Techniki
powielania
na przykładzie
„Biuletynu Dolnośląskiego”
W pierwszym roku istnienia
(1979-1980) „Biuletyn Dolnośląski” drukowany był ręcznie, w formacie A4, z
powielaczowych matryc białkowych – na tzw. ramce. Urządzenie to, łatwe do
szybkiego montażu i demontażu, składało się z dość grubej i ciężkiej podstawy,
do której jednego końca przymocowana była ruchomo drewniana rama z naciągniętą
tkaniną (szyfon). Matryca1 mocowana była pod tkaniną. Farbę
drukarską przeciskano przez mikrootwory tkaniny
ciężkim (ok. 1,5 kg) wałkiem metalowym. Poprzez wybite w matrycy znaki farba
dostawała się na papier. Ramę należało podnieść, wyjąć zadrukowaną kartkę, po
czym ramę ponownie opuszczano w celu wydrukowania następnego arkusza.
Wydrukowanie tysiąca egzemplarzy jednej strony zabierało kilka godzin żmudnej i
ciężkiej pracy.
Rys. 1. Wałek drukarski na szklanej płycie podczas
nabierania farby.
Że praca przy powielaniu BiuDola nie była ani lekka, ani przyjemna, wiedzą wszyscy
ci, którzy się – choćby przejściowo – na nią załapali – wspomina jeden z ówczesnych drukarzy. – Od kilku do
kilkunastu dni izolacji od świata i codzienna kilkunastogodzinna harówka. (...)
Latem 1980 r. ja i dