Rozdział VI
Struktura organizacyjna Solidarności Walczącej
Po wprowadzeniu stanu wojennego w podziemiu zaczęły powstawać środowiska, ruchy, ugrupowania, partie polityczne, o odmiennej strukturze organizacyjnej. W dużym stopniu zależała ona od proweniencji danej grupy ludzi. Istnieje podział, według którego po 13 grudnia konstytuowały się niezależne środowiska w oparciu o jedną z trzech formuł: uszczuplone grupy z przedsolidarnościowej opozycji, komisje zakładowe i regionalne komitety powstałe na bazie NSZZ „Solidarność” (często w mocno zmienionym składzie personalnym1) i, jako trzecie – nowe grupy, działające w oparciu o nowe programy, o innym sposobie patrzenia na rzeczywistość2. Struktura organizacyjna każdej z tych trzech formuł politycznych w przeważającej mierze zależała od zjawisk, które wpłynęły na ich powstanie. KPN, środowiska KOR-owskie w pewnym sensie kontynuowały głoszenie idei takich, jak przed sierpniem 1980 r. Regionalni i zakładowi działacze „Solidarności” uzależnieni byli od wymogów prowadzenia polityki właściwej związkom zawodowym. Powstawały również nowe środowiska, określające się coraz częściej jako partie polityczne – Polska Partia Niepodległościowa, Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość” – i wysuwające na plan pierwszy założenia dotychczas nie głoszone.
Jeżeli przyjąć za uprawniony taki podział środowisk opozycyjnych istniejących w latach 1982-86, to Solidarności Walczącej nie można przyporządkować do żadnej z powyższych formuł z osobna. Jest ona mozaiką trzech komponentów, z których każdy można by podzielić na części składowe. Z tradycji przedsierpniowej najważniejszy był „Biuletyn Dolnośląski”; tematyka jaką poruszał, i środowisko, jakie go kreowało i jakie on kreował3. „Solidarność” była tak wszechstronnym i różnorakim ruchem, że nie mogła nie mieć wpływu na tworzenie Solidarności Walczącej, ale co ważniejsze – członkowie SW nie odżegnywali się, lecz raczej w większości traktowali „Solidarność” i ideę solidarności jako probierz swojego działania. Ale była też Solidarność Walcząca po części dziełem ludzi, którzy w politykę zaangażowali się dopiero po grudniu 1981 r. Oni też najczęściej nie ulegali mitowi „Solidarności” i byli autorami bądź propagatorami innej myśli politycznej4. Tak eklektyczne pochodzenie SW wpłynęło wydatnie na jej schemat organizacyjny. Solidarność Walcząca nie była ani związkiem zawodowym o prerogatywach politycznych (w ustroju komunistycznym z konieczności takie prerogatywy miała NSZZ „Solidarność), ani tworem upodabniającym się do partii politycznej, aczkolwiek pojawiły się głosy sugerujące, że specyfika SW bliska jest formule partii5.
Solidarność Walcząca była organizacją. Jej struktura uzależniona była od wielu czynników. Wymogi życia konspiracyjnego, sposób powstawania, historia i tradycja („SW czerpie wzory swej konspiracyjnej działalności z tradycji Armi Krajowej”6), pojawiające się w trakcie budowy SW potrzeby, charaktery i zamiary osób nadających kierunek Solidarności Walczącej – wszystko to wpłynęło na jej kształt strukturalny. Wojciech Myślecki, zajmujący kierownicze stanowisko w Solidarności Walczącej, określił ją jako „bardzo dobrą organizację, ale bardzo kiepską partię polityczną”7.
Schemat podległości w SW, czyli jej budowa hierarchiczna, warunkowana była nie tyle koniecznością istnienia sprawnego aparatu wykonawczego wewnątrz organizacji, aparatu gotowego podjąć takie zadania, jakie wyznaczy mu kierownictwo, co raczej zależało od pragmatycznych elementów działalności podziemnej. Ważniejsze było, żeby sieć drukarń i kolportażu działała sprawnie, niż żeby działała ściśle według wskazówek władz Solidarności Walczącej. Stąd np. duża doza swobody, jaką obdarzone były redakcje poszczególnych pism8. Stąd rodząca się od jesieni 1982 r. koncepcja szerokiej autonomii oddziałów Solidarności Walczącej, powstających w miastach poza Dolnym Śląskiem.
Niezależna organizacja polityczna o programie zdecydowanie antykomunistycznym, jaką była SW, musiała od samego początku podjąć kroki zabezpieczające przed inwigilacją i infiltracją Służby Bezpieczeństwa9. Musiała również dostosować środki i sposoby swego funkcjonowania do możliwości, jakie dawały warunki konspiracji.
Specyfika działalności podziemnej z góry narzucała konieczność wyboru modelu. Organizacja musiała składać się z części na tyle autonomicznych, aby wpadka jakiejś grupy, oddziału czy drukarni nie pociągała za sobą rozbicia większej części oraz, by zmniejszała prawdopodobieństwo spenetrowania całości przez SB z chwilą wejścia agenta do jednego z działów SW. Musiała jednak być też tak skonsolidowana, żeby w istotnych zarysach prowadziła jednolitą działalność i żeby dawała gwarancję generalnego podporządkowania kierownictwu poszczególnych działów10.
W Solidarności Walczącej od sierpnia 1982 r. istniało ciało rządzące, kierujące polityką organizacji. Była to Rada Porozumienia Solidarność Walcząca11. Od 11 listopada 1982 r. – Rada Solidarności Walczącej. Rada składała się przede wszystkim z założycieli SW, dobranych razem na zasadzie bliskości towarzyskiej i organizacyjnej. Rada SW mogła zmieniać swój skład i z biegiem lat ten skład rzeczywiście podlegał zmianom. Do Rady weszli bezpośredni współpracownicy K. Morawieckiego oraz osoby związane z Regionalnym Komitetem Strajkowym, którym jednak nie odpowiadała linia programowa RKS-u. W trzeciej dekadzie maja 1982 r. odbyło się pierwsze spotkanie osób, które uzgodniły zasadność powołania odrębnej od NSZZ „S” organizacji. Kanwą niezadowolenia i odmiennych wizji politycznych był wielowarstwowy konflikt między ludźmi skupionymi wokół W. Frasyniuka, a późniejszymi założycielami Solidarności Walczącej12. Na spotkaniu w maju ustalono wstępne zasady powołania nowej struktury, nie uczestniczyli w nim jednak wszyscy ci, którzy w czerwcu weszli w skład Rady. Po ukazaniu się pierwszego numeru „Solidarności Walczącej” doszło do kolejnego zebrania, na którym ukonstytuowała się Rada Porozumienia Solidarność Walcząca. Największy wpływ na ostateczny skład Rady miał Kornel Morawiecki. Kompetencje, zadania, prawa i obowiązki Rady nie zostały sformułowane od razu, ale po kilku spotkaniach, latem 1982 r. opracowano tryb funkcjonowania Rady.
Do Rady powstającego Porozumienia SW weszło najprawdopodobniej jedenaście osób. Zbigniew Bełz, Paweł Falicki, Michał Gabryel, Jan Gajos, Jerzy Gnieciak, Maria Koziebrodzka, Cezary Lesisz, Hanna Łukowska-Karniej, Kornel Morawiecki, Andrzej Myc i Zbigniew Oziewicz. „Najprawdopodobniej”, ponieważ sam moment wejścia nie był przez nikogo protokołowany – skład Rady wykrystalizował się na zasadzie fait accompli. Brak formalnego zatwierdzenia z czasem zrodził wątpliwości co do przynależności do Rady jednego z jej członków13. Liczebność Rady nie była czynnikiem stałym. Czasowo osłabiona ona była aresztowaniami, po kilku miesiącach dokooptowani zostali do Rady nowi członkowie, po kilku latach zaczęli odchodzić z jej składu inni, na skutek aresztowań, emigracji lub niezgodności ze sposobem jej funkcjonowania. 15 sierpnia 1982 r. SB aresztowała ukrywającego się we Wrocławiu Jerzego Gnieciaka, przewodniczącego NSZZ „S” RI w Opolu przed i po 13 grudnia 1981 r., jednego z założycieli Porozumienia SW14. Nie został on jednak ujęty jako członek władz naczelnych nowo utworzonej Solidarności Walczącej, lecz jako działacz związkowy. Członkostwo w Radzie było tajne – osoby postronne, nawet działacze Porozumienia SW nie powinni być poinformowani co do składu Rady. Aresztowani zostali m.in. także Z. Oziewicz i A. Myc (w pierwszej połowie 1984 r.)15. Podobnie jak wcześniej J. Gnieciak, powrócili do czynnego uczestnictwa w Radzie po wyjściu na wolność. 16 kwietnia 1983 r. aresztowano przewodniczącego Federacji Regionów Gorzów – Szczecin – Koszalin NSZZ „S” – Zbigniewa Bełza. W więzieniu Bełz został złamany przez śledczych i podpisał „deklarację lojalności”. Skutkiem tego po wyjściu na wolność nie został z powrotem przyjęty w skład Rady. Pierwszą osobą, która weszła do Rady poza jedenastką założycieli, był Władysław Sidorowicz. Formalnie jego członkostwo zostało zatwierdzone w głosowaniu wiosną 1983 r., jednak od lipca 1982 r. Sidorowicz brał udział co pewien czas w posiedzeniach Rady jako obserwator i doradca. Drugą dobraną osobą był Jerzy Kocik, również w 1983 r.
11 listopada 1982 r. Rada Porozumienia SW „przyjęła i zaprzysięgła Rotę Solidarności Walczącej16 (...) Aktem przysięgi Porozumienie przekształciło się w organizację o nazwie Solidarność Walcząca. Uczestnictwo w Porozumieniu zastąpione zostało przez członkostwo w organizacji – po zaprzysiężeniu Roty. Rada Solidarności Walczącej”17. Treść Roty SW dzieliła się zasadniczo na dwie części. Część pierwsza wyrażała deklarację woli walki o Rzeczpospolitą Solidarną i o oparty na solidarności nowy ład między narodami. Druga – to dochowanie wierności zasadom funkcjonowania w antykomunistycznej organizacji konspiracyjnej. Po przyjęciu Roty SW, zaprzysięgali ją wszyscy członkowie Rady z wyjątkiem Pawła Falickiego, który złożył przysięgę według drugiej części Roty18.
Zatwierdzona przez Radę SW Rota stała się warunkiem pełnego wejścia do organizacji na zasadach członka. Dlatego od listopada 1982 r. działaczy Solidarności Walczącej podzielić można na członków i sympatyków, przy czym to drugie określenie wcale nie musiało oznaczać mniejszego zaangażowania. Treść przysięgi, choć enigmatyczna, była bardzo zobowiązująca. Nie każdy chciał zgodzić się na uzależnienie sumienia od formuły wymagającej wysokiego stopnia nie tylko wyrzeczeń, ale i odpowiedzialności. Mimo bardzo szczególnego czasu, w jakim przysięga powstała (niecały rok po wprowadzeniu stanu wojennego, dwa miesiące po manifestacjach z okazji 31 sierpnia, miesiąc po delegalizacji „S” i dzień po nieudanym strajku ogłoszonym przez TKK), nie każdy mógł się pogodzić z przysięgą, która miała obowiązywać do końca. Wielu działaczy dostrzegało mimo wszystko swoistą etapowość wydarzeń, mogącą spowodować w przyszłości taką zmianę realiów polityczno-społecznych, która uczyni Rotę w całości lub w części nieaktualną albo wymagającą doprecyzowania.
Byli tacy, którzy nie złożywszy przysięgi, działali w Solidarności Walczącej kilka lat, a konieczność jej złożenia nie była czynnikiem decydującym, ale byli też tacy, których wymóg zaprzysiężenia Roty organizacyjnie odrzucał od Solidarności Walczącej19.
W Radzie SW istniał pewien podział kompetencji. Sprawami finansowymi zajmował się Andrzej Myc. Jan Gajos był odpowiedzialny za prowadzenie działu bezpieczeństwa. Michał Gabryel zajmował się kontaktami zagranicznymi. Decyzje w Radzie podejmowane były podczas głosowania. Mechanizm głosowania opierał się na koniecznej do podjęcia decyzji większości dwóch trzecich. Podczas głosowania nie można było wstrzymać się. Przyjęto zasadę, że trzeba się opowiedzieć za jakimś projektem lub przeciw. W 1982 i 1983 r. Rada dyskutowała nad wszystkimi ważnymi sprawami w Solidarności Walczącej – zarówno operacyjnymi, jak i programowo-ideologicznymi. Oświadczenia organizacji, apele i komunikaty, a niekiedy dłuższe teksty sygnowane były przez Radę SW. Jedną z głównych prerogatyw Rady było zatwierdzenie (po uprzedniej weryfikacji) nowo powstających oddziałów Solidarności Walczącej20.
Rada wybierała Przewodniczącego Solidarności Walczącej. Został nim Kornel Morawiecki. Przewodniczący miał w Radzie jeden głos równie stanowiący, co głosy każdego innego członka Rady. Rada SW „zbierała się w miarę potrzeby”, ale nie częściej, niż raz w miesiącu21. Stwierdzenie to jest prawdziwe dla lat 1983-1986. W 1982 r. Rada zbierała się częściej – co dwa, trzy tygodnie – bez żadnej uprzednio ustalonej regularności.
Na zebraniach Rady SW w 1982 r. wytyczone zostały główne kierunki rozwoju organizacji. Sposób wytyczania nie polegał jednak na formułowaniu i wdrażaniu nowych myśli i projektów, lecz raczej na usankcjonowaniu praktyki, na zatwierdzeniu takiego trendu rozwojowego, jaki Solidarność Walcząca przybrała w dużym stopniu samorzutnie. Podczas dyskusji na forum Rady szczególnie duże znaczenie przykładano do ulepszania sieci informacyjnej – usprawniania tych komponentów, które się na tę sieć składały. Dlatego sprawny technicznie – kolportaż, druk, kwatermistrzostwo – stanowiły zasadniczy i powracający na każdej Radzie temat. Dyskutowano o tworzeniu grup samoobrony, jako nowego etapu walki, o zbieraniu informacji na temat funkcjonariuszy i współpracowników SB i publikowaniu ich w pisemkach podziemnych, żeby nie czuli się oni bezpieczni. W 1983 r. wykształcił się taki model działania Rady, który odzwierciedlał szczególny charakter całej Solidarności Walczącej. Z jednej bowiem strony na posiedzeniach Rady omawiano problemy globalne, kwestię przyszłego ustroju politycznego i zagadnienia z pogranicza filozofii. Z drugiej natomiast Rada, mimo że formalnie stanowiła najwyższy, kierowniczy organ Solidarności Walczącej, odgrywała również rolę „giełdy”, na której dochodziło do wymiany kontaktów, „bibuły” czy doświadczeń. Wynikało to z dualistycznej wizji funkcjonowania Rady. Miała ona pełnić rolę ustawo-, bądź uchwałodawczą, miała być nieformalnym podziemnym parlamentem SW, grupą osób sprawnych koncepcyjnie, zdolnych do analizy rzeczywistości i wysuwania planów perspektywicznych. Ale nie odżegnywano się też od codziennej pracy konspiracyjnej i w praktyce ten właśnie aspekt był decydujący. Żadna z osób będących w Radzie ani siebie nie uważała, ani nie była uważana za kogoś powołanego tylko do myślenia. Każdy miał swój zakres spraw, zakres codziennych obowiązków i one pochłaniały większość czasu.
