Aneks
Andrzej Zarach
List do redakcji „SW”, 16.02.1992 r., Pensylwania, USA (wyjątki)
Przypuszczam,
że K. Morawiecki tak długo unikał aresztowania, gdyż nie był punktualny i był
źle zorganizowany. Każdy z konspirujących miał swą funkcję i „łatał
dziury” jak umiał. Tego schematu organizacyjnego SB nie mogło rozgryźć.
Gdy
organizacja SW się rozrosła, K. Morawiecki nie miał już czasu i możliwości
odpowiadać na listy, liściki i propozycje programowe i to się stało „wąskim
gardłem”.
Promocja
jednego tylko nazwiska w SW była błędem.
Pomoc innym
strukturom podziemnym była wpisana w etos SW. Szczupłe zasoby rozmywały się
bardziej. Czasem niewdzięczność i lęk tych innych struktur był ogromny.
Z większą
zaciętością zwalczano SW niż RKS.
Rodowód „S”:
Bełz, ja – Krajowa Komisja Rewizyjna, Kołodziej (zastępca Wałęsy w
sierpniu 1980 r.), Myślecki – działacz „S”, Myc – działacz
„S”, K. Morawiecki – delegat I KZD.
Skład pierwszego
Komitetu Wykonawczego: Kołodziej, Myc, Myślecki, Morawiecki i ja. Potem doszły Łukomska-Karniej i Kubasiewicz.
Najbardziej
ofiarny w pomaganiu RKS-owi był Myślecki. Uwielbiał on Frasyniuka i pomagał w
akcji solidarnościowej na rzecz jego uwolnienia.
Myślecki był
działaczem dolnośląskim – poziomo do innych struktur, dlatego był moim
oponentem. Ja chciałem przeszczepiać SW do innych regionów. Doszło do ostrego
zwarcia koncepcji.
Morawiecki
mylił analizę z chrześcijańskim posłannictwem. Kołodziej był w tym lepszy
– miał chłodny, jasny umysł. Znał on świtę Wałęsy, jego obyczaje.
Kołodziej i ja (mniej) krytykowaliśmy Wałęsę, Morawiecki natomiast ostro go
bronił.
Jadwiga Chmielowska miała silną pozycję na Górnym Śląsku, mogła być
zamiast Górnego w TKK (miała dużo do czynienia z „S” górnośląską).
W środowisku
wrocławskim był opór przeciwko preferowaniu ludzi spoza Wrocławia.
Obrzeża SW i „S”
były na tyle dostępne, że SB od nich wiedziała coś na temat SW.
Na
przesłuchaniu w 1987 r. SB niewiele wiedziało o strukturze kierowniczej SW, o
sposobie funkcjonowania pseudonimu – Lesowski (pięć
osób o to podejrzewali).
Sugestie na SB – po co te ulotki rosyjskie lub ukraińskie, po co
ta wrogość do ZSRR, wszystko inne by przeszło.
Zajmowałem się
finansami, sprawami kontaktu z zagranicą, listami i biurokracją podziemną.
List Andrzeja Zaracha do Zbigniewa Byrskiego
(...) Dwa razy
wspomina Pan Zbyszka Bujaka, delikatnie ustawiając go ortogonalnie w stosunku
do Wałęsy. Przypomina mi to ciągłe zabiegi p. Giedroycia,
aby w grupie RKW Mazowsze, a szczególnie w środowisku KOR-owskim,
znaleźć „słuszną linię” (mniejsza o definicję, bo tutaj to pojęcie
ma wyrażać zgodność z subiektywnymi opiniami danej osoby) i wciąż rozczarowanie
niemożność uwierzenia, że to ci sami ludzie, z którymi szło się tyle lat razem.
Zbyszek Bujak jako jednostka jest pełen kompleksów wobec SW (co nie ma oznaczać, że SW jest wrogiem), skąd się
biorą jego małe podłości wobec SW i jego duża podłość z okresu, gdy był
pierwszym nazwiskiem w TKK. Wtedy zadecydował o skreśleniu SW z listy
organizacji polskich zasługujących na wsparcie Wolnego Świata. Więcej, wydał
instrukcję, że sprzęt i pieniądze idące do SW mogą być konfiskowane przez
struktury „S”, bo... i tu tysiące
pomówień, oskarżeń w duchu obrażonej nomenklatury, że ktoś samodzielnie chce
działać i nie podziela poglądów kierownictwa (chodziło o stosunek do Tez
Prymasowskich w 1982, do koncepcji straszenia władz PRL istnieniem struktur „S”
BEZ ICH UŹYWANIA – wiadomo z biologii, że takie organizmy giną i lepsze
używane, chociaż się wtedy przekształcają, czego przykładem jest SW, PPS może
inne, np. LDPN „N” Darskiego).
Zbyszek Bujak jako lider pewnej opcji nie ma innego
zaplecza intelektualnego niż warszawskie salony byłych
marksistów-rewizjonistów, a środowisko kościelne może mu dać tylko doradców
mitygujących przed podejmowaniem działań, które mogłyby drażnić ZSRR.(...)
List Andrzeja Zaracha do Mateusza Morawieckiego
(...) na I Zjeździe NSZZ „S” wybrany zostałem do
Prezydium Krajowej Komisji Rewizyjnej (Komisja nie miała przewodniczącego, lecz
3-osobowe Prezydium + sekretarz), odpowiedzialny za
majątek i finanse „S”.(...)
(...) W
czerwcu 1982 r. widziałem się z Kornelem Morawieckim.(...)
(...)
Próbowałem się trzymać z dala od wszelkich praktycznych, szczególnie
technicznych, problemów, jako że ich nie cierpię. Źycie
okazało się mocniejsze. Dotąd nie prowadzę samochodu, ale ileż nielegalnej
benzyny nakupowałem w Polsce, to się w głowie nie mieści. Oczywiście, w
podziemiu wszyscy byli specjalistami od techniki, przerzutów, wyrzutów etc.,
tylko ja nic nie umiałem i nagle po aresztowaniach w styczniu 1984 r., kiedy to
Klementowski („Bystry”) sypnął Myca (a Marek Jakubiec
„Czarny” dołożył) i innych, potem zaś do 12 dołączono 20, zabrakło
techników, organizatorów, i innych.(...)
(...) W lipcu 1984
aresztowani z SW opuścili kryminał, ale obowiązki moje, zamiast maleć, poczęły
rosnąć.
Gwoli
ścisłości. Nie byłem członkiem Rady SW i zawsze odpowiadałem „NIE”
na taką propozycję. Również Wojtek Myślecki nie był w Radzie SW i nie chciał w
niej być. Andrzej Kołodziej też nie był w Radzie SW. Oczywiście, znałem wielu
członków Rady SW, starałem się szanować, jak mogłem, tę Radę, traktując ją jako
organ założycielski SW, raczej Porozumienia SW niż Organizacji SW, i organ
konstytucyjny. Uważałem, że rola SW nie przeskoczy poziomu struktur takich jak np. MRKS w Warszawie, z kontaktami w innych miastach albo
częściowo zostanie wchłonięta przez KPN, lub bardziej marginalne grupy
polityczne.
Prócz tego
horyzont Rady był lokalny [wrocławski] (...)
(...) Nie
miałem zamiaru i nie chcę prowadzić destruktywnej krytyki Rady. Po
uświadomieniu sobie, co Rada może zrobić, i co jest poza zasięgiem możliwości i
zainteresowań Rady, poparłem koncepcję Wojtka Myśleckiego
utworzenia Komitetu Wykonawczego (...)
(...) Trochę
to trwało, zanim Komitet Wykonawczy się wykreował, bo w tym względzie Kornel
– Bałaganiarz – Olewacz Regulaminów i Uzgodnień okazał się skrajnym
legalistą, konstytucjonalistą. Próbował długi czas zebrać tak dużą część Rady,
jak to możliwe, i jeszcze namówić Radę, jako organ założycielski, do powołania
struktury wykonawczej o prerogatywach prezydenta, co w podziemiu mogłoby
oznaczać zupełną autonomię nowego ośrodka kierowniczego. Rozjemcą i
pośrednikiem został Przewodniczący SW, jako osobna struktura w Organizacji.
W końcu
projekt został zalegalizowany z ilomaś
niedomówieniami czy też niejasnościami statutowymi np. kto powołuje (wybiera)
Przewodniczącego SW po „wpadce”. Według mnie uprawnienie to
należało do Rady, a nie do Komitetu Wykonawczego, ale istniały i inne
interpretacje. W praktyce nie miało to wielkiego znaczenia, bo żeby działać
efektywnie, należało osiągnąć consensus
między różnymi grupami i strukturami SW.
Pismo SW
kontrolował Przewodniczący wraz ze swoim sekretariatem, do którego z KW miałem
dostęp tylko ja (...)
(...) KW miało
się rozszerzać wyłącznie drogą kooptacji (...)
(...) do mnie należały finanse i zagranica, w tym sprzęt zamawiany
przez różne grupy i struktury. Pojęcie zagranicy zostało rozszerzone na Polskę
poza Dolnym Śląskiem, w krótkim czasie na głowie miałem Warszawę (szczególnie
MRKS i podobne struktury), w tym zawiązywanie SW w Warszawie, Łódź i robocze
wizyty w innych miastach. Wojtek Myślecki miał na głowie różne struktury „S”
we Wrocławiu, i Warszawie, szczególnie bardziej salonowe struktury bądź
upolitycznione. Często kontakty polityczne i np.
kolportażowe były rozdzielane dla bezpieczeństwa kolportażu. Czasami sytuacja
nie była tak klarowna, bo w SW prawie każdy był w jednym miejscu szeregowcem,
co najwyżej sierżantem (może kapralem, jak Lechu), a w innym był majorem.
Finanse to był moloch.(...)
