Aneks
Włodzimierz Suleja
W
podziemiu – pozorna głębia. W grudniu 1981 r. i w styczniu 1982 r.
– spotkania. Pewien przełom nastąpił 31.08.1982 r.
Później fala entuzjastycznej opozycji opadła.
Po
31.08.1982 r. były dwie tendencje: kadrowa (nie będzie
szybkich rozstrzygnięć), do niej skłaniał się Frasyniuk, Koziar,
miała to być powolna walka i tworzenie grup samokształceniowych.
Latem
1984 r. podziemie przechodziło duży kryzys, struktury podziemne spłycały się.
Po amnestii w 1984 r. baza „S” była płytsza od bazy SW – była
ona relatywnie głębsza niż RKS. Byłem stałym obserwatorem dolnośląskiej sceny
politycznej.
Kanapa
profesorska (Wrzesiński, Wiszniewski, Zlat). Razem z Basakiem między
marcem a październikiem 1982 roku robiliśmy pismo „Dziś i Pojutrze”
(Modzelewski, Kawalec).
Ostatni numer „Dziś i Pojutrze” (7 lub 8) wpadł.
Moje
spojrzenie na działalność podziemia było inne niż w tym piśmie. Było to pismo
zdecydowanie RKS-u. Trzeba zdecydowanie określić płaszczyznę kompromisu –
w momencie euforii była to koncepcja za miękka, dla wielu zakładów wręcz
kompromisowa. Formowałem grupy samokształceniowe, zwłaszcza w dziedzinie
historii.
Wiosną
1982 r. Frasyniuk zasugerował mi, Basakowi i Juzwence żeby utworzyć pewne forum do dyskusji, nawet jeśli temat byłby niepopularny.
Uważam,
że z jednej strony powstanie SW było korzystne, jako że elementy radykalniejsze
tworzą własną strukturę, z drugiej strony uważam, że nie jest dobre
rozdzielanie „S” i możliwość łatwiejszej likwidacji ruchu
podziemnego.
Mało
osób funkcjonowało na zasadzie pełnej konspiracji, raczej struktury przenikały
się tajne-jawne.
Okres
do aresztowania Frasyniuka: SW odbieraliśmy raczej na zasadzie podziału, ale
nie konfliktu między SW a RKS-em. Jest to zdanie
środowiska uniwersyteckiego (historia i fizyka). Z punktu widzenia
opiniotwórczego na Uniwersytecie Wrocławskim dominowało podziemie.
Po
wpadce Frasyniuka i Piniora stanowiska SW i RKS
polaryzowały się ideologicznie, ale zazębiały się organizacyjnie. SW próbowała
pogłębić działalność podziemną, analizować przyszłość. prasa
RKS była zaś fotografią przeszłości. Kręgi ludzi związanych z SW i RKS były
bardzo zazębione, były reprezentowane różne opcje.
W
pierwszych miesiącach stanu wojennego Frasyniuk miał raczej kontakt z zakładami
pracy, zwłaszcza przed sierpniem. Był on przekonany, że ta władza się przewróci
i wierzył w rozległość oporu, uważał, że nie może być kompromisu z władzą. Być
może, że jeśli Frasyniuk stykał się z ludźmi z innych środowisk (np. ze struktur zakładowych), to raczej mówił o
bezkompromisowości, żeby mniej więcej wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom. Gdy zaś
spotykał się z kimś z radykalnym poglądem, to być może odbijał piłkę w drugą
stronę i tonował nastroje – jest to moje przypuszczenie.
Ze
strony Muszyńskiego nie czuło się aktywności, trzeba było raczej zmuszać go do
działania w zestawieniu z dynamiką SW, nawet jeśli
chodzi o formułowanie poglądów, programów politycznych. „ZDnD” w
czasie, gdy zajmował się nim Marek Muszyński, wychodziło z opóźnieniem, było
rachityczne i mało ideowe. Czytywałem to pismo systematycznie.
Uważam,
że w „Dziś i Pojutrze” były zbyt długie teksty. Z założenia,
świadomie kontrowersyjne. Analizy pesymistyczne odbiegały od trendu oraz
próbowano dzielić ewentualne granice kompromisu. Komisje Zakładowe też miały
negatywny stosunek do tego pisma. Frasyniuk dawał wszystkim wolną rękę w
tworzeniu tekstów, choć była prośba, aby puszczono teksty Modzelewskiego.
Ostatni
numer (7 lub 8) „DiP” wpadł równolegle z
Bednarzem. Pinior podjął współpracę, a z nim Koziar.
Próbowali utworzyć komórkę ściągającą dane dotyczące stanu oporu załóg fabryk
oraz komórki gospodarczej (badającej stan gospodarki aktualnej). Zostało to
zaaprobowane przez Piniora jeszcze przed wpadką.
Kontrowersje
między SW i RKS były głównie w maju i w czerwcu 1982 r. Nie kwestionowano sensu
formuły, ostrej walki, ale traktowano to tak, że jest to niepotrzebne wytrzaskiwanie się, wystrzelanie nabojów. Anita Tyszkowska zamieściła w „DiP”
reportaż o strajkach i manifestacjach.
Z
czasem nie można mówić o większych kontrowersjach między SW i RKS. Po wpadce Piniora aktywność RKS drastycznie spadała. SW potrafiła,
mimo opadania nastrojów, pokazać się. Akcje ulotkowe RKS-u były o wiele mniej
widoczne, niż SW.
Główny
kryzys podziemia nastąpił latem 1984 r. – wyjście Frasyniuka. Frasyniuk
wtedy wcale jeszcze nie chciał działać jawnie. Do konkretnej pomocy w
działalności parapodziemnej miał 2-3 osoby, a więc
aktywność spadała.
W
1984 r. toczyły się dyskusje, czy rozpocząć działalność jawną. Koziar chciał kłaść nacisk na jawne działanie Rad
Pracowniczych. Frasyniuk miał wątpliwości, czy wchodzić z uczciwymi działaczami
do Rad Pracowniczych. Koziar posługiwał się
pseudonimem „Andrzej Sadowski” – propagował
on raczej nurt pozytywistyczny, szeroka akcja odczytów w kościołach.
Aura
przed 1 maja – dobrze, że się akcentuje obecność.
Latem
1984 r. RKS topniał, więc grupa ludzi z Uniwersytetu stawiała na Frasyniuka. Frasyniuk
pojechał do Gdańska omawiać formuły i możliwości jawnego funkcjonowania.
Środowisko uniwersyteckie, w odróżnieniu do PWR, skoncentrowało się wtedy na
realnych – w ich mniemaniu – działaniach: kółka samokształceniowe,
odczyty. Byli przekonani, że musi minąć następnych parę lat. Działania zbędne
– według środowiska uniwersyteckiego – to próba zastąpienia oporu
faktycznego oporem werbalnym. Należy unikać aktywności pozorowanej. Aktywność niepozorowana to składki, poligrafia. Dyskutowano również
nad organizowaniem manifestacji ulicznych – kwestia sensu organizowania – w jakim stopniu to może być na rękę
władzy. Były głosy, że demonstracje uliczne są potrzebne, żeby najgorętsze
głowy mogły się wyszumieć. Inna grupa krytykowała demonstracje uliczne, bo
uważała, że jest to pretekst dla władz do spacyfikowania środowisk
opozycyjnych. Była też cała gama stanowisk pośrednich.
Spojrzenie
na SW ze strony środowiska uniwersyteckiego: był wielki rozrzut opinii – od
utożsamiania się po negocjacje, uważano, że SW jest przesycona agentami SB,
argumentem było to, że wszelkie grupy skrajne mają większą łatwość w
przyjmowaniu osób z zewnątrz o obliczu radykalnym. Ludzie chcieli spokoju, a SW
była impulsem walki. Po lekturze tekstów traktowana była jako pewien idealizm
niepodległościowy. Niektórych teksty SW bulwersowały, natomiast teksty Jana Maka wywoływały dyskusję.
We wrześniu 1986 był dylemat, czy tkwić w podziemiu, czy walczyć za pomocą różnych środków – również z wyjściem na jawność. Ludzie szli tam, gdzie było mniej ryzyka. Wtedy wydawało się, że dojdzie do połączenia TR „S” z TKK. Nie postrzegało się procesu dekompozycji „S” jako procesu trwałego. Zdawało się, że to wszystko się jeszcze skupi, że dojdzie nawet do połączenia SW z innymi ugrupowaniami.