Z końcem 1983 r. w Radzie zaistniała znaczna rozbieżność zdań na tle sposobów podejmowania decyzji i sposobów afirmacji uchwał i oświadczeń pisanych przez jedną osobę, dawanych Radzie do zatwierdzenia. Zdaniem Pawła Falickiego coraz częściej dochodziło do podejmowania jednoosobowo decyzji przez K. Morawieckiego, dawanych Radzie ex post do wglądu i zaopiniowania raczej niż faktycznego zatwierdzenia22. Było to działanie metodą faktów dokonanych. Kiedy nie można było w odpowiedzi na jakieś wydarzenie odpowiednio szybko zebrać Rady ze względu na jej liczebność – przewodniczący SW w węższym gronie ustalał treść danego komunikatu, odezwy, a potem dochodziło (lub nie) do retrospektywnej analizy tego posunięcia na forum Rady. Jeżeli Rada miała pełnić funkcje stanowiące, to w takim położeniu nie powinna być stawiana. Zdanie P. Falickiego do pewnego stopnia podzielali też inni członkowie Rady – M. Koziebrodzka, Z. Oziewicz, W. Sidorowicz.
Krytyka modelu działania Rady SW została na kilka miesięcy wstrzymana w I połowie 1984 r. z powodu aresztowań, które dotknęły kilku jej członków. Po wyjściu z aresztów i więzień w lipcu i sierpniu 1984 r. problem odżył na nowo. Wówczas też P. Falicki zgłosił formalną rezygnację z członkostwa w Radzie. Rezygnacja jego, aczkolwiek nieodrzucona – nie była też przeprowadzona do końca, ponieważ w latach 1985-86 P. Falicki uczestniczył w posiedzeniach Rady niewiele rzadziej niż inni członkowie. Jego deklaracja rezygnacji miała więc charakter protestu i była próbą wpłynięcia na model działania Rady. K. Morawiecki sygnując dokumenty używał w latach 1983-86 sformułowania „Za Radę SW”. Pozwalało mu to na szybką reakcję na wydarzenia polityczne i zapewne na uniknięcie wielogodzinnej i grożącej patem decyzyjnym dyskusji w Radzie.
W notce informacyjnej dla kół SW w Katowicach określono, że „Naczelnym Organem P[orozumienia] SW jest Rada, która podejmuje zalecenia”23. Wydaje się, że to sformułowanie najtrafniej oddaje rzeczywisty charakter Rady. Była ona naczelnym organem, który jednak ze względu na warunki, w jakich przyszło mu działać i z uwagi na własną strukturę wewnętrzną – nie tyle decydował i egzekwował wykonanie, co podejmował zalecenia. I co najwyżej, starał się nadzorować przebieg wykonania tych zaleceń, jeśli w ogóle zostały podjęte.
Nieco inną rolę odgrywały Rady Solidarności Walczącej, które zawiązywały się w pozawrocławskich ośrodkach – m.in. Katowice, Lublin, Poznań, Gdańsk. Sposób ich powstawania i zadania nie były nigdy odgórnie określone. Model powołania i kompetencje Rady terenowej najpełniej ujęte zostały w gazecie katowickiej. Nie został on w innych miastach przedrukowany, lecz musiał zostać zaakceptowany przez kierownictwo SW we Wrocławiu, ponieważ w praktyce zalecano stosowanie go w innych ośrodkach. Rada terenowa – zgodnie z quasistatutem oddziału katowickiego SW – miała działać w porozumieniu z Radą Porozumienia SW. Jej zadaniami miało być „określanie strategii i taktyki” danego oddziału, koordynacja działań kół SW na podległym jej terenie, łączność z innymi oddziałami SW i innymi ugrupowaniami konspiracyjnymi, uchwalanie propozycji dla kół i opracowywanie dokumentów programowych. Właściwe Katowicom były takie elementy statutu, jak jednogłośne podejmowanie decyzji i sposób rekrutacji do składu Rady24. Zarówno Rady terenowe, jak i Rada SW we Wrocławiu mimo utajnienia, miały prawo zapraszać i zapraszały na swe posiedzenia osoby postronne. We Wrocławiu na przykład w zebraniach Rady wielokrotnie uczestniczył „Gad” [Stanisław Mittek] i Zofia Maciejewska26. Rady terenowe nie były tak liczne jak Rada wrocławska. Zazwyczaj grupowały kilka (mniej niż 10) osób. W ciągu kilku lat istnienia Rad w poszczególnych oddziałach sprawowały one funkcję kierowniczą w znaczeniu szerszym niż Rada SW we Wrocławiu. Mniej zajmowały się teorią, rozpatrywaniem alternatywnych wizji ustrojowych, a więcej – działalnością bieżącą.
Jeden z członków Komitetu Wykonawczego, Andrzej Zarach uważał, że Rada była raczej „organem założycielskim” i konstytucyjnym niż rzeczywistą władzą w organizacji. Zarach jest zdania, że horyzont polityczny Rady zbyt często zamykał się na Wrocławiu, gdyż w Radzie znajdowały się przede wszystkim osoby z Wrocławia (wszyscy prócz J. Gnieciaka z Opola i Z. Bełza z Gorzowa, przy czym Bełz był aktywny w Radzie 10 miesięcy). To z kolei blokowało rozwój terytorialny Solidarności Walczącej27.
Odpowiedzią na wady i niedociągnięcia Rady SW miało być powołanie do życia Komitetu Wykonawczego. Komitet formalnie powstał na posiedzeniu Rady aktem z dnia 11 listopada 1985 r. Rada „powierzyła mu pełnienie funkcji wykonawczych między swoimi posiedzeniami”28. Faktycznie Komitet Wykonawczy istniał już wcześniej, najprawdopodobniej od jesieni 1984 r.29 Do pierwszego składu osobowego Komitetu Wykonawczego wszedł jako przedstawiciel Rady Andrzej Myc, a następnie Wojciech Myślecki, Kornel Morawiecki i Andrzej Zarach. Z chwilą, kiedy Komitet formalnie został zaakceptowany przez Radę, jego członkiem był też Andrzej Kołodziej, musiał więc wejść w jego skład w połowie 1985 r. Po pewnym czasie do Komitetu weszły Ewa Kubasiewicz i Hanna Łukowska30. „Trochę trwało – pisał A. Zarach – zanim Komitet Wykonawczy się wykreował, bo w tym względzie Kornel [Morawiecki] – Bałaganiarz – Olewacz Regulaminów i Uzgodnień, okazał się skrajnym legalistą, konstytucjonalistą. Próbował długi czas zebrać tak dużą część Rady, jak to możliwe, i jeszcze namówić Radę (...) do powołania struktury wykonawczej w prerogatywach prezydenta, co w podziemiu mogłoby oznaczać zupełną autonomię nowego ośrodka kierowniczego. Rozjemcą i pośrednikiem został Przewodniczący SW jako osobna struktura w Organizacji”31. Funkcję pośrednika spełniał Andrzej Myc, który funkcjonował w obu ciałach kierowniczych. Z relacji Zaracha i kilku członków Rady można domniemywać, że istniał niejaki spór kompetencyjny między Radą a formalnie wygenerowanym przez nią Komitetem32.
Komitet Wykonawczy miał rozwiązać problemy operacyjne związane z działalnością bieżącą. W jego gestii leżało również wydawanie wraz z Przewodniczącym SW oświadczeń politycznych, zawieranie porozumień międzyorganizacyjnych, kierowanie działalnością zagraniczną oraz zdobywanie sprzętu niezbędnego do funkcjonowania SW33. Od 1985 r. Komitet prowadził politykę finansową organizacji poprzez dwie osoby – Andrzeja Myca, który nadzorował sprawy finansowe w Radzie od 1982 r., i Andrzeja Zaracha.
Nie jest do końca jasne, dlaczego dwaj (trzej) główni członkowie i twórcy Komitetu – A. Zarach, W. Myślecki (A. Kołodziej), nie weszli w skład Rady SW. Z. Oziewicz wspominał, że w 1984 r. K. Morawiecki zaproponował Radzie powiększenie jej o Myśleckiego i Zaracha. Tymczasem ani Myślecki, ani Zarach do Rady – jak twierdzą – wejść nie chcieli34. Być może wszyscy mają rację, ponieważ propozycja wejścia do Rady Myśleckiego i Zaracha mogła być wysunięta przez Morawieckiego bez porozumienia z nimi, choć wydaje się to mało prawdopodobne.
W praktyce Komitet Wykonawczy stanowił przeciwwagę w rękach Przewodniczącego SW dla Rady i odwrotnie. Komitet był ciałem mniejszym liczebnie, co dawało mu większą sprawność przebiegu zebrań. Oprócz zagadnień operacyjnych, Komitet niemal od początku swego istnienia zajął się też sprawami politycznymi, dokonując analiz politycznych i planując działania organizacji w dłuższej perspektywie. A. Kołodziej w Gdańsku i A. Zarach w Warszawie podjęli działania mające na celu pozyskanie sojuszników politycznych35. Tak więc, paradoksalnie, Komitet powołany do koordynowania zadań bieżących w 1985 r., a tym bardziej w 1986 r., pełnił funkcje planistyczne i scalał elementy działania bieżącego z zadaniami o charakterze strategicznym. Od 1985 r. spadało znaczenie Rady. Komitet Wykonawczy stawał się ciałem rządzącym w Solidarności Walczącej. Rola Przewodniczącego organizacji nie została powstaniem Komitetu osłabiona z tej racji, że był on członkiem zarówno Rady, jaki i Komitetu.
Obok zebrań Rady i Komitetu Wykonawczego, od 1983 r. odbywały się tzw. „spotkania miast”36. Początkowo nie miały one regularnego charakteru, były sporadyczne i w 1983 r. nie mogły jeszcze obejmować takich ośrodków, jak Poznań, Rzeszów czy Gdańsk, ponieważ albo jeszcze Solidarność Walcząca tam nie zaistniała, albo była w stadium początkowym. Od 1984 r. i w latach 1985-86 co dwa, trzy miesiące przyjeżdżał jeden lub dwóch przedstawicieli z kilku ośrodków i dokonywano bieżącej oceny sytuacji widzianej z perspektywy różnych oddziałów SW.
Istnieją podstawy do przypuszczeń, iż te „spotkania miast” były de facto zebraniami Komitetu Wykonawczego i poza nimi nie było żadnych innych posiedzeń Komitetu. Wojciech Myślecki sugeruje, że personalnie Komitet Wykonawczy został skonstruowany w oparciu o trzy źródła: przedstawiciele Rady, reprezentanci poszczególnych oddziałów i osoby zgłoszone przez Przewodniczącego. W takim wypadku Komitet miałby reprezentować i koordynować działalność trzech dotychczasowych ciał zarządzających37. Maciej Frankiewicz, szef oddziału poznańskiego, kilkakrotnie uczestniczący w „spotkaniach miast” wysuwa podobną tezę. Przytacza fakt, że członkowie Komitetu – Kołodziej i Kubasiewicz – po spotkaniach (na których z jednej strony reprezentowali Trójmiasto, z drugiej byli w kierownictwie organizacji) wracali do Gdańska „i chyba nie przyjeżdżali tydzień później z powrotem”38. Gdyby było inaczej – argumentuje Frankiewicz – gdyby Komitet Wykonawczy był ciałem zupełnie odrębnym i podejmował wcześniej jakiekolwiek decyzje, to na zebraniach przedstawicieli oddziałów starano by się różne decyzje przeforsować! Tymczasem na posiedzeniach tych podejmowano wiążące decyzje, wdrażane później przez Rady poszczególnych oddziałów poza Wrocławiem i przez Komitet we Wrocławiu39. Takie supozycje potwierdzałyby równocześnie ukazujące się notki informacyjne ze „spotkań miast”, jak np. najbardziej charakterystyczna – z maja 1985 r., z której wynika, że uczestnicy majowego (kwietniowego?) spotkania nie tylko koordynowali prace oddziałów, lecz wytyczali linię polityczną SW i dyskutowali nad zagadnieniami strategicznymi40.
Są jednak także przesłanki, które przemawiają za tym, że Komitet Wykonawczy był ciałem odrębnym od gremium przedstawicieli oddziałów. W pracach Komitetu Wykonawczego w latach 1984-88 brał udział Andrzej Myc, który nigdy nie uczestniczył w posiedzeniach reprezentantów miast41. Komitet Wykonawczy miał w strukturze organizacji pełnić rolę organu szybkiego reagowania. Takiej funkcji nie mogła urzeczywistnić Rada z wymienionych względów i takiej funkcji nie mógłby pełnić Komitet Wykonawczy, gdyby w jego składzie znajdowały się osoby z kilku ośrodków pozawrocławskich. Chyba żeby zebrania Komitetu (jak również „spotkania miast”) odbywały się bardzo regularnie i dość często. A tak nie było – uniemożliwiały to między innymi warunki działania w konspiracji. O odrębnym działaniu Komitetu świadczą artykuły, oświadczenia i komunikaty (zamieszczane w „SW” i sygnowane przez Komitet), które ukazywały się w krótkich odstępach czasowych, wykluczających ewentualność każdorazowego zebrania się przedstawicieli choćby dwóch oddziałów42. Wiele przemawia za tym, że Komitet zbierał się częściej niż odbywały się „spotkania miast”.
Najprawdopodobniej istniały równolegle trzy ciała o charakterze decyzyjnym – Rada, Komitet Wykonawczy, spotkania reprezentantów oddziałów. Każde z tych gremiów kierowało sprawami o nieco różnym profilu. Każde miało odmienne zadania i założenia taktyczne. Tak zdywersyfikowana struktura organizacyjna na szczeblu kierowniczym musiała być jednak scalona, koordynowana w taki sposób, by nie zaburzać pracy całości. Wydaje się, że taką integracyjną funkcję spełniało kilka osób z Kornelem Morawieckim na czele.
W połowie 1985 r. został aresztowany szef oddziału poznańskiego M. Frankiewicz oraz kilku działaczy z kierownictwa SW w Katowicach43. Osłabiło to czasowo aktywność obu oddziałów. Tak więc w drugiej połowie 1985 r. i w 1986 roku wrocławski ośrodek kierowniczy stymulował politykę całej organizacji, co tym bardziej przemawia za tezą o faktycznym istnieniu Komitetu Wykonawczego, ponieważ w tym okresie „wrocławskim ośrodkiem kierowniczym” był właśnie Komitet.
Struktura kierownicza Solidarności Walczącej nie była dookreślona. Punkt ciężkości przesuwał się w latach 1982-86 z Rady, która odgrywała główną rolę do połowy 1984 r., na Komitet Wykonawczy. Od 1983 r. do 1985 r. i mniej w 1986 r. bardzo istotną rolę odgrywały spotkania przedstawicieli poszczególnych oddziałów SW, zwłaszcza w tych sprawach, które dotyczyły prowadzenia bieżących działań operacyjnych na skalę ogólnopolską (organizowanie manifestacji ulicznych, akcji ulotkowych, akcji o uwolnienie więźniów politycznych, bojkot wyborów i inne). Kluczową postacią był Kornel Morawiecki, który jako przewodniczący SW brał udział prawie we wszystkich posiedzeniach wymienionych gremiów. Rola K. Morawieckiego musiała być relatywnie największa w okresach przejściowych, takich jak aresztowania działaczy SW w I połowie 1984 r. (przed utworzeniem Komitetu), osłabienie stanowiska przedstawicieli oddziałów w II połowie 1985 r. Kornel Morawiecki przez pierwsze lata, jako jedyna osoba z kierownictwa Solidarności Walczącej, sygnował oświadczenia i inne teksty własnym nazwiskiem. Od 1985 r. nazwiskiem podpisywali się również Andrzej Kołodziej i Jadwiga Chmielowska. Zasadniczo jednak co najmniej do 1986 r. nazwiskiem wybijającym się na plan pierwszy było nazwisko Morawieckiego. A. Zarach był zdania, że takie kreowanie jednej tylko postaci było błędem organizacji44. W razie wpadki Morawieckiego groziła niemożność zastąpienia go kimś innym. Nie tyle w sferze organizacyjnej, co w sferze świadomości społecznej (przede wszystkim świadomość samych członków i sympatyków Solidarności Walczącej). Poza tym, niepozbawione racji jest stwierdzenie Zbigniewa Bujaka, że jednym z ważniejszych aspektów właściwie rozumianej działalności konspiracyjnej jest używanie prawdziwych nazwisk45. Nie tylko dlatego, by zapobiec infiltracji newralgicznych elementów danej organizacji, ale również po to, by ją jak najbardziej uwiarygodnić.
Jednym z pierwszych wyspecyfikowanych w strukturze organizacyjnej działów były sprawy finansowe. Pieniądze dysponowane na działalność bieżącą i na finansowanie szerzej zakrojonych projektów pochodziły przede wszystkim z zagranicy46. We wrześniu 1982 r. Rada Porozumienia Solidarność Walcząca powzięła decyzję o wprowadzeniu comiesięcznych składek obowiązujących członków, mimo że członkostwo nie było ewidencjonowane. Minimalna wysokość składek („datków”) miała wynosić 100 złotych. Fundusze Solidarności Walczącej miały być „pod kontrolą powołanego przez Radę Wydziału Finansowego”. Jak zaznaczono, płacenie datków miało nie tylko wspomóc finansowo Solidarność Walczącą i umożliwić jej podejmowanie nowych zadań. Miało też stanowić element solidarności wewnątrzorganizacyjnej i integracji środowiskowej47. Być może zdecydowano się na taki krok, znając mechanizm działania składek członkowskich w strukturze związków zawodowych. Postulowane datki nie były powszechnie uskutecznione. Nie dlatego, że brak było w owym czasie ludzkiej ofiarności (także finansowej) – było wręcz przeciwnie. Dlatego, że codzienna ofiarność działaczy skupiała się na sprawach konkretnych – zakup papieru, farby, benzyny itp. (co pochłaniało zwykle więcej niż owe 100 złotych miesięcznie); nie było natomiast wyrobionego zwyczaju uiszczania regularnych opłat w organizacji pozazakładowej.
O sposobach alokacji zasobów finansowych decydowała Rada SW do 1984 r., a potem Komitet Wykonawczy i Rada (w mniejszym stopniu). W całym okresie 1982-87 istotne było zdanie Przewodniczącego. Nadzór i niektóre funkcje wykonawcze w kwestiach finansowych należały do Andrzeja Myca i do Andrzeja Zaracha. W praktyce polegało to na tym, że wiedzieli oni gdzie znajdują się środki finansowe, jakimi środkami SW może w danej chwili dysponować, na ile mniej więcej pieniędzy może liczyć w perspektywie kilku tygodni (miesięcy), gdzie znajdują się główne wierzytelności i zobowiązania organizacji oraz jakie są podstawowe i rutynowe potrzeby – koszty obsługi Solidarności Walczącej.
Zarówno Zarach, jak i Myc zgodni są co do tego, jakie były zasadnicze źródła finansowania SW: zagranica. Solidarność Walcząca nie prowadziła żadnej działalności ekonomicznej, która mogłaby jej przynieść dodatkowy dochód. Miejscem dużego obrotu pieniędzmi w podziemiu był druk i kolportaż. W przypadku SW działy te same się w znacznym stopniu finansowały48. Myc szacuje, że w latach 1982-86 Solidarność Walcząca otrzymywała ok. 10.000 dolarów rocznie w gotówce. Według Zaracha – 12.000 dolarów49. W kwoty te nie została wliczona wartość sprzętu, jaki przychodził z Zachodu, a który mógł być częstokroć bardzo drogi. W latach 1982-87 nie doszło w Solidarności Walczącej do żadnej malwersacji, oszustwa finansowego, kradzieży czy zaboru mienia na taką skalę, która zaniepokoiłaby i znalazła wyraz w świadomości kilku osób50.
Wiosną 1983 r. zostało utworzone w SW we Wrocławiu Biuro Informacyjne Solidarności Walczącej. Za datę powstania Biura przyjęto 21 marzec 1983 r., ale w ciągu kilku kolejnych miesięcy zręby organizacyjne Biura zostały dopracowane. Zadaniem Biura było prowadzenie ewidencji działań wymierzonych w społeczeństwo51. Rada SW w oświadczeniu z marca 1983 r. pisała: „Dociera do nas wiele szczegółowych informacji o czynach obrażających poczucie sprawiedliwości. (...) W celu zlikwidowania anonimowości takich czynów i działań powinna być prowadzona ich ścisła ewidencja”. Dalej Rada stwierdzała, że zgromadzone i sprawdzone informacje będą stanowiły materiał dowodowy w przyszłych sprawach i posłużą do sporządzania raportów o łamaniu Praw Człowieka. Najbardziej aktywni „funkcjonariusze reżimu” będą otrzymywali w formie ostrzeżenia wyciągi z dokumentacji zgromadzonej na ich temat, żeby mieli świadomość, że ich działania są rejestrowane i nie zostaną zapomniane52. Bodźcem do powołania Biura Informacji było powstanie specjalnej komisji przy TKK opracowującej raporty o łamaniu Praw Człowieka w PRL, przesyłane do odpowiedniej komisji ONZ53. Biuro zaapelowało do wszystkich członków „Solidarności” o nadsyłanie danych na temat „szpicli, donosicieli, osób nadgorliwie wysługujących się reżimowi”, „nadużyć władzy przez milicję, wojsko, aparat partyjny” oraz danych personalnych „wysokich funkcjonariuszy SB, MO, PZPR, dyrektorów wielkich zakładów pracy, członków władz fasadowych organizacji (...)”. Biuro informowało również, że uzyskane dane „nie będą wykorzystywane bez uprzedniej weryfikacji”54.
Analogiczne działania zostały podjęte w niektórych oddziałach terenowych Solidarności Walczącej. Ewidencjonowanie przypadków łamania prawa prowadzono w Katowicach55 oraz w Lublinie. Redakcja „SW” w Lublinie w kwietniu 1984 r. przypomniała, że Biuro Informacyjne SW w Lublinie „rejestruje i gromadzi wszelkie informacje dotyczące łamania przez władzę komunistyczną Praw Człowieka w (...) regionie. (...) personalia najbardziej gorliwych lokajów reżimu (czerwone związki zawodowe, konfidenci w środowiskach i zakładach pracy, nadgorliwe kadry kierownicze). Informacje sprawdzone prosimy kierować do BISW za pośrednictwem kolporterów naszego pisma”56.
Przejawem działalności BISW we Wrocławiu było rozpoczęcie wydawania „Biuletynu Informacyjnego SW” („BIS”), w którym co pewien czas pojawiały się informacje na temat „nadgorliwych”. Autorowi nie jest znana żadna dokumentacja z zapowiadanego procesu ewidencjonowania nazwisk i wydarzeń. Wydaje się, że spływ informacji, o jakie Biuro apelowało, nie był duży. A i ten, który był, musiał nastręczać rzeczywiste problemy weryfikacyjne. W pewnym sensie apele Biura i pojawiające się co pewien okres enuncjacje w podobnym do wymienionych tonie – mogły spełnić jedno z zadań Biura: ostrzeżenie niektórych „funkcjonariuszy reżimu”. Treść ulotek i czasopism podziemnych znana była przede wszystkim wąskiej grupie działaczy i czytelników zaangażowanych w mniejszym lub większym zakresie w działalność podziemną. Z rzadka „bibuła” trafiała do rąk przedstawiciela „milczącej większości”. Wydaje się, że owi „funkcjonariusze reżimu” – adresaci ostrzeżeń – bynajmniej nie sporadycznie czytywali podziemną prasę. Nie wiadomo i nigdy nie będzie wiadomo, w jakim stopniu groźba „bycia zanotowanym” w „aktach podziemia” moderowała „nadgorliwość” przedstawicieli władzy komunistycznej. Być może w znacznym...
Na posiedzeniach Rady Solidarności Walczącej w 1982 i 1983 r. często powracał temat utworzenia Grup Samoobrony, które w strukturze organizacji miałyby pełnić funkcje ochronne57. Powstawanie takich grup zapowiedział Przewodniczący Porozumienia SW po 31 sierpnia 1982 r.58 Nie zostało sprecyzowane, do jakich konkretnych zadań miałyby się przygotowywać Grupy Samoobrony. Prawdopodobnie miały osłaniać funkcjonowanie innych działów w strukturze organizacyjnej SW – kierownictwa, radiostacji, drukarń oraz osłaniać akcje inspirowane przez SW (manifestacje uliczne, akcje ulotkowe)59. Podobnie jak we Wrocławiu w latach 1982-84, tak i w Gdańsku w 1985 r. podejmowane były działania, celem wykreowania Grup Samoobrony. W Trójmieście przybrały one nazwę WiS-ów (grup młodzieżowych „Wolni i Solidarni”)60. I we Wrocławiu, i w Gdańsku projekty powołania Grup Samoobrony wykonane zostały w dużo mniejszym wymiarze, niż planowano. We Wrocławiu powstała na dłuższy okres kilkuosobowa grupa Dariusza Olszewskiego, odpowiedzialna za wiele spraw, w zależności od zapotrzebowania – ochrona zebrań Rady, ochrona manifestacji. To ostatnie sprowadzało się najczęściej do tego, że grupa ta stanowiła awangardę walki z oddziałami ZOMO. Na czas manifestacji ulicznej zawiązywało się ad hoc kilka innych grup, które samoistnie przestawały działać w sposób sformalizowany, a więc podlegały kierownictwu organizacji, po skończeniu manifestacji. Demonstracje uliczne zajmowały w założeniach taktycznych SW jedno z ważniejszych miejsc. Kilka innych oddziałów SW pracowało przed manifestacją na jej potrzeby – radiostacja, druk (ulotek) i kolportaż61, angażowane były spore środki finansowe. Po raz pierwszy na większą skalę we Wrocławiu użyto środków walki 13 czerwca 1982 r., a zatem przed ukonstytuowaniem się Porozumienia Solidarności Walczącej. Piotr Kminkiewicz (P. Falicki) relacjonował, że „zomowców obrzucano kamieniami”62. Redakcja „Tygodnika Mazowsze”, odnotowując „wrocławską wojnę” na swoich łamach, wspomina o użyciu proc, kamieni, butelek z benzyną oraz o budowaniu barykad63. Podczas kolejnych manifestacji, do których wzywała SW, w użyciu były podobne środki, z tym że przed manifestacją wydzielane były ze struktury organizacyjnej paroosobowe grupy odpowiedzialne za przygotowanie odpowiednich akcesoriów walki z ZOMO i MO oraz za właściwe ich użycie podczas demonstracji64. W miarę jak nowe pomysły wdrażane były w życie – wydzielano kilkuosobowe grupki zajmujące się stroną praktyczną tego wdrażania. Istniała np. grupa zajmująca się produkcją i użyciem tzw. kolców – gwoździ wetkniętych w cement, służących do rzucania pod koła milicyjnych samochodów65. Zachowane zdjęcia z manifestacji66 oraz film wykonany przez członków SW (człowiek przejechany przez milicyjny samochód, funkcjonariusz SB grożący pistoletem)67 dowodzą istnienia komórek SW przeznaczonych do fotograficznego rejestrowania wydarzeń. Cały zarysowany podział funkcyjny nie był ani ścisły, ani regularny. Poszczególne funkcje nie były przypisywane jednakowo przed każdą organizowaną manifestacją. Niemniej jednak, przygotowując się do protestów ulicznych, starano się rozdzielić zadania pomiędzy składające się najczęściej z młodych ludzi komórki w strukturze organizacyjnej.
Bardzo
istotny w strukturze Solidarności Walczącej był wydział obsługujący
radiostacje. Składał się on z dwóch niezależnych od siebie pionów – każdy
przeznaczony do innych zadań. Pion pierwszy zajmował się produkowaniem i
emitowaniem audycji radiowych oraz –
sporadycznie – próbował wchodzić na kanały telewizyjne. Drugi –
wykorzystywał radiostacje i urządzenia nasłuchowe do obrony przed infiltracją
Służby Bezpieczeństwa.
We Wrocławiu pierwszą audycję, zwaną audycją
Radia „Solidarność” przygotowały osoby z Solidarności Walczącej. W
pierwszych miesiącach stanu wojennego prace nasłuchowo-analityczne były również
prowadzone przez ludzi, którzy później współpracowali z SW. Jaka była przyczyna
tak dużego zainteresowania działaczy Solidarności Walczącej sprawami ściśle
technicznymi, elektronicznymi? Być może sporo wyjaśnia proweniencja zawodowa
założycieli SW. Większość z nich była pracownikami naukowymi Politechniki
Wrocławskiej, dla których sprawy związane z konstruowaniem odbiorników i
nadajników radiowych nie były nieznane.
Pierwsza audycja radiowa w podziemiu została
wyemitowana w Warszawie 12 kwietnia 1982 r., dzięki Zofii i Zbigniewowi
Romaszewskim68. Jej słyszalność nie była najlepsza, miała jednak
ogromne znaczenie psychologiczne: w kraju spacyfikowanym przez komunistów, na
falach radiowych wystąpili przedstawiciele zawieszonego NSZZ
„Solidarność”. W kręgu „Z Dnia na Dzień” i K.
Morawieckiego kilka osób już od grudnia 1981 r. usiłowała skonstruować nadajnik
zdatny do wyemitowania audycji69. Z chwilą utworzenia pisma
„Solidarność Walcząca” i zrębów organizacyjnych powrócono do
zamysłu wyemitowania audycji, w oparciu o wcześniej prowadzone prace. Osobą,
która wydatnie przyczyniła się do wyprodukowania nadajnika był
„Gad” [Stanisław Mittek]70. Prace zostały sfinalizowane
z końcem czerwca 1982 r. W trzecim numerze „SW” zaanonsowano
pierwszą na Dolnym Śląsku audycję, która miała zostać nadana na falach UKF 27
czerwca o godz. 21.00. „Naszych radiosłuchaczy – pisał szef działu
radiowego – prosimy o nagrywanie programu oraz przekazywanie nam uwag
krytycznych co do treści i jakości odbioru”71. W połowie
czerwca, po manifestacji 13.06., „sprawa audycji” stała się
priorytetowa. Zdecydowano się na emisję radiową nawet za cenę niskiej jakości72.
Wydaje się, że i w tym przypadku dużą rolę odgrywało psychologiczne znaczenie
audycji na falach radiowych. Audycja została faktycznie wyemitowana i jak
przyznało „Radio SW” „z przyczyn technicznych program był
odbierany przez nielicznych radiosłuchaczy. (...) Audycja następna (4 lipca o
godz. 21.00., UKF) słyszalna będzie na większym obszarze miasta”73.
Mimo słabej jakości, pierwszy na Dolnym Śląsku program radiowy został zauważony
i odnotowany w prasie różnych środowisk. Redakcja „Wiadomości
Bieżących” pogratulowała Solidarności Walczącej udanej pierwszej audycji
radiowej74. „Tygodnik Mazowsze” zamieścił notkę o
wyemitowaniu audycji 27 czerwca 1982 r., nie wspomniawszy jednak o jej autorach
– Solidarności Walczącej75. Kolejne audycje odbywały się w
każdą niedzielę, po uprzednim zaanonsowaniu w „Solidarności
Walczącej” (niekiedy notka informacyjna ukazywała się w innej prasie).
Audycje nadawane były zwykle o godz. 21.00. w paśmie UKF 68-70 MHz.
„Ponadto audycje (...) sporadycznie powtarzamy w dni powszednie o tej
samej porze”76. Służba Bezpieczeństwa podjęła energiczną
kontrakcję, uwieńczoną częściowym powodzeniem. 25 lipca 1982 r. funkcjonariusze
SB odnaleźli (w gwarze podziemnej – „namierzyli”) nadajnik i
aresztowali „kilka przypadkowych osób”77. W trzeciej
dekadzie lipca 1982 r. do Porozumienia SW przyszły z RFN podzespoły do radia78.
To być może częściowo pozwoliło odrobić straty, ponieważ w kolejnych tygodniach
audycje odbyły się regularnie o tej samej porze i w tym samym paśmie79.
Redakcja „SW” i redakcja programów radiowych ponowiła również
wielokrotnie wezwanie o „nagrywanie (...) audycji i rozpowszechnianie
nagrań” oraz apelowała o finansową i rzeczową pomoc80.
Programy z reguły miały słyszalność na dość dużym obszarze Wrocławia. Problemem
podstawowym – obok ciągłego niedoboru sprzętowego – było
zagłuszanie audycji, niekiedy tak znaczne, że audycje były właściwie
niesłyszalne.
We wrześniu 1982 r. została wyemitowana pierwsza
audycja Radia „Solidarność” robiona przez RKS, również borykająca
się z kontrdziałaniami Służby Bezpieczeństwa81. W październikowych i
listopadowych numerach „SW” ukazywały się anonse audycji
„Radia Solidarność Wrocław” – najczęściej w poniedziałki też
o stałej porze82.
W grudniu 1982 r. nastąpiła przerwa w nadawaniu
programów radiowych przez Solidarność Walczącą, wynikająca najprawdopodobniej z
braków sprzętowych83. Nadawanie wznowiono 16 stycznia 1983 r. i
kontynuowano w kolejne niedziele o 21.00. w paśmie UKF 66-69 MHz84.
Nie udało się chyba zachować cyklu tygodniowego (przerwa w nadawaniu była około
marca), ponieważ w kwietniu 1983 r. Radio Solidarność Walcząca znów
poinformowało o wznowieniu audycji. Rozpoczęto także nadawanie audycji Radia SW
w innych miastach, „głównie na terenie Dolnego Śląska”85.
Cykl ten zachowano w miarę regularnie w ciągu następnych miesięcy, zmieniając z
czasem godzinę nadawania z 21.00. na 22.00. Co pewien czas emitowano anonsowane
audycje w innych miastach86.
Współpraca pionu radiowego SW z odpowiednim
działem w RKS przejawiała się obustronnym informowaniem słuchaczy o audycjach.
Np. w „ZDnD” ukazała się notka: „Na prośbę SW zamieszczamy
(...) komunikat – Radio SW nada we Wrocławiu w okresie wakacyjnym audycje
w niedziele 17.07. oraz 7 i 28.08. (...)”87. Analogiczne
komunikaty publikowała „SW”88.
Audycje radiowe nadawane były przez Solidarność
Walczącą w kolejnych latach z niewielkimi przerwami. Ich jakość generalnie
uległa poprawie. Schemat organizacyjny tego działu dostosowany był do warunków
konspiracyjnych. „Z pierwszych wojennych doświadczeń wynika już, że nie
ma sensu budowanie dużych radiostacji o dużym zasięgu, pracujących na jednej
częstotliwości. Takie urządzenia wpadają szybko – lokalizuje się je w
ciągu kilku minut – pisał P. Falicki – dobrym rozwiązaniem wydaje
się budowa sieci małych nadajników o małym zasięgu pracujących na różnych
długościach fal i różnych częstotliwościach (najlepiej UKF)”89.
Dalej wyjaśniał, że sieć nadajników radiowych powinna funkcjonować podobnie do
sieci drukarń. Każdy nadajnik winien mieć pewien zasięg, obszar słyszalności,
który ze względu na swe małe rozmiary nie będzie łatwy do
„namierzenia”. Ewentualna wpadka nadajnika nie zniszczy całego
działu radiowego i będzie stosunkowo łatwo odtwarzalna. Natomiast „z
siecią nadajników powinna współpracować struktura »kolportażu« taśm
magnetofonowych nagrywanych w jednym supertajnym studio”. Radio
Solidarność Walcząca skonstruowane było właśnie na zasadzie kilku niewielkich
skoordynowanych ośrodków nawzajem się uzupełniających. Początkowo nadawano,
instalując antenę na dachu budynku, w jednym z mieszkań znajdowała się osoba z
nadajnikiem, „wpuszczająca” audycję „na wolną falę”.
Było to możliwe do wykrycia przy skoncentrowaniu sił poszukujących w danym
obszarze, dlatego pierwsze audycje były bardzo krótkie. Następnie emitowano
równocześnie w kilku punktach Wrocławia na fali „państwowej”,
zagłuszając ją90.
Radio SW było intensywnie zwalczane przez SB91.
27 lipca 1983 r. o godz. 19.30. Służba Bezpieczeństwa sprokurowała radiową
fałszywkę. Był to pierwszy tego typu przypadek. Dla uwiarygodnienia audycji była
ona zagłuszana podobnie jak programy SW czy RKS92. Podczas
przesłuchań wiele osób było nagabywanych przez prowadzących śledztwo w sprawie
radia93.
Od 1984 r. do 1986 r. Radio Solidarność Walcząca
emitowało co kilka tygodni audycje poświęcane jednemu tylko tematowi (bojkot
wyborów parlamentarnych, program z okazji rocznic). W 1986 r. Radio SW w
całości poświęciło kilka audycji uwolnieniu Władysława Frasyniuka94.
W październiku 1986 r. Radio SW nadawało m.in. audycje poświęcone Tymczasowej
Radzie „Solidarności”, Lechowi Zondkowi, poległemu w 1985 r. w
Afganistanie oraz księdzu Jerzemu Popiełuszce95. Kilka razy nagrywał
swe wystąpienia Przewodniczący SW – Kornel Morawiecki. „Wiadomości
Bieżące” odnotowały, na przykład, doskonale słyszalną audycję Radia SW
„z krzepiącym ducha słowem K. Morawieckiego”96. W lutym
1986 r. Radio Solidarność Walcząca we współpracy z radiem Regionalnej Komisji
Wykonawczej nadało w Warszawie kilkanaście programów na UKF i na I programie
telewizyjnym. „Jedna z audycji była dobrze słyszalna, m.in. na
Rakowieckiej w kom[endzie] Gł[ównej] MO”97.
Audycje radiowe usiłowano również emitować w
innych oddziałach SW. Mimo zaawansowania prac nie doszło do rozpoczęcia prac
radiostacji w Katowicach98. Najlepiej poza Wrocławiem został
zorganizowany dział nadawania programów radiowych w Poznaniu. Plany utworzenia
stacji nadawczej w Poznaniu powstały jesienią 1983 r.99 Od 1984 r.
oddział Solidarności Walczącej w Poznaniu rozpoczął w miarę regularne emisje
programów. Przygotowaną audycję puszczano na falach radiowych zazwyczaj
kilkakrotnie. Parokrotnie udało się też wejść na fale II programu TV100.
„Zaktywizowanie prac rozgłośni radiowej” należało do
najważniejszych zadań, jakie oddział poznański postawił sobie do realizacji w
1985 r.101
Radio ugrupowań podziemnych w Polsce, w tym
przede wszystkim radio NSZZ „S” w różnych regionach, oraz Radio SW
odegrało trudną do oszacowania, ale też trudną do przecenienia rolę w
kształtowaniu świadomości społecznej części Polaków. Audycje, nawet te dalekie
od doskonałości, stanowiły wyraźny dla wszystkich słuchaczy dowód przełamywania
monopolu państwowego w jednym z najważniejszych dla władzy komunistycznej
obszarów: informacji i propagandzie. Wydaje się, że większe było znaczenie
niezależnych audycji radiowych w pierwszych dwóch, trzech latach po
wprowadzeniu stanu wojennego. Od 1984 r. zaczęły one powszednieć i nie
wywoływały już tylu emocji, co wcześniej. Radio było czynnikiem uzupełniającym
dla „bibuły” drugoobiegowej.
Sporadycznie udawało się radiowcom emitować
krótkie audycje na I i II programie TV. Akcje tego typu częściej wychodziły w
toruńskim oddziale SW, niż we Wrocławiu, gdzie wejście na fale telewizyjne
odbierane było tylko na obszarze kilku bloków lub jednej ulicy102.
Niezwykle ważnym działem, całkowicie odrębnym
sprzętowo i personalnie od poprzedniego, był nasłuch radiowy. Pion nasłuchu i
pion nadawczy połączone były wspólnym obszarem działania – penetracja w
eterze. Oba piony w równym stopniu posługiwały się sprzętem technicznym, co
było najwyraźniejszym ich wyróżnikiem w strukturze organizacyjnej.
Dział nasłuchu radiowego wykorzystywał przede
wszystkim fakt posługiwania się przez funkcjonariuszy SB łącznością radiową.
Powstał przed założeniem Solidarności Walczącej w kręgu osób mających kontakt z
Kornelem Morawieckim103. Szefem działu był od pierwszych tygodni
stanu wojennego związany z Morawieckim Jan Gajos. Pierwsze urządzenia
nasłuchowe były dość prymitywne, robione głównie przez fizyków i elektroników z
Politechniki Wrocławskiej. Pozwalały jednak na skuteczne wychwytywanie
informacji, których używali podczas akcji funkcjonariusze MO lub SB. Od momentu
powstania komórek zajmujących się nasłuchem istniał podział na tych, którzy
opowiadali się za upowszechnieniem zdobytych informacji i na zwolenników
zachowania w tajemnicy wszystkiego, nawet faktu robienia nasłuchów. K.
Morawiecki w liście do Z. Oziewicza miał pretensje o rozpowszechnianie przez
niego informacji o prowadzeniu nasłuchów104. W innym liście
Morawiecki pisał: „Przewałkuj z Janem [Gajosem] sprawę publikacji
podsłuchów. On jest ostro przeciw do czasu, aż my nie będziemy lepsi”105.
Wynika stąd, iż Morawiecki był raczej przeciwny rozgłaszaniu wiadomości o
robieniu nasłuchów przez odpowiednie służby w Solidarności Walczącej. Tymczasem
w pismach SW parokrotnie ukazały się sprawozdania z akcji nasłuchowych. Po raz
pierwszy w „Biuletynie Dolnośląskim” – opublikowano obszerne
fragmenty nagranych na magnetofon rozmów prowadzonych przez ZOMO106.
Następnie redakcja „SW” zamieściła relację z podsłuchu SB i MO
prowadzonego podczas manifestacji 31 sierpnia 1982 r.107 Rok później
fragmenty rozmów radiowych oficerów milicji z grupami ZOMO znalazły się znów w
„BD”108, ale w tym czasie (połowa 1983 r.) kwestia
kompletowania nasłuchów była tajemnicą poliszynela. K. Morawiecki i W. Myślecki
mniej więcej od 1983 r. opowiadali się za publikowaniem w prasie podziemnej
tekstów o metodach, jakimi posługiwała się SB czy MO podczas akcji
(wychwyconych przez nasłuch), albo np. o oznaczeniach, jakich funkcjonariusze używali
dla rozpoznania się nawzajem w czasie mszy świętych lub manifestacji109.
