Aneks
Jerzy Jankowski
Wyjeżdżając z
Polski 27.05.1983 r., już byłem członkiem SW.
Z uporem
wierzyłem w ten manifest, na tamte czasy nie było innego, radykalnego i
sensownego. Kolportowałem ulotki. Dostałem ultimatum – miałem opuścić
Polskę. Członkiem SW zostałem pod koniec 1982 r. Przysięgę składałem w Polsce i
w Norwegii. Kontakty z Kornelem Morawieckim utrzymywałem przez Tadeusza Rogosza. Organizowałem dla SW farbę, papier i pieniądze.
Działałem pod pseudonimem „Danton”.
Wyjeżdżałem z
zamiarem tworzenia przedstawicielstwa SW w Norwegii. Od początku swojej
działalności w Norwegii współpracowałem z prasą norweską – „Qvre”, „VG” (gazeta ogólnokrajowa), w
niej ogłosiłem oficjalnie w sierpniu, że otwieram „wbrew komunistom
pierwsze biuro SW”.
W Brukseli
podejrzewano, że jestem z SB. Po tym ogłoszeniu od razu zaczęli zgłaszać się
dziennikarze norwescy. Bjorn Cato
Funemark – szef Solidaritat
Norge-Polen zaproponował mi wstąpienie do szefostwa S-N-P. Zgodziłem się od razu i uzyskałem w ten sposób
pierwszy kanał dla SW. Organizacja ta była w dużym stopniu spenetrowana przez
komunistów norweskich. Stali oni na ulicy i zbierali pieniądze na „Solidarność”,
a część na SW. Norwegowie nie sprzeciwiali się SW (70%), lecz 30% Polaków. Z
czasem, w 1985/86 r. nastąpił inny podział i SW sprzeciwiało się już 50%
Norwegów i 50% Polaków.
SW przysyłała
do Norwegii ludzi różnego pokroju, więc żądałem od Morawieckiego rekomendacji
na piśmie. Mój dom był obserwowany przez ambasadę Polską w Norwegii, później
policja zrobiła z tym porządek i przestali obserwować mój dom (pod koniec 1984
r.).
Ambasada
polska zorganizowała zamach na mnie, chcieli upozorować wypadek. Było to w 1984
r., podczas mojej podróży do Szwecji.
Dobrze
układała mi się współpraca z Bjornem Funemarkem. Jak potrzebowałem kontaktów, to zaraz mi je
załatwiał, np. w Londynie CSSO (koordynacja komitetów
wspierających Solidarność), w Szwecji. Wszędzie, gdzie
jechałem, przedstawiałem się jako członek SW. W Londynie byłem w roku 1984, w
Szwecji kilkakrotnie, w Paryżu w roku 1990, w USA w 1985 r., potem utrzymywałem
kontakty korespondencyjne i w 1987 r. powtórnie wyjechałem do USA. Wszystkie te
wyjazdy były prywatne.
Od momentu kiedy otrzymałem pierwsze numery pisma „SW”:
3/70, 29.01.-5.02.1984 r., w których na stronie
drugiej ukazał się komunikat z podziękowaniem dla naszej (norweskiej)
działalności i informacja, że w Oslo działa pierwsze Norweskie Biuro
Informacyjne SW, było mi łatwiej działać, bo polska emigracja uwierzyła wtedy,
że nie jestem SB-kiem. Zaraz po ukazaniu się tej
informacji otworzyłem konto SW, było na nim 700 koron, które miały znaczenie symboliczne.
Pieniądze starałem się wyciągać raczej bezpośrednio od ludzi na dzialalność SW. Wydrukowałem w języku norweskim ulotki,
prosząc o pomoc dla SW. Rozsyłałem je po zakładach pracy i do ludzi prywatnych.
Przez cały okres naszej działalności spłynęło 700 koron.
Po ukazaniu
się notki, o której wspominałem wcześniej, wysłałem pismo do RWE mówiące o tym,
że jestem przedstawicielem SW w Norwegii. Najder
forsował wszystko, czego nie chciały puścić niższe szczeble.
Po otrzymaniu
nagrody Nobla przez Wałęsę zorganizowałem manifestację w Oslo. Po tej
manifestacji po raz pierwszy podano informację radiową, w której wypowiadałem
się na temat Kornela Morawieckiego i SW. Oświadczenie to otrzymały stacje
radiowe różnych krajów. Odbywało się to tak, że SW wysyłała do mnie różne
informacje, ja przekazywałem je do RWE, do Najdera i
w po upływie godziny podawano te informacje w „Panoramie Dnia”. W
RWE nie cenzurowali żadnych wiadomości.
Wysyłając
ulotki, sankcjonowałem istnienie biura SW, a zarazem prawną ochronę.
W latach
1982-86 spłynęło na działalność SW 5 tys. dolarów. Stałem na ulicy i zbierałem
pieniądze na działalność SW, robiłem plakaty z napisem „Uwolnić więźniów
politycznych”. Organizowaliśmy też transport darów w 1984/87 r., które
przychodziły do ks. Orzechowskiego [we Wrocławiu] (jest
moim znajomym) – była to żywność i odzież dla dzieci od SW. Było to około
8 samochodów wartości 50-100 tys. dolarów, szło to pod egidą SW, nie pod Solidaritet-Norge-Polen (oni wysyłali osobne transporty).