(...) Do czasu
wyjazdu Kornela i Andrzeja Kołodzieja z Kraju, przychodziło mało pieniędzy z
Zachodu (tylko nad tymi zachodnimi KW mógł mieć kontrolę i używać na
finansowanie ważnych lub bardzo drogich projektów). Szacunkowo około 12 tysięcy
dolarów rocznie w gotówce. Oczywiście, sprzęt (cen zazwyczaj nie znałem) mógł
być drogi, szczególnie elektronika. Kiedyś wydawało się to niebotyczną sumą.
Obecnie mogę się gorzko śmiać.(...)
(...) I tak
było w przeszłości. Brak solidności. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym na
tym zakończył. SW łączyło spectrum ludzi noszących różne idee nie do pogodzenia. To
musiało sparaliżować SW w okresie wychodzenia na jawność. (...)
(...) SW z
powodu wewnętrznych zróżnicowań zbliżała się do kryzysu ideowego. W końcu baza
członkowska była przekrojem społeczeństwa w tym, że postawy radykalne były
werbalizowane, stymulowane i mile widziane, od symboliki religijno-patriotycznej
nie stroniono.
Kościół, RWE, „S”
z Wałęsą i KPN-owska frazeologia kształtowały postawy
członków SW w znacznej większej mierze, niż w końcu opracowane
(ale czy akceptowane?) „Zasady Ideowe SW”. To ograniczało
publikację analiz i wniosków KW, bowiem próby te kończyły się spadkiem
kolportażu i protestami słanymi do redakcji „SW” lub
Przewodniczącego.
Jak ludzie nie
chcą znać odmiennego stanowiska niż klajstrowana sielanka, to trzeba czekać,
aby okoliczności same zaczęły mówić.
„Okrągły
stół”, rola Wałęsy etc. były antycypowane przez KW na długo
przed upublicznieniem ich. Jednak publikować
się tego nie dało.
SW to nie było
LDP „N” i liczyło się z odbiorem artykułów w szerszej bazie
społecznej, mimo że było marginalizowane przez wiele środowisk „S”
i opozycji. Cenę za to przyszło płacić straszną. Politycznie niedocenione SW,
trzymane razem legendą ukrywającego się Przewodniczącego, ciężko pracujące i
tracące jakikolwiek impet polityczny, ideowy, rozwojowy. Tak szeroka była ta
koalicja. Połączona znacznie bardziej wspólnym działaniem niż programem
ideowo-politycznym.
Od samego
początku próbowałem rozbudować SW poza Dolnym Śląskiem, podkreślając bardziej
więź ideowo-polityczną niż legendę Przewodniczącego. Próbowałem rozbudować siłę
wykonawczą struktur pozawrocławskich, gdyż Wrocław
był w klinczu z innymi środowiskami, i tracił świeżość oraz możliwość
ekspansji. Optowałem za bliską współpracą z LDP „N” i MRK „S”,
ale byłem i jestem przeciwko KPN. Prowadziło to do napięć w aktywie SW, a nawet
Komitecie Wykonawczym.
Uważałem, że
LDP „N” mógłby wyrażać myśl polityczną SW na temat narodów
ościennych i geopolityki, byłby dobrą przeciwwagą dla grup pro-wałęsowskich
i KPN-u; w MRK „S” widziałem wielkiego sojusznika w tworzeniu
czegoś, co nazywałem Strukturą Strajkową. Wyglądało na to, że możliwa była
ograniczona współpraca z PWA, którego – niestety
– górne eszelony były kontrolowane przez środowisko (bardzo nam wrogie) „Tygodnika
Mazowsze”.
Bardzo dobrze
układały się nasze stosunki z Komitetem Praworządności Romaszewskich.
Czy z tych
grup i środowisk można było zawiązać szerszą koalicję? Nie wiem. Może
dołączyłby „Gwiazdozbiór” (na I Zjeździe NSZZ „S”
głosowałem na Gwiazdę jako przewodniczącego NSZZ „S”), ale Gwiazda
jest jeszcze bardziej daleki od gry politycznej – dla mnie „gra”
jest terminem matematycznym, neutralnym – niż Kornel. Możliwym (dla mnie)
przywódcą takiej koalicji byłby tylko Romaszewski. (...)
(...) „Kotwica”
była grupą przerzutową do „Poglądu” w Berlinie Zach., trudno powiedzieć,
że naszą. Obsługiwała kupę kontaktów. Do nas trafiło
to przez Krzysztofa Błachuta („Olkiewicz” w Poczcie SW) za pośrednictwem – wg Olkiewicza – Wierzby i Mękarskiego.
Inne drogi przerzutowe były bardzo doraźne, tylko „Kotwica” miała fart w
obchodzeniu SB1. Prawdą jest, że Kornel „Kotwicy” nie ufał, ale
kontakt był złapany i działał.
Tą samą drogą przyszedł do nas kontakt na Piłę, gdzie 200- (???) osobowa grupa (???) – tak się deklarowali – czekała na kogoś z „Centrali”. Pojechał Myc i Z. Oziewicz, i zostali sfotografowani (to był przełom 1984/85).(...)
1 Fart "Kotwicy" wynikał po prostu z tego, że była to grupa założona przez SB (przyp. red.).