był... poszukiwany listem gończym R. Jankowski, ale dokumenty były fałszywe. Drugi z gości miał w domu nadajnik Radia Solidarność. Jankowski pomógł wynieść nadajnik. SB zorientowała się poniewczasie, że dokument jest sfałszowany i kto jest na zdjęciu. Wpadła też z rewizją do drugiego mieszkania, ale było już wyczyszczone. Andersowi esbek tłumaczył, że kontaktując się z Jankowskim „pakuje się w bardzo niedobrą sprawę - to już nie jest zabawa w Solidarność”.

(...)
Warto tu wspomnieć o jeszcze o jednej akcji robionej w 1988 r. przez środowisko SWG. Widać będzie przy okazji, że w tamtym okresie obie struktury SW zaczęły się wzajemnie przenikać, często zresztą nieświadomie. Akcja, przeprowadzona w Gdyni 13 grudnia polegała na zasypaniu ulicy Świętojańskiej ulotkami rozrzucanymi przez automatyczne wyrzutnie umieszczone w kilkunastu miejscach. Ponadto, na budynku Mody Polskiej - samo centrum Gdyni - rozwinął się wielki napis „Grudzień 70 - pamiętamy” i wysypały się z niego tysiące ulotek. Technika odpalania oparta była o tzw. startery, czyli kradzione ze stoczni lonty palące się nawet pod wodą i niewytwarzające dymu. Wyrzutnie ulotek zostały przygotowane kilka dni wcześniej, a R. Anders osobiście zadzwonił do szefostwa gdańskiej SB, zapraszając „na imprezę na ul. Świętojańskiej w dniu 13 grudnia”. Esbekom ulotki posypały się na głowy, lecz organizatorów nie złapano.
(...)
Pojawiają się problemy (1988 r) z „pierwszą SW”. Kolportowane są dziwne teksty sygnowane „SW Gdańsk”. SWT prosi Wrocław o opublikowanie oświadczenia, że w Gdańsku SW jest reprezentowana przez SWT. Takie oświadczenie centrala ogłasza. Jednak dziwne teksty się powtarzają. W numerze SWT z 31 marca 1989 r. pojawia się tekst, autorstwa Marka Czachora, który cytujemy poniżej. „Śmiertelna konkurencja” do SWT to określenie, jakim „SW Gdańsk” się sama określiła w cytowanych ulotkach.

„Śmiertelna konkurencja”

Po dłuższej przerwie uaktywnił się dział wydawnictw WUSW w Gdańsku, drukując dwa teksty - „Forum Młodych” i „Odezwę” - sygnowane przez grupę określającą się jako „Solidarność Walcząca Gdańsk”.
    SW Trójmiasto opublikowała w tej sprawie trzy oświadczenia, w których stwierdziliśmy, że „Solidarność Walcząca Gdańsk” z Solidarnością Walczącą nic wspólnego nie ma, a treść tekstów i upór w podszywaniu się pod SW wskazują na esbeckie powiązania tej grupy. Nie mając wpływu na działalność wydawniczą „resortu”, postanowiliśmy uczulić naszych Czytelników na pewne elementy charakterystyczne dla tekstów redagowanych na policji.
1.    Stwierdzenie, że SW jest organizacją wojskową („kierownictwo wojskowe SW” itp.)
2.    Wyjaśnianie dotychczasowego milczenia SWG silną konspiracją i tajnym wspomaganiem innych grup niezależnych.
3.    Brak kontaktu z „centrum” na skutek głębokiej konspiracji, co doprowadziło do powstania „drugiej” SW- SW Trójmiasto.
4.    Stwierdzenie, że SWG istnieje dłużej od SWT.
5.    Oskarżenia wobec władz SW (Morawieckiego, Kołodzieja, czasami także całego Komitetu wykonawczego) o spoczęcie na laurach i o zniekształcenie idei „autentycznej SW” poprzez „przekształcenie jej w partię polityczną”.
6.    Ośmieszanie i zohydzanie SW poprzez dość umiejętne pomieszanie bogoojczyźnianego języka i symboliki z nie merytorycznymi atakami na opozycję ugodową.
 7.    Pustka programowa (np. „aktualne zadania dla członków SWG” to „organizowanie funduszy”, „pomoc potrzebującym”, „dawanie przykładu bojącym się” itp.).
8.    Stwierdzenie, że po odzyskaniu niepodległości SW będzie... „pilnowała bezpieczeństwa obywateli” (?!?!?!?!)
    Pozostaje nam mieć nadzieję, że my aż takich bzdur nie pleciemy, i że czytelnicy nie będą mieli kłopotów ze zidentyfikowaniem naszej „śmiertelnej konkurencji”. Redakcja