Organizowaliśmy też akcje losowe – było to w 1984 r., wystawialiśmy
nagrody z własnych środków (około 400 koron, 700 dolarów), część z tych
pieniędzy przeznaczyliśmy na działalność SW.
Kontakt z SW
od 1983 r. do roku 1987 miałem przez Stanisława Procajło.
W 1985 r.
przyjechał norweski dziennikarz z gazety „Qvre”
do Kornela Morawieckiego. Wydarzenie to opisane było w norweskich gazetach.
Miałem też kontakty z socjaldemokratyczną gazetą „Arbaiderblade”.
(…)
Od 1986 r.
nawiązałem kontakt z Ukraińcami mieszkającymi w USA – „rozmawiamy o
tym, co jest i co będzie, a nie o tym, co było”, granice stałe. Ukraińcy
zamieszczali artykuły „SW” w swojej prasie, dotyczące współpracy
polsko-ukraińskiej. „SW” była bardzo dobrze odbierana przez tych
niepodległościowych Ukraińców. Kontakt z Ukraińcami utrzymywałem przez Marka Ruszczyńskiego.
W roku 1984
miałem już w Norwegii taką pozycję polityczną, że politycy norwescy zaczęli ze
mną rozmawiać. Na różnych gremiach, np. na Kongresie
Skandynawskim „przepychałem” informacje dotyczące polityki takiej,
jaką prowadzi SW. Okrężną drogą najpierw do RWE, potem do Kongresu
Skandynawskiego przetransportowano informacje o poglądach SW. Wtedy często
ludzie przejmowali wiadomości o SW bez wchodzenia i identyfikowania się z tą
organizacją.
Kongres
Skandynawski składa się z organizacji Polonii skandynawskiej: szwedzki Kongres
Polaków w Szwecji, Związek Polaków w Danii, Koło AK, Związek Polaków w
Norwegii, Organizacja: Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne „Kultura”
w Norwegii.
Moje wywiady
na temat upadku komuny w ciągu 6-7 lat ukazały się w roku 1985 w centrowej gazecie
ogólnonorweskiej „Dagblade”.
Raczej udzialałem wywiadów, artykuły pisałem bardzo
rzadko.
Z Londynem
miałem kontakty przez Józefa Lebenbauma, mówił mi on,
że dostał wiadomość od salonów warszawskich, żeby torpedować i tonować SW. W
latach 1984/86 miał on biuro informacyjne „S” w Szwecji. Miałem z
nim raczej luźne kontakty.
Od samego
początku istnienia SW w Norwegii organizowałem dla niej pomoc: transport
odzieży, kalki, matryce, klisze i filmy.
Pierwszym
człowiekiem, dzięki, któremu zetknąłem się z SW, był Tadeusz Świerczewski. Od
1984 r. miałem też bardzo dobre kontakty z Wojciechem Myśleckim, który bardzo
dobrze organizował przesyłanie informacji, szkic aktualnej sytuacji w Polsce
raz w miesiącu, bardzo regularnie przesyłał mi szkice polityczne. Mniej
regularnie otrzymywałem prasę SW (Świerczewski bałaganiarz), dopiero jak zajął
się tym Myślecki, to pisma te zaczęły przychodzić regularnie. Kontaktował się
on ze mną pod pseudonimem „Wujek”. Kontaktowali się ze mną również
działacze z Australii i Nowej Zelandii. Otrzymywali kopie „szkiców pism
SW”, swoje listy. Był tam przychylny grunt dla SW.
Uważam, że
dużym błędem SW było to, że nie poinformowali mnie o powstaniu biura Wirgi w Mainz. Dowiedziałem się o
tym z prasy i z RWE.
Przyjechał do
mnie na polecenie KPN ich człowiek i chciał, abym przystąpił do KPN. Pomogłem
im w zainstalowaniu się w Szwecji. Naszą dewizą było to, że „współpracujemy
z wszystkimi, którzy walczą z komuną”. Stanisława Procajło
też próbowali naciągnąć, aby wstąpił do KPN.
Od roku 1985
chodziło głównie o wyrobienie marki SW. Mówiłem, że SW jest organizacją
radykalną, ale nie działa z pistoletem w ręku. Skandynawskich dziennikarzy nie
raził przymiotnik „Walcząca”. Mówiłem im, że SW walczy o młodzież,
o naukę. Najwięcej wywiadów udzieliłem gazecie „Qvre”,
w pozostałych około trzech wywiadów rocznie.
Pomagali mi w mojej działalności: Funemark, Kjetyl (S-N-P), Arne i Borg. Wszystkim z NPK-om powiedziałem, że zwalczamy komunizm. Niektóre informacje, które otrzymywałem z kraju, były umiejętnie szyfrowane. Miałem też kontakty z Brukselą (Milewski), ale oni, jak usłyszeli o przedstawicielstwie w Oslo, to zaczęli nas atakować. Nie pomogły moje tłumaczenia, że nie jesteśmy związkiem zawodowym, że walczymy o niepodległość.