Najbardziej przeciwni tego typu publikacjom byli pracownicy pionu radiowego, na
czele z szefem – J. Gajosem110. Z tym że od 1983/84 chodziło
nie tyle o nieujawnianie faktu posiadania urządzeń podsłuchowych i
wykorzystywania ich, ile o nierozpowszechnianie informacji o regularnym
sporządzaniu nasłuchów i o sposobach jego wykorzystania.
Od roku 1983 urządzenia podsłuchowe stawały się w
podziemiu coraz bardziej popularnym środkiem walki z infiltracją Służby
Bezpieczeństwa. Już latem 1982 r. dolnośląski RKS miał własne komórki
nasłuchowe111. Niekiedy odbiorniki nasłuchowe były w posiadaniu
kilkunastoosobowych grup oporu, redakcji czasopism, niezależnych drukarń lub
innych środowisk. Toteż sam fakt posiadania i wykorzystywania odpowiedniej
aparatury nie był ewenementem w realiach podziemnych. Istotną różnicę między
Solidarnością Walczącą a innymi organizacjami konspiracyjnymi były metody
prowadzenia i sposoby wykorzystywania nasłuchów do bieżących działań
operacyjnych. Prócz SW jedynie niektóre regiony NSZZ „S” (w tym
Dolny Śląsk) kompleksowo korzystały z danych uzyskiwanych dzięki penetracji w
eterze.
Pion nasłuchów zwany był niekiedy kontrwywiadem
SW. Spełniał bowiem te zadania, jakie w aparacie państwowym wykonuje
kontrwywiad – ochrona tajemnic organizacji, rozpracowanie prób
przedostania się wroga do wnętrza organizacji i zwalczanie akcji dywersyjnych.
Kontrwywiad SW prowadził zatem klasyczną działalność mającą na celu rozpoznanie
zamierzeń przeciwnika (SB, MO) z intencją ochrony całości. Przeciwnik był jasno
określony, aczkolwiek sytuacja nie była tak klarowna, jak podczas okupacji
niemieckiej w czasie II wojny światowej. Funkcjonariusze SB mówili tym samym
językiem, a jedną z metod ich działania było upodabnianie się i wkomponowywanie
w struktury podziemne.
Praca służb nasłuchowych polegała na wyszukiwaniu
łączności, rejestrowaniu danych, odczytywaniu ich, sporządzania inwentaryzacji
i wyciąganiu wniosków. Początkowo SB nadawała na fali blisko milicyjnej, potem
przeszła na fale „Interpolu”. Nowe kanały tworzone były co 25 MHz.
W 1982 r. kontrwywiad SW używał do wyłapywania informacji odbiorników własnej
produkcji i przystawek do radia. W 1983 r. przyszły z Zachodu pierwsze skanery
– urządzenia ułatwiające automatyczne wychwytywanie rozmów SB. Skanery,
dość proste w obsłudze, stały się w latach 1983-86 powszechnie używanym
narzędziem pracy podziemnej. Jedyną barierą był koszt skanera, a zatem niemal
pełne uzależnienie od dostaw z Zachodu.
W dziale prowadzenia i analizy nasłuchów
pracowało w różnych okresach lat 1982-86 około 10 osób. Po uzyskaniu
odpowiedniej ilości danych robiona była analiza porównawcza. Jeżeli danych było
za mało do jednoznacznego określenia stanu faktycznego – starano się
zdobyć informacje dodatkowe, potwierdzające hipotezę. Nasłuchy prowadzone w
różnych częściach miasta pozwalały określić, które miejsce znajduje się pod
obserwacją SB, co jest zagrożone rozpracowaniem, jakimi osobami SB się
szczególnie interesuje. Z miesiąca na miesiąc dane były kumulowane, wzrastało
doświadczenie kontrwywiadu, co pozwalało na coraz dokładniejszą analizę
przechwytywanych informacji. Umiejętność i prawdopodobieństwo sukcesu
kontrwywiadu nie rosły jednak wprost proporcjonalnie do upływu czasu, ponieważ
SB, zdając sobie sprawę z działań podziemia, zmieniała sposoby porozumiewania
się i starała się na wszelkie sposoby utrudnić pracę wydziału nasłuchów. Trudno
określić dokładnie, kiedy funkcjonariusze SB zdali sobie sprawę z zakresu prowadzonych
przez SW prac kontrwywiadowczych. Wydaje się, że dość szybko, m.in. dlatego, że
zbyt wiele osób wiedziało o tych pracach, by mogły one pozostać tajemnicą. SB
nie znała jednak szczegółów prowadzenia prac – głównych punktów
nasłuchowych, ilości i jakości sprzętu pozostającego do dyspozycji SW,
umiejętności wykorzystywania danych. Skuteczność pracy kontrwywiadu nie była
pochodną błyskotliwych, brawurowych akcji (jak w niektórych pozostałych
wydziałach organizacyjnych). Zależała od rzetelności, sumienności i
cierpliwości osób zaangażowanych w zbieranie i interpretowanie danych. Dlatego
praca w kontrwywiadzie była może najbardziej żmudną z całej podziemnej
działalności. Analizując dane spływające z różnych miejsc nasłuchowych w
różnych okresach, uzyskiwano (lub nie) obraz przypuszczalnego ataku SB.
Niekiedy wielotygodniowa praca porównawcza okazywała się bezpośrednio
bezużyteczna, ponieważ w międzyczasie Służba Bezpieczeństwa dokonała np.
skutecznej zmiany sposobu porozumiewania się. SB szyfrowała swoje informacje; w
ciągu pięciu lat po wprowadzeniu stanu wojennego kilkakrotnie zmieniano system
kodujący dane. Jednym z szyfrów, był szyfr cyfrowy, dzielący miasto na sektory.
Podczas prowadzenia inwigilacji SB posługiwała się w odniesieniu do danej osoby
(miejsca) często zmienianymi pseudonimami. Podstawą do rozszyfrowania
informacji SB była dobra znajomość Wrocławia – nie tylko z planu miasta,
ale również wizualna, pozwalająca w miarę szybko identyfikować obiekty
zakodowane w rozmowach funkcjonariuszy SB. Zdobycie, zdekodowanie pewnej
informacji umożliwiało czasem przeniknięcie całego planu, misternie
przygotowywanego przez SB. I odwrotnie, bywało tak, że informacje wydawały się
skompletowane, a do wyciągnięcia wniosków brakowało znajomości jednego
pseudonimu, który uniemożliwiał zdefiniowanie sytuacji112. Żeby
zapobiec przedostawaniu się danych operacyjnych do podziemia, SB wielokrotnie
puszczała w obieg informacje fałszywe. Umiejętna dezinformacja dezorganizowała
pracę w komórce analiz porównawczych.
Sukces kontrwywiadu polegał na ostrzeżeniu w porę
jakiejś drukarni, punktu przeładunkowego lub „filtra”, na ochronie
ukrywających się osób oraz na rozpoznaniu przypuszczalnych kierunków ataku SB.
Od 1983 r. prawie każdy punkt (drukarnia, kolportaż, skrzynka kontaktowa) SW we
Wrocławiu miał specjalną przystawkę do radia. Do punktów sukcesywnie
dostarczane były dane przeanalizowane w dziale kontrwywiadu, który tą samą
drogą otrzymywał też informacje wyłapane i zanotowane (nagrane) na każdym z
punktów. Większość punktów we Wrocławiu otrzymało dane dotyczące łączności
milicjantów mundurowych oraz funkcjonariuszy SB z oznaczeniami i objaśnieniami
dotyczącymi „kryptonimów wywoławczych przyporządkowanych do
radiostacji”, łączności między sieciami, usytuowania i przeznaczenia
danej komórki wywiadowczej113. Działania osłonowe polegały na
czasowym odizolowaniu osoby, którą SB się interesowało, od ważnych spraw. Osoba
taka pozbywała się wszelkich obciążających ją i wartościowych dla SB materiałów
ze swojego mieszkania, przez kilka dni (tygodni) nie prowadziła działalności
funkcyjnej w podziemiu lub prowadziła ją w innym trybie i z innym
zaangażowaniem. Po takim okresie swoistej „kwarantanny”, SB
zazwyczaj odstępowała od obserwowania danego człowieka, dochodząc w wielu
przypadkach do wniosku, że nie był on wart takiego zainteresowania, jakim go
darzono114.
Najmniej szkód dla podziemnej działalności SW
narobili ci członkowie i sympatycy organizacji, którzy zdając sobie sprawę z
tego, że są obserwowani, stopniowo zacierali za sobą ślady swoich działań i
ostrożnie nawiązywali stare kontakty na nowo w innych miejscach (zakład pracy,
rodzina itp.). Kłopoty były z tymi, którzy nie wierzyli, że są inwigilowani,
bądź informację o tym lekceważyli. Ostatnią grupą, do której kierowano informacje
z nasłuchu, stanowiły osoby, które na wiadomość o tym, że są pod obserwacją SB
– na trwałe wycofywały się z życia podziemnego.
Kilku nieukrywających się działaczy SW było
niemal bez przerwy inwigilowanych. Toteż dla nich informacja o
„prowadzeniu” ich przez SB nie była niczym nowym. Ich zadanie
polegało przede wszystkim na zręcznym uniknięciu, „urwaniu się”
obstawie SB.
Kilka razy nasłuch uratował przed aresztowaniem
K. Morawieckiego. W 1983 r. przyjechał na spotkanie z Morawieckim człowiek z
Rzeszowa, „który przyciągnął za sobą ogon”. Zawsze w przypadku
spotkania z kimś spoza Wrocławia lub przy zebraniu w większym gronie służby
kontrwywiadu ustalały z góry marszrutę wszystkich osób dojeżdżających na
spotkanie. Droga przejazdu była rozplanowana w taki sposób, aby milicji ciężko
było śledzić człowieka bez łączności radiowej. Jeżeli osoba była
„czysta” (pewna i nieinwigilowana), to i nasłuch był
„czysty”115. Człowiek z Rzeszowa bynajmniej nie musiał
być współpracownikiem SB. Wystarczyło, że w rzeszowskiej grupie zwolenników SW
znajdował się agent.
Początkowo każdy, kto dowiedział się o tym, że
jest śledzony, miał odruch ucieczki, starał się za wszelką cenę
„urwać” obstawie SB (w gwarze konspiracyjnej „zgubić
ogon”). Z czasem jednak starano się wykorzystać wiedzę i świadomość bycia
inwigilowanym. Polegało to na wypuszczaniu „umyślnej” osoby z góry
ustaloną trasą, na której wstępowała ona do kilku (kilkunastu) mieszkań
(sklepów, restauracji, kościołów), rozmawiając z wieloma przypadkowymi ludźmi
(np. z ogłoszenia o sprzedaży psa, samochodu...), wpuszczając zarazem w bazę
danych Służby Bezpieczeństwa wiele fałszywych danych. Przypuszczalnie większość
mieszkań, do których zawitała „prowadzona” (tym razem i przez SW i
przez SB) osoba, zostało zanotowanych i wpisanych w komputerową sieć
informacyjną SB. Jeżeli taka zaplanowana marszruta trwała zbyt długo –
funkcjonariusze SB zaczynali się orientować w grze i odstępowali od śledztwa.
Wydaje się jednak, że niejednokrotnie dzięki tego typu akcjom udało się kontrwywiadowi
Solidarności Walczącej pokrzyżować zamiary SB. Inwentaryzacja danych –
rejestracje samochodów SB, kody, jakimi posługiwała się milicja, spisy miejsc
spotkań funkcjonariuszy lub ich rutynowe znaki rozpoznawcze – wszystko to
pozwoliło wielu osobom zorientowanym w celach i taktyce działania SB, uniknąć
wpadek i aresztowań. Zdaniem Jana Gajosa, szefa kontrwywiadu SW, większość
sukcesów SB opierała się na zeznaniach ludzi podczas śledztw, nie zaś na
inwigilacji, podsłuchach czy werbowaniu działaczy. W etos działania SW wpisany
był element czujności, czegoś w rodzaju „podwyższonej gotowości
bojowej”. Większość członków SW nie miała złudzeń co do zamierzeń i celów
Służby Bezpieczeństwa. Do podstawowych obowiązków należała „Dokładna
obserwacja siebie i okolic i każdorazowe, natychmiastowe powiadomienie [służb
kontrwywiadu] o swej przypuszczalnej obstawie. Każda zauważona obserwacja
(osoby, miejsca) jest naszym atutem”116.
Do nowo powstających oddziałów SW przesyłano
opracowania na temat sposobów wykonywania i wykorzystywania nasłuchów. SW we
Wrocławiu miała w tym względzie największe doświadczenie i dorobek. We
Wrocławiu organizowane były szkolenia z zakresu budowy nadajników i odbiorników
radiowych, zatem stosunkowo duża liczba działaczy była zaznajomiona z funkcją i
metodami wykorzystywania nasłuchów117. Nasłuch i analiza otrzymanych
tą drogą danych stała się w ośrodkach pozawrocławskich powszechna w 1985 r., w
dużym stopniu dzięki skanerom. Inwigilacja SB nasiliła się wyraźnie po amnestii
we wrześniu 1986 r., kiedy to większość struktur związkowych zaczęła działać
jawnie i półjawnie. SB mogła wówczas zaangażować większość sił i środków na
śledzenie Solidarności Walczącej. Z prowadzonych w kilkunastu punktach miastach
nasłuchów wynikało, że od jesieni 1986 r. funkcjonariusze SB we Wrocławiu
rzadko śledzili kogoś spoza SW118.