    Anders, Piec i Jankowski zdecydowanie odcinają się od opinii „SWG”, cytowanych w powyższym artykule. Twierdzą, że z pewnością nigdy nie zredagowali tekstu, gdzie krytykowany byłby Morawiecki czy Komitet Wykonawczy.
    Ponadto Anders nie miałby nic przeciwko przekształceniu się SW w partię polityczną - sam od początku 1987 r. był szefem pomorskiego oddziału Polskiej Partii Niepodległościowej - tajnej organizacji stricte politycznej, kierowanej przez Romualda Szeremietiewa. Zresztą, okazało się, że na przełomie lat 1988-89 grupy Andersa i Zwiercana nawiązały bliski kontakt - to „andersowcy” drukowali wydawnictwa SWT, zanim Zwiercan nie dorobił się w 1989 r. samodzielnego offsetu. Co ciekawe, fakt, że SWT ma dojście do papieru i offsetów, budził niepokój kierownictwa podziemnej „Solidarności” do tego stopnia, iż powołano komórkę mającą tę kwestię wyjaśnić.     Tworzyli ją Andrzej Żak i Andrzej Cybulski - ten ostatni, jak wiemy, z SWG, z czego kierownictwo „Solidarności” nie zdawało sobie sprawy. Silna konspiracja się więc opłaciła, choć w tym wypadku sytuacja było dość paranoiczna, aczkolwiek charakterystyczna dla gdańskich „układów”.

W każdym razie, jeśli chodzi o „śmiertelną konkurencję”, może redakcja SWT miała dobre intuicje, tyle tylko, że niesłusznie oskarżała o autorstwo tekstu kolegów z SWG?



26 listopada 2009 roku, Roman Jankowski przekazał Edkowi Frankiewiczowi ulotkę, twierdząc, że drukował ją osobiście. Zdumiewa fakt, że jest to ten sam tekst od którego wcześniej się odżegnywali.
odezwa swg swg2  

         Nie sposób nie zauważyć, że grupa ta istniała na styku różnych środowisk opozycyjnych. Mimo działalności dość szerokiej, - jak wynika z opisu, opartego na relacjach członków grupy -, nie była zauważalna w Trójmieście jako organizacja. Nie wydawała prasy SW, nie drukowała książek, nie organizowała manifestacji jako SW.  Sytuacja opisana powyżej, ze zmianą tekstu gazetki SW sugerowała próbę przejęcia kontroli nad strukturami trójmiejskimi. Uznaliśmy, że była to próba spacyfikowania rodzącej się organizacji, która już wówczas traktowana była jako zagrożenie dla ugodowych działaczy związkowych kontrolowanych w zdecydowanej większości przez Wałęsę. Mieliśmy wrażenie, że skoro nie można zapobiec rozwojowi Solidarności Walczącej to ktoś chce wykorzystać, prawdopodobnie nieświadomych ludzi do stworzenia spoległej grupy, którą będzie można manipulować dla własnych potrzeb. Tak to wówczas wyglądało.

    Uderza nas stwierdzenie o olbrzymich ilościach papieru i kontroli drukarń związkowych, w sytuacji gdy my odczuwaliśmy przez całe lata 80, permanentne braki, i papieru i maszyn do druku. W tym wypadku brak współpracy i "głęboka konspiracja grupy gdańskiej" działał tylko na szkodę SW.  Nigdy od nikogo nie dostaliśmy więcej niż kilka ryz jednorazowo. Papier kupowaliśmy za ciężkie pieniądze m.in. z drukarni kościelnej, w której na papierze szabrowanym (jak rozumiemy) komunistom, drukowano usługowo nalepki na wódkę dla Polmosu. Tak samo jak w drukarni pelplińskiej, plakaty toples z ówczesną gwiazdką Sabriną.
Pamiętamy, że kiedyś złapano osobę która nam sprzedawała papier i całe trójmiejskie środowisko "opozycyjne" aż wrzało z oburzenia, że okradamy kościół.

    Oddział Trójmiejski dysponował własnym offsetem od marca 1986 r. Współpraca, polegająca na drukowaniu wydawnictw SW Trójmiasto, przez "andersowców" nie została nigdy nawiązana. Wiosną 1988, po wpadce Zwiercana, dwa numery stoczniowego biuletynu SW i kilka ulotek wydrukował "usługowo" Andrzej Fic w drukarni Oficyny "Kształt". Kontakt nawiązał i utrzymywał Edek Frankiewicz i to tylko dlatego, że aresztowanie nastąpiło w trakcie zmiany lokalizacji własnej drukarni, a przed uruchomieniem nowej sieci łączników, co spowodowało zablokowanie offsetu SW Trójmiasto do czasu powrotu Romana.
Jedną lub dwie ulotki, na samym początku roku, wydrukowano też w drukarni kontrolowanej przez Molke, pracownika SB na etacie niejawnym. Pierwszą z nich zlecał Bolek Siedlecki, który znał ludzi ze środowiska "SWG". Drugą Marek Czachor. Może więc chodzić o druk tych ulotek.

    Na zakończenie należy jasno podkreślić: Nie było żadnej "grupy Zwiercana." Istniała Solidarność Walcząca Oddział Trójmiasto. Roman Zwiercan działał w niej do aresztowania w 1987 i kierował nią po opuszczeniu aresztu, w październiku 1988 r. Funkcję sprawował aż do zaprzestania działalności, w lipcu 1990 r. Był wówczas także członkiem Komitetu Wykonawczego SW.



 
 


 

Link   
Szablony stron