Nasłuch radiostacji Służby Bezpieczeństwa był
działaniem ukierunkowanym na wychwytywanie operacyjnych i technicznych
informacji SB, celem jak najlepszego zabezpieczenia się przed jej domniemanymi
atakami. Solidarność Walcząca podjęła również działania mające na celu wejście
w struktury wroga i uzyskiwanie informacji strategicznych. Te działania typu
wywiadowczego prowadzone były z dużo mniejszym rozmachem niż prace służb
nasłuchowych. Obarczone było to wiele większym stopniem ryzyka, podpadały
bowiem pod paragrafy dotyczące szpiegostwa. Kontrwywiad był dokładnie
oddzielony i nie miał nic wspólnego z działaniami wywiadowczymi. Koordynacja
prac odbywała się na poziomie efektu finalnego: informacje kontrwywiadu były
porównywane i weryfikowane z danymi, które uzyskano od przeciwnika za pomocą
infiltracji jego aparatu. W pierwszych latach stanu wojennego nie podejmowano
konkretnych działań o charakterze wywiadowczym, wykorzystywano co najwyżej te
źródła informacji, które już znajdowały się wewnątrz aparatu SB. Informacje
zdobywano pośrednio np. od rodzin pracowników WUSW albo bezpośrednio od
„współpracujących [raczej: sympatyzujących] z nami [z SW] pracowników
służby bezpieczeństwa”119. Andrzej Kołodziej wspominał, że
„przez parę lat” SW otrzymywała informacje od córki Wojciecha
Jaruzelskiego poprzez jej narzeczonego120. Kontakty i informacje
według wszelkiego prawdopodobieństwa nie miały stałego i regularnego
charakteru. Były raczej sporadyczne czy wręcz przypadkowe. Ponadto do
wiadomości z kół SB należało podchodzić ostrożnie, gdyż istniała ewentualność
umiejętnego ich spreparowania w celu dezinformacji.
Dwóch funkcjonariuszy SB w Gdańsku udzielało
informacji strukturom Solidarności Walczącej i innym ugrupowaniom podziemnym.
We Wrocławiu w ścisłej współpracy z SW był pracownik WUSW Adam Harukiewicz.
Poza tym co pewien czas pracownik MO, SB lub zomowiec udzielał wywiadu
podziemnym pismom, przekazując interesujące dane na temat stylu pracy aparatu państwowego,
dane operacyjne oraz wiadomości o mentalności i motywach osób pracujących w
Urzędach Spraw Wewnętrznych121.
W 1986 r. SB werbowała działacza SW (pseudonim
„Wiesiek”) do współpracy. Podjął ją na polecenie kierownictwa
organizacji. „Wiesiek” przekazywał A. Zarachowi tajne, choć niezbyt
istotne informacje. Ta podwójna współpraca trwała do 1988 r.122
Kilka działań parawywiadowczych oraz przede
wszystkim praca kontrwywiadu ustrzegły wielokrotnie działaczy i punkty SW przed
wpadką oraz umożliwiły organizacji życie, choć w ciągłych zmaganiach, to w
pełni niezależne.
Budowa Solidarności Walczącej, działalność służb
finansowych i wywiadowczych podporządkowane były w dużym stopniu rozwojowi
drukarń i kolportażu. W tych połączonych często ze sobą działach pracowało
najwięcej osób. Niezależny druk i kolportaż „bibuły” stanowiły
najważniejszy oręż większości konspiracyjnych ruchów. Przełamanie państwowego
monopolu informacyjnego uzależnione było właśnie od uruchomienia tych
sprzężonych ze sobą działów. Dlatego też zostały one szczegółowo potraktowane w
innym miejscu.
Powstanie Solidarności Walczącej w innych
miastach pociągnęło za sobą konieczność ustalenia w miarę stałych kontaktów
organizacyjnych. W strukturze organizacyjnej SW nie zostały wydzielone komórki
odpowiedzialne wyłącznie za łączność między ośrodkami. Łączność ta została
jednak usystematyzowana w postaci dwu-, trzymiesięcznych „spotkań
miast”. We Wrocławiu za skontaktowanie się na czas z przedstawicielami
danego oddziału odpowiedzialne były różne osoby. Przypisanie miasta danej
osobie odbywało się w sposób naturalny. Kryterium były wcześniejsze kontakty i
znajomości. P. Falicki, ze względu na układy rodzinne, miał stałą łączność z
oddziałem SW w Lublinie. Z. Oziewicz poprzez kontakty naukowo-towarzyskie w
Katowicach był łącznikiem z oddziałem górnośląskim. Również do Gdańska i
Poznania jako kurierzy jeździły osoby, które w tych miastach miały przyjaciół
lub rodzinę. Kontakt z ośrodkami w kraju nie był jednostronny. Równie często
lub częściej do Wrocławia przyjeżdżali przedstawiciele poszczególnych
oddziałów. Ten układ nie został w latach 1982-86 sformalizowany, a cała
łączność Wrocławia (kierownictwa SW) z innymi miastami opierała się poza
kontaktami rodzinnymi o kontakty kolportażowe.
Struktura organizacji Solidarność Walcząca nie
była demokratyczna. Również w łonie samego kierownictwa zasady głosowania i
podejmowania decyzji dalekie były od mechanizmów demokracji. Odpowiadając
redaktorowi „Libertas” na pytanie, dlaczego Solidarność Walcząca nie
ma demokratycznej struktury, Kornel Morawiecki zauważył, że „podziemna
organizacja o demokratycznej strukturze w dyktatorskim państwie – to
kwadratowe koło”123. Faktycznie, warunki życia konspiracyjnego
niemalże uniemożliwiały kierowanie się zasadami demokratycznymi w SW. Planowany
schemat kierownictwa organizacji zakładał istnienie instytucji na wzór partii
demokratycznych. W 1982 r. obok Rady powstał Sąd Solidarności Walczącej124.
Weszły do niego trzy osoby: Zbigniew Bełz, Kornel Morawiecki i Andrzej Myc.
Jego zadaniem było rozpatrywanie przypadków nielojalności i zdrady we własnych
szeregach. Sąd nie miał (także w planach) ferować wyroków na osoby spoza
organizacji. Jego kompetencje były ściśle ustalone. Instytucja sądu ani razu
nie została wykorzystana. Wpłynął na to m.in. fakt, że pierwszą osobą, do
której Sąd powinien się odnieść, był jeden z jego członków – Z. Bełz,
ponieważ w 1983 r. podpisał on (podczas śledztwa) dokument, w którym wyrzekał
się dalszego działania w „Solidarności”. Również w odniesieniu do
K. Klementowskiego dyskusja toczyła się na forum Rady SW, bez uruchamiania
procedury quasisądowej. Tak więc w 1984 r. Sąd SW przestał funkcjonować nawet w
świadomości osób z kierownictwa, nie mówiąc o faktycznej działalności.
Podział na Radę, Komitet Wykonawczy i
Przewodniczącego SW był zdaniem niektórych działaczy analogiczny do podziału na
parlament, rząd i prezydenta w państwie demokratycznym. Było to bliższe
rzeczywistości niż Sąd, aczkolwiek również nie funkcjonowało w sformalizowany
sposób. Kompetencje Rady, Komitetu i Przewodniczącego nachodziły na siebie, co
zresztą było przyczyną sporów i nieporozumień. Jaśniej doprecyzowany był układ
kierowniczy SW w innych miastach. Tam decydujący głos miała paroosobowa Rada z
Przewodniczącym lub bez niego.
Rozwój osobowy i terytorialny Solidarności
Walczącej wymuszał wypracowanie metod weryfikujących nowe komórki struktury
organizacyjnej. W odniesieniu do osób większym zaufaniem darzono tych, którzy
sami przez pewien okres budowali „podziemną działkę”, zostali
zauważeni i którym zaproponowano wejście do SW. Inne podejście stosowano wobec
osób, które usilnie starały się „zobaczyć z kimś z kierownictwa”,
bo np. mają coś bardzo ważnego do przekazania. Takie osoby były wnikliwie
weryfikowane, zanim z kimś z kierownictwa się zobaczyły. Nie znaczy to, że
grupa kierownicza była taka hermetyczna, że nikt nie miał do niej dojścia.
Bardzo często kwestia weryfikacji, uwiarygodnienia danej osoby rozpatrywana
była właśnie przez członka Rady lub Komitetu, który jednak w kontaktach z osobą
postronną zatajał swoją funkcję. Powodem takiego zachowania, takiej procedury
była naturalna obawa o próbę wprowadzenia do struktury Solidarności Walczącej
agenta SB. Nie wiadomo dokładnie, w ilu przypadkach procedura, czy raczej zasada,
uchroniła przed wpadką lub dekonspiracją działaczy szczebla kierowniczego.
Takie postępowanie implikowało u ewentualnego agenta SB konieczność
wielomiesięcznego, rzetelnego działania w strukturach podziemnych, by najpierw
znaleźć się w polu zainteresowania SW (NSZZ „Solidarność” i innych,
do których starano się dotrzeć), a później móc liczyć, na to, że ktoś z
kierownictwa zainteresowany bezpośrednią współpracą, poprosi o spotkanie. Nie
było to niemożliwe, ale znacznie utrudniało Służbie Bezpieczeństwa penetrację
struktur podziemnych. Taka zasada nie była nigdzie opisana, jednakże już w
pierwszych miesiącach działalności Solidarności Walczącej stała się niepisanym
kanonem.
Inna była metoda weryfikacji całej struktury,
środowiska, które albo chciało wejść do Solidarności Walczącej albo się przy
niej afiliować. W przypadku małego rozpoznania danego środowiska, jak np. w
Pile czy Jeleniej Górze, zwykle starał się je sprawdzić ktoś, do kogo Rada SW,
bądź Przewodniczący miał stuprocentowe zaufanie. Groziło to wpadką lub
częściową dekonspiracją, lecz eliminowało możliwość opanowania struktur
Solidarności Walczącej na jakimś obszarze. Jeżeli okazywało się, że osoby
tworzące nowy oddział są wiarygodne (Toruń, Rzeszów), to stopniowo zacieśniano
z nimi kontakty, najpierw kolportażowe, później bezpośrednie. Jeśli zaś
istniało podejrzenie albo pewność co do spenetrowania danego środowiska przez
SB (Jelenia Góra, Piła)125, przestawano utrzymywać z nim kontakty.
Podobnie ze środowiskami afiliowanymi. Na przykład co do grupy skupionej wokół
„Wiadomości Bieżących” kilka miesięcy po grudniu 1981 r. nikt już
nie miał wątpliwości – mógł w niej znajdować się jakiś agent SB, ale
trzon grupy stanowili ludzie pewni. Zweryfikowało ich życie – sama ich
działalność.
Wciąganie nowych środowisk, nowych grup
zainteresowanych bliską współpracą z Solidarnością Walczącą uwarunkowane było
nie tylko stopniem ich wiarygodności, lecz również ich zaangażowaniem,
przydatnością w pracy podziemnej. Odpowiadając Z. Oziewiczowi na jego pytania
dotyczące sposobu i zakresu wciągnięcia pewnej grupy osób do SW, Kornel
Morawiecki pisał: „Jeśli chodzi o lokal [dla tej grupy], możesz wziąć ten
na peryferiach, jeszcze nie jest wykorzystany. Niewielkie ilości benzyny są
(...). Najważniejsze: sam musisz ocenić, na ile sprawa nowego zespołu jest
realna, co on będzie robił, czy będzie miał papier, czy ludzie, którzy to
[przedsięwzięcie] zamierzają będą w stanie oderwać się spod (...) kurateli. Czy
są to ludzie pewni, solidni i czy są nasi? Gdy na tego typu pytania odpowiesz
pozytywnie, to możemy dać tej nowej inicjatywie pomoc finansową, nawet sporą, i
ewentualnie zapewnić styk organizacyjny do kolportażu, odczynników itp.
(...)”126. Z listu wypływa cała ostrożność, z jaką Morawiecki
podchodził do wciągania nowych grup do współpracy z Solidarnością Walczącą.
Wydaje się też, że Przewodniczącemu SW nie zależało na ścisłym,
hierarchiczno-organizacyjnym powiązaniu nowego środowiska z Solidarnością
Walczącą. Wręcz przeciwnie, jego słowa świadczą o zamiarze uruchomienia nowej
inicjatywy, ostrożnego połączenia, raczej podłączenia do Solidarności
Walczącej, a potem dania jej wolnej ręki. Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia
grupa opisana w liście sama chciała identyfikować się z SW. Jeżeli zamierzała w
pełni zintegrować się z Solidarnością Walczącą – mógł ją spotkać zawód.
Zeznania wielu osób aresztowanych i
przesłuchiwanych w grudniu 1983 r. i I półroczu 1984 r. wskazują na dość
znaczny stopień autonomii poszczególnych komórek funkcyjnych w SW127.
Mimo wymogów konspiracji i lansowanej przez niektóre osoby z kierownictwa
koncepcji organizacji kadrowej, zhierarchizowanej – Solidarność Walcząca
nie była zorganizowana na zasadzie sztywnej podległości, podporządkowania
wyższym szczeblom. Szczególnie duża swoboda pozostawiona była tym, którzy
chcieli organizację rozbudować. SW popierała różne środowiska, różne redakcje
pism, które z nią sympatyzowały, choć się nie identyfikowały128.
Struktura SW rozrosła się wzdłuż powstałych w
ciągu kilku miesięcy jej istnienia strategicznych kanałów organizacyjnych,
takich jak prasa, druk, kolportaż czy też czasowo zawiązujące się grupy
samoobrony. Pozycja i autorytet w organizacji zależały przede wszystkim od
osobistego wysiłku i efektów pracy129, nie zaś odwrotnie: przyznana
funkcja przyciągała za sobą splendor, uznanie i wzrost znaczenia. Znaczenie
większości osób z Rady, z Komitetu czy z Rad oddziałowych nie opierało się na
samym stanowisku, lecz w dużym stopniu było pochodną osobistej pracy i
zaangażowania, jakie te osoby wnosiły do organizacji. I to nie tylko
zaangażowania intelektualnego, lecz także czysto wykonawczego. Chyba każdy
członek Rady i Komitetu sam drukował, przewoził farbę, załatwiał papier itd.
Potwierdzeniem powyższych tez może być pozycja, jaką mieli, jaką wypracowali
sobie w Solidarności Walczącej w latach 1984-86 Andrzej Zarach, Wojciech
Myślecki, Maciej Frankiewicz, Andrzej Kołodziej, Roman Zwiercan. Żaden z nich
nie uczestniczył w zakładaniu SW, żaden nie był członkiem Rady. Za to ich
osobiste zaangażowanie i efektywna aktywność spowodowały, że ich rola w
Solidarności Walczącej stale wzrastała.
Człowiek angażujący się w budowę organizacji był
stawiany przed koniecznością wypracowania własnej „działki”. Mało
kto otrzymywał gotowy dział z zadaniem prowadzenia go. Większość osób chętnych
do pracy stawiana była wobec konieczności stworzenia czegoś nowego, czym
równocześnie sprawdzano ich przydatność w organizacji. Dopiero tak powstała
nowa lub prawie nowa substruktura przyłączana była do trzonu Solidarności
Walczącej.
Wielość inicjatyw w organizacji powodowała, że
ważnym zadaniem była właściwa koordynacja potrzeb i możliwości poszczególnych
jej komórek. Zapotrzebowanie jednych na dany materiał – papier, matryce,
miejsce kontaktowe – mogło zostać zaspokojone przez innych. Istniało
zatem coś w rodzaju nieformalnej giełdy, na którą komórki organizacji zgłaszały
nadmiar materiału, swoje możliwości oraz niedobory, zapotrzebowanie i trudności130.
Jeżeli komuś potrzebne było mieszkanie lub farba albo samochód – mógł
liczyć na zaspokojenie swoich potrzeb w miejscu, gdzie dokonywano swoistej
inwentaryzacji, bilansowania popytu i podaży na akcesoria konspiracyjne. Ta
tzw. giełda nie była ani osobnym działem w strukturze organizacyjnej, ani
elementem stałym i stabilnym. W praktyce jej funkcjonowanie polegało na
kompletowaniu w rękach jednego człowieka (czasem w jednym mieszkaniu)
informacji na temat potrzeb i możliwości. Informacja „giełdowa” nie
była pełna i nie mogła zaradzić problemom wszystkich. Była jednak na tyle
kompleksowa, że ułatwiała działalność podziemną.
W schemacie organizacyjnym Solidarności Walczącej
nie było odrębnego wydziału lokalowego, czyli zajmującego się wyszukiwaniem,
rejestrowaniem i przydzielaniem mieszkań i lokali na potrzeby działalności
konspiracyjnej. Kto miał i chciał zaoferować locum, przekazywał informację o tym swoim współpracownikom oraz
osobom z organizacji, z którymi się kontaktował. Wiadomość o tym, że ktoś ma, a
inny poszukuje lokalu, rozprzestrzeniała się w sposób naturalny, znajdując
zazwyczaj rozwiązanie w postaci przekazania danego lokalu zainteresowanemu.
Usprawnieniem takiej procedury było podanie informacji o posiadaniu
(zapotrzebowaniu) wolnej kwatery do wspomnianego banku (niektórych) danych
– podziemnej giełdy politycznej.
Pewne, ważniejsze funkcje w strukturze
organizacyjnej, takie jak nadzór i koordynacja sieci druku i kolportażu, były w
Solidarności Walczącej dublowane131. W razie wpadki lub konieczności
czasowego wyłączenia się z działalności (np. „kwarantanna”), szef
kilku drukarń lub kolportażu na dany obszar albo niekiedy szef pisma był
zastępowany przez osobę znającą jego kontakty i metody działania. Dublowanie
miało przede wszystkim zabezpieczyć ciągłość organizacyjną w przypadku
aresztowania. Ciągłość polegała na posiadaniu dojścia zarówno do miejsc, w
których dana komórka zaopatrywała się w materiały, jak również możliwości zbytu
wykonywanej „produkcji” (druk, prasa) czy usług (nasłuchy). W
rzeczywistości system dublerów miał także swoje wady. Zwykle dublerzy znali te
same osoby i zaangażowani byli w takim samym stopniu, co ich szefowie. W razie
aresztowania powodowało to często wpadkę całej komórki, niekoniecznie dlatego,
że ktoś zeznawał podczas śledztwa, lecz z uwagi na rozpracowanie danego
„kanału” przez SB.
Solidarność Walcząca była organizacją
konspiracyjną. Utworzona w połowie 1982 r. inna być nie mogła, jeśli chciała
zachować niezależność w stosunku do władz państwowych. W podziemiu znajdował
się wówczas Związek, a także ogromna większość tworzących się ugrupowań i
partii. Z prowadzeniem nielegalnej działalności wiązało się powszechne w SW
używanie pseudonimów. Każdy chyba działacz organizacji miał swój jeden lub
kilka pseudonimów. Pseudonimami i kryptonimami opatrywano miasta, a także
skrzynki kontaktowe i drukarnie132. Stopień zakonspirowania
determinował wymóg używania pseudonimów w Solidarności Walczącej. Przywódcy TKK
– B. Lis, Z. Bujak, W. Frasyniuk – opowiadali się za występowaniem
z imienia i nazwiska tych osób, które firmowały podziemie133. Przy
tym stanowisku obstawali oni konsekwentnie, mimo kolejnych wpadek. W
Solidarności Walczącej zasadniczo przeciwstawiano się używaniu własnych
nazwisk, uważano to za zbędną brawurę czy nieostrożność grożącą dekonspiracją.
Od początku istnienia Solidarności Walczącej nazwiskiem podpisywał się tylko
jej przewodniczący – Kornel Morawiecki. Dopiero w 1985 r. pod
oświadczeniami i komunikatami z imienia i nazwiska podpisywał się również
wybrany przez Radę na wiceprzewodniczącego organizacji – Andrzej
Kołodziej, a od 1986 r. – Jadwiga Chmielowska, szef oddziału katowickiego134.
Andrzej Zarach uważał takie „lansowanie jednego tylko nazwiska”
– K. Morawieckiego – za błąd organizacyjny135.
Charakterystycznym dla Solidarności Walczącej
zjawiskiem było używanie jednego pseudonimu przez dwie i więcej osób. Była to
tzw. przechodniość pseudonimów. Na szczeblu kierowniczym wystąpiła ona w trzech
przypadkach. Pierwszy – w Katowicach. Pseudonim „Jan Wysocki”
nie był przypisany do osoby, lecz do funkcji – przewodniczący oddziału katowickiego.
Po scedowaniu tego pseudonimu przez Norberta Liszkę – pseudonimem
„Jan Wysocki” posługiwała się J. Chmielowska, jako jego następczyni136.
W 1986 i 1987 r. prawo do używania nazwiska „Jan Wysocki” miał
również działacz o pseudonimie „Stalowy”137, który w
tych latach był głównym organizatorem SW na Górnym Śląsku.
Szefem SW w Poznaniu był Maciej Frankiewicz.
Podpisując oświadczenia oddziału poznańskiego posługiwał się pseudonimem
„Stefan Bobrowski”. Prócz niego od samego początku używali tego
pseudonimu dwaj najbliżsi współpracownicy Frankiewicza – Szymon Jabłoński
i Szymon Łukasiewicz138. Ustalenie takiego mechanizmu uchroniło
„Stefana Bobrowskiego” przed wpadką, z chwilą, gdy SB zatrzymała M.
Frankiewicza.
Trzeci przypadek miał miejsce we Wrocławiu po
utworzeniu Komitetu Wykonawczego. Od 1985 r. teksty apeli i oświadczeń obok K.
Morawieckiego i A. Kołodzieja zaczął podpisywać „Andrzej Lesowski”.
Prawo do posługiwania się tym pseudonimem mieli dwaj główni członkowie Komitetu
– Wojciech Myślecki i Andrzej Zarach. W niektórych przypadkach –
sporadycznie – używał go również Andrzej Myc140. Podczas
przesłuchań funkcjonariusze SB wielu osobom przypisywali pseudonim
„Andrzej Lesowski”, co świadczy o nierozpracowaniu metody
posługiwania się nim.
Członkostwo w Solidarności Walczącej było
nieewidencjonowane. Formalnie członkiem organizacji zostawał ten, kto złożył
przysięgę (Rota SW). Brak ewidencji nie pozwala na szczegółowe określenie
liczby członków Solidarności Walczącej, zmusza do dokonania ogólnych oszacowań.
W organizacji działało również wiele osób niezaprzysiężonych, czyli formalnie
nie będących członkami SW. Ich rola w codziennej pracy w podziemiu jest trudna
do przecenienia. Wielu tych tzw. sympatyków było bardziej zaangażowanych niż
członkowie. Należy więc przyjąć inne kryterium określenia, kto był członkiem
(działaczem) Solidarności Walczącej. Była to osoba świadomie zaangażowana w
działalność w Solidarności Walczącej, odróżniająca SW od NSZZ
„Solidarność” i akceptująca podstawowe założenia programowe organizacji.
Nie bierze się przy takim oszacowaniu tych, którzy działali w SW jako w jednej
z wielu struktur, czyli osób wspomagających ogólnie podziemie. Istnieją różne
szacunki co do liczby członków (osób czynnie i świadomie zaangażowanych w
działalność) Solidarności Walczącej. Andrzej Kołodziej oceniał liczbę członków
organizacji w latach 1986-87 na „od kilku do ponad dwudziestu
tysięcy”140. Wojciech Myślecki – na około 3 tysiące141.
Kornel Morawiecki – 2-3 tysiące. Wydaje się, że dobierając nawet
najbardziej szerokie kryterium przynależności organizacyjnej, dopuszczane przez
A. Kołodzieja oszacowanie (20.000) było mocno przesadzone. Prawdopodobnie
Solidarność Walcząca liczyła w latach 1984-86 ok. 1,5 tysiąca członków, z
zastrzeżeniem, iż dalsze 2 do 3 tysięcy osób w różnych okresach, z różnym
zaangażowaniem i o bardzo różnym stopniu identyfikacji wspomogło organizację.
Od roku 1982 do 1986 liczba działaczy SW wzrastała. Szybki wzrost SW miał
miejsce w 1983 i 1984 r. W samym Wrocławiu liczba osób zaangażowanych w
działalność Solidarności Walczącej była relatywnie największa – od 400 do
600 osób. Poza Wrocławiem najliczniej reprezentowana była organizacja w
Katowicach, Poznaniu i Trójmieście.
Pozostaje rozważyć, czy i do jakiego stopnia
struktura organizacyjna Solidarności Walczącej była zinfiltrowana przez Służbę
Bezpieczeństwa. Zdaniem większości osób z Solidarności Walczącej i innych
zaangażowanych w działalność podziemną organizacja ta w swej strukturze
decyzyjnej i w głównych zrębach działów wykonawczych pozostała niespenetrowana
przez SB143. Kilku polityków uważa, że SW była bardzo mocna
zinfiltrowana, także w warstwie kierowniczej.
Opisując okoliczności aresztowania Kornela
Morawieckiego, gen. Władysław Pożoga (szef wywiadu i kontrwywiadu MSW w latach
80.) zamieścił stwierdzenie: „W SW mieliśmy doskonałego agenta, pseudonim
»Diodor«, mogliśmy kontrolować działalność organizacji, nic złego
stać się nie mogło. Zawsze można było uprzedzić jakąś bardziej radykalną
działalność (...)”144. W książce generała Czesława Kiszczaka zamieszczony
został cytat Krzysztofa Dublińskiego145, z którego wynika, że trzeci
z liderów Solidarności Walczącej – po Kornelu Morawieckim i Andrzeju
Kołodzieju – był agentem SB, a sama SW była przez SB mocno spenetrowana146.
Zdaniem Władysława Frasyniuka struktura organizacyjna SW była rozpracowana
przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, o czym świadczą przede wszystkim
aresztowania z pierwszej połowy 1984 r.147
Ocena W. Frasyniuka nie została oparta na
przesłankach zgodnych z rzeczywistością. Dlatego być może jest taka ostra.
Bowiem wpadka kilku drukarń i aresztowanie czterdziestu kilku ludzi nie było
spowodowane istnieniem tajnych agentów SB w strukturze SW, tylko zeznaniami
kilkunastu osób, które się w czasie śledztwa załamały148.
Paradoksalnie – to właśnie brak odpowiednio poinformowanych agentów
wymuszał niejako na funkcjonariuszach SB stosowanie szerokiej gamy środków
celem uzyskania danych o SW. Akta sprawy z I połowy 1984 r. świadczą o tym, iż
wiedza SB o SW opierała się niemal wyłącznie o zeznania przesłuchiwanych
– stosunkowo niewiele informacji pochodziło z podsłuchów, inwigilacji czy
od ewentualnych współpracowników149.
Przypisy:
1. Tak, jak na przykład różny był skład personalny TKZ-ów w
porównaniu z Komisjami Zakładowymi z legalnego okresu działania NSZZ
„S”; jak różniły się RKK, RKW, RKS, TZR od Zarządów Regionów sprzed
13 grudnia 1981 r.
2. Jerzy Holzer, ..., op. cit., s. 30.
3. Prócz „Biuletynu Dolnośląskiego” można wymienić
środowisko SKS (Studenckich Komitetów Solidarności), ROPCiO (Ruch Obrony Praw
Człowieka i Obywatela), WZZ (Wolne Związki Zawodowe na Wybrzeżu). W każdym z
tych trzech środowisk działali ludzie, którzy później zaangażowali się w budowę
Solidarności Walczącej.
4. Np. Paweł Falicki i Michał Gabryel – członkowie
Rady SW, którzy w działalność polityczną weszli po wprowadzeniu stanu
wojennego.
5. „Solidarność Walcząca” Lublin, 8/8,
26.08.1983 r., s. 2
6. A. Znamierowski, op. cit., s. 99.
7. Relacja Wojciecha Myśleckiego – aneks
8. Relacja Teresy Witkiewicz – tekst w rękach
prywatnych, Relacja Pawła Falickiego – aneks, relacja R. Lazarowicza
– aneks
9. Wezwania do tworzenia mechanizmów prewencyjnych, do ostrożności pojawiły się już w „Z Dnia na
Dzień” (przed przejęciem redakcji przez W. Frasyniuka), „Z Dnia na
Dzień”, 26/185, 8-10.03.1982 r. Funkcje jakie pełnili Jan Gajos i Marek
Muszyński, dowodzą zainteresowania kwestią obrony przed infiltracją SB we
wrocławskim RKS.
10. Zob. np. Walka, 1, wrzesień-październik 1984 r., s. 6,
wywiad z K. Morawieckim pt. „Bóg sprzyja tylko tym, którzy w niego
wierzą”.
11. Większość informacji dotyczących trybu powoływania Rady
SW, sposób jej funkcjonowania, jej kompetencji i zadań, została zamieszczona w
oparciu o zgodne relacje członków Rady oraz osób będących w kierownictwie
organizacji, zatem dobrze poinformowanych, chociaż nie zajmujących miejsca w
Radzie (A. Zarach, W. Myślecki). Relacje w aneksie.
12. Zob. rozdział 1
13. Zbigniew Oziewicz
uważa, iż Hanna Łukowska-Karniej nie wchodziła w skład Rady SW – relacja
Z. Oziewicz – aneks. Paweł Falicki przytacza w relacji (aneks) dyskusję
wokół zasadności, obecności H. Łukowskiej-Karniej na posiedzeniach Rady.
14. „Wiadomości Bieżące”, 52,
13-19.09.1982 r., s. 2
15. Zob. rozdział 5
16. Tekst Roty SW – zob. zakończenie rozdziału 3
17. „Solidarność Walcząca”, 24, 12.11.1982
r., s.1
18. Relacje P. Falickiego i K. Morawieckiego –
aneks
19. Zob. np. relacja Jerzego Przystawy – aneks.
Przysięgi nigdy nie złożył, na przykład, działający od początku do końca w
Solidarności Walczącej Romuald Lazarowicz.
20. Relacje W. Myśleckiego, A. Myca, Z. Oziewicza, K. Morawieckiego – aneks
21. Replika, 38, czerwiec 1985 r., s. 1
22. Relacja P. Falickiego – aneks
23. WIS, 1, listopad 1983 r., s. 1
24. Tamże
25. Pseudonim. Nazwisko znane autorowi.
26. Zob. relacje K. Morawieckiego, Z. Maciejewskiej
– aneks
27. Listy Andrzeja Zaracha – aneks
28. „Solidarność Walcząca”, 23/116,
17-24.11.1985 r., s.4
29. Zgodni są co do tego wszyscy członkowie Rady i Komitetu
Wykonawczego
30. Listy A. Zaracha – aneks
31. Tamże
32. Relacje Z. Oziewicza, A. Myca, listy A. Zaracha
– aneks
33. Relacja W. Myśleckiego, listy A. Zaracha, Relacja K.
Morawieckiego – aneks
34. Relacje Z. Oziewicza, W. Myśleckiego, listy A. Zaracha
– aneks
35. Zob. rozdział 12
36. Szczegółowe informacje na temat tych zebrań zob.
rozdział 6
37. Relacja W.
Myśleckiego – aneks
38. Relacja M. Frankiewicza – aneks
39. Tamże
40. Zob. np. „Podziemny Informator Katowicki”,
23, maj 1985 r., s. 1 Podobna w treści notka ukazała się równocześnie w
gdańskiej i poznańskiej prasie SW.
41. Relacja A. Myca – aneks
42. „Solidarność Walcząca”, 2/121,
26.01-9.02.1986 r., s. 1; „Solidarność Walcząca”, wydanie
specjalne, luty 1986 r., s. 1; „Solidarność Walcząca”, 4/123,
23.02-9.03.1986 r., s. 4; „Solidarność Walcząca”, 5/124,
9-23.03.1986 r., s. 4
43. Zob. rozdział 4. W Katowicach nie aresztowano wprawdzie
ani Norberta Liszki, ani Jadwigi Chmielowskiej, jednakże wpadka dwóch drukarń i
aresztowanie trzech osób pełniących istotne funkcje osłabiło na kilka miesięcy
aktywność SW w Katowicach.
44. Listy A. Zaracha – aneks
45. Wywiad ze Zbigniewem Bujakiem, „Dwa lata w
podziemiu”, „Tygodnik Mazowsze”, 69, 24.11.1983 r., s. 1
46. Bardziej
szczegółowy opis dotacji finansowych z zagranicy poprzez ośrodki SW i z innych
funduszy – zob. rozdział 15.
47. „Solidarność Walcząca”, 18, 10.10.1982 r.,
s. 1-2, oświadczenie Rady Porozumienia Solidarność Walcząca
48. Zob. rozdział 8.
49. Relacja A. Myca, listy A. Zaracha – aneks
50. Taki wniosek można wysnuć po przeprowadzeniu rozmów ze
wszystkimi osobami z kierownictwa SW oraz z kilkudziesięcioma osobami z
organizacji (z różnych ośrodków), których relacje pozwalają się wzajemnie
weryfikować oraz liczebnie są na tyle kompleksowe, że dają obraz przekrojowy.
51. „Solidarność Walcząca”, 14/44, 10.04.1983
r., s. 2, oświadczenie Rady SW
52. Tamże
53. „Solidarność Walcząca”, 13/43, 27.03.1983
r., s. 4, Głosy i odgłosy.
54. „Solidarność Walcząca”, 14/44,
10.04.1983 r., s. 2, apel Biura Informacji SW.
55. Relacja N. Liszki – aneks
56. „Solidarność Walcząca” Lublin, Rok II,
7/22, 7.04.1984 r., s. 3-4
57. Relacje A. Myca, Z. Oziewicza i innych członków Rady
– aneks
58. „Solidarność Walcząca”, 15, 19.09.1982 r.,
s. 1, Kornel Morawiecki, Jak walczyć?
59. Oświadczenie Porozumienia SW, „Solidarność
Walcząca”, 17, 3.10.1982 r., s. 1
60. „Solidarność Walcząca” Trójmiasto, 2,
maj 1985 r., s. 4
61. Zob. też rozdział 8.
62. „Solidarność Walcząca”, 2, 20.06.1982
r., s. 2
63. „Tygodnik Mazowsze”, 20, 30.06.1982
r., s. 4
64. „Solidarność Walcząca”, 29/59,
4.09.1983 r., s. 2
65. „Solidarność Walcząca”, 27/57,
7.08.1984 r., s. 4; Relacja Z. Oziewicza – aneks
66. Zdjęcia z manifestacji w latach 1983-85. Zbiór w rękach
prywatnych
67. „Solidarność Walcząca”, 16/46,
24.04.1983 r., s. 3; relacja K. Morawieckiego
68. Jerzy Holzer, ..., op. cit., s. 43
69. Relacje K. Morawieckiego, T. Świerczewskiego –
aneks. Korespondencja z grudnia 1981 r. i stycznia 1982 r. między K.
Morawieckim, T. Świerczewskim, R. Lazarowiczem – w rękach prywatnych
70. Zob. korespondencja z VI-VII 1982 r. między K.
Morawieckim, T. Świerczewskim, R. Lazarowiczem – w rękach prywatnych;
„Z Dnia na Dzień”, 9/524, s. 8
71. „Solidarność Walcząca”, 3, 27.06.1982
r., s. 1
72. List K. Morawieckiego do T. Świerczewskiego z 29.06.1982
r., i inne z tego okresu – w rękach prywatnych
73. „Solidarność Walcząca”, 4, 4.07.1982
r., s. 2
74. „Wiadomości Bieżące”, 41, 5-11.07.1982
r., s. 3
75. „Tygodnik Mazowsze”, 22, 28.07.1982
r., s. 1
76. „Solidarność Walcząca”, 5, 11.07.1982 r., s. 4; zob. też „Solidarność
Walcząca”, 6, 18.07.1982 r., s. 1
77. „Solidarność Walcząca”, 8, 1.08.1982
r., s. 4; „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r., s. 2
78. List K. Morawieckiego do T. Świerczewskiego z 24 07.1982
r. – w rękach prywatnych
79. „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982
r., s. 2; „Solidarność Walcząca”, 10, 15.08.1982 r., s. 1;
„Solidarność Walcząca”, 11, 22.08.1982 r., s. 4; „Solidarność
Walcząca”, 12, 29.08.1982 r., s. 4; „Solidarność Walcząca”,
13, 5.09.1982 r., s. 2 i inne, kolejne numery
80. „Solidarność Walcząca”, 8, 1.08.1982
r., s. 4; „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r., s. 2;
„Solidarność Walcząca”, 14, 12.09.1982 r., s. 4.
81. „Solidarność Walcząca”, 21, 31.10.1982
r., s. 4.
82. „Solidarność Walcząca”, 21, 31.10.1982
r., s. 4; „Solidarność
Walcząca”, 22, 7.11.1982 r., s. 4; zob. też „Solidarność
Walcząca”, 28, 12.12.1982 r., s. 4; „Solidarność Walcząca”,
2/32, 10.01.1983 r., s. 4.
83. W numerach grudniowych i z początku stycznia 1983 r.
„Solidarność Walcząca” brak jest anonsów programów radiowych. Zob.
też „Solidarność Walcząca”, 3/33, 17.01.1983 r., s. 4
84. „Solidarność Walcząca”, 3/33,
17.01.1983 r., s. 4
85. „Solidarność Walcząca”, 16/46, 24.04.1983
r., s. 4; zob. też „Solidarność Walcząca”, 18/48, 8.05.1983 r., s.
4
86. „Solidarność Walcząca”, 25/55,
10.07.1983 r., s. 3; „Solidarność Walcząca”, 27/57, 7.08.1983 r.,
s. 2
87. „Z Dnia na Dzień”, 26/285,
8-21.07.1983 r.
88. Zob. przypis 82
89. Piotr Kminkiewicz (Paweł Falicki), Kilka słów o
monopolach państwowych, „Solidarność Walcząca”, 10, 15.08.1982 r.,
s. 2
90. Tamże; zob. też relacja K. Morawieckiego – aneks
91. Zob. przypis 77. Wiadomo o tym również z nasłuchów
radiowych.
92. Biuletyn Informacyjny Solidarności Walczącej (BIS), 13,
12.09.1983 r.
93. Zob. akta sprawy 34/84 w sprawie K. Klementowskiego i
innych, np. zeznania Bogusława Nowaka.
94. „Z Dnia na Dzień” 15.09-28.09.1986 r.
95. „Solidarność Walcząca”, 22/141, 9-23.11.1986
r., s. 4; zob. też „Solidarność Walcząca”, 20/139, 12-26.10.1986
r., s. 4
96. „Wiadomości Bieżące”, 145,
16.09.-29.09.1985 r., s. 1
97. „Solidarność Walcząca”, 5/124,
9-23.03.1986 r., s. 4
98. Relacja Norberta Liszki – aneks
99. Relacja M. Frankiewicza – aneks
100. „Solidarność Walcząca” Poznań, 19/26,
2.12.1984 r., s. 4
101. „Solidarność Walcząca” Poznań, 4/31,
24.02.1985 r., s. 3
102. Relacje K. Morawieckiego i Z. Oziewicza –
aneks; przypis 97
103. Zob. np. list K. Morawieckiego do Z. Oziewicza z 27
lutego 1982 r.; korespondencja między Morawieckim, Świerczewskim, Koziebrodzką;
zob. też list K. Morawieckiego do Z. Oziewicza z 13.05.1983 r. –
wszystkie źródła w zbiorach prywatnych
104. List z dnia 27 lutego 1982 r. – zbiory
prywatne
105. List K. Morawieckiego do Z. Oziewicza z dnia 9
czerwca 1983 r. – zbiory prywatne
106. BD, 6-7/37-38, 1982 r., s. 5, „Po tamtej
stronie barykady”
107. „Solidarność Walcząca”, 13, 5.09.1982
r., s. 3-4
108. BD, 8/48, wrzesień
1983 r., s. 7-8. W sierpniu 1984 r. informacja o prowadzeniu nasłuchów
radiowych została podana do wiadomości czytelnikom „Z Dnia na
Dzień” poprzez zamieszczenie rozmów MO podczas mszy św. 2.08. w intencji
wypuszczonego z więzienia W. Frasyniuka,
w: „Z Dnia na Dzień”, 12.08.-25.08.1984 r., 28/330
109. Relacja K. Morawieckiego – aneks
110. Relacje K. Morawieckiego i J. Gajosa –
aneks
111. Świadczy o tym m.in. list T. Śwoerczewskiego do W.
Frasyniuka z 25.08.1982 r. oraz korespondencja między tymi dwoma osobami z
września 1982 r. – zbiory prywatne
112. Relacja J. Gajosa – aneks
113. Dokument kontrwywiadu SW pt. „Niektóre dane
dotyczące łączności mundurowych (173-174 MHz)” – zbiory prywatne;
relacja J. Gajosa – aneks
114. Relacja J. Gajosa – aneks
115. Relacja K. Morawieckiego – aneks
116. Relacja J. Gajosa – aneks; „Zalecenia
w sprawie BHP” – K. Morawiecki, op.
cit., – w zbiorach prywatnych
117. Akta sprawy nr 34/84, Prokuratura Rejonowa
Wrocław-Śródmieście, ul. Podwale, zeznania B. Nowaka, 2.05.1984 r. – odpis w zbiorach prywatnych
118. Relacja J. Gajosa – aneks
119. A. Znamierowski, op. cit., s. 131
120. Tamże
121. Np. BD, 7/65, sierpień 1985 r., s. 17-18
122. Relacja K. Morawieckiego – aneks
123. Libertas, op. cit., wywiad z K. Morawieckim, s. 16
124. Relacje K. Morawieckiego i Z. Oziewicza –
aneks
125. Zob. rozdział 4
126. List K. Morawieckiego do Z. Oziewicza z 4.06.1986
r. – zbiory prywatne
127. Akta sprawy 34/84, op. cit., passim
128. Np. „Replika”, „Walka”, do pewnego czasu „Solidarność
Dolnośląska”
129. Libertas, op. cit., s. 16
130. Relacja W. Myśleckiego – aneks
131. Akta sprawy 34/84, op.
cit., passim, zwłaszcza zob. K.
Klementowski i jego dubler – Marian Krzemiński
132. Relacja Zofii Maciejewskiej – aneks; akta
sprawy 34/84, op. cit.
133. Z. Bujak „Przepraszam za
»Solidarność«”, op. cit.,
s. 81; M. Łopiński, ..., op. cit.
134. Sposób wejścia Jadwigi Chmielowskiej do SW zob.
rozdział 4
135. Listy A. Zaracha – aneks
136. Relacja N. Liszki – aneks
137. Nazwisko znane autorowi
138. Relacja M. Frankiewicza – aneks
139. Relacja W. Myśleckiego – aneks
140. A. Znamierowski, op. cit., s. 85
141. Relacja W. Myśleckiego – aneks
142. Relacja K. Morawieckiego – aneks
143. Określenie „większość osób” odnosi się
zarówno do kierownictwa Solidarności Walczącej, jak i osób spoza organizacji,
które udzieliły relacji autorowi. Relacje zamieszczone w aneksie i pozostawione
na kasetach magnetofonowych
144. „Wojciech Jaruzelski tego nigdy nie powie” – mówi generał Władysław Pożoga, szef
wywiadu i kontrwywiadu MSW. Napisał: Henryk Piecuch, Warszawa 1992 r. s. 226
145. Krzysztof Dubliński był i jest redaktorem i publicystą
stojącym blisko wielu ważnych dla życia politycznego PRL (Polski) osób. Jest
m.in. autorem książki pt. „Magdalenka. Transakcja epoki”, Warszawa
1990 r.
146. „Generał Kiszczak mówi...”, opracowali:
Witold Bereś, Jerzy Skoczylas, Warszawa 1991 r., s. 274
147. Relacja W. Frasyniuka – aneks
148. Zob. rozdział 5
149. Akta sprawy 34/84, op. cit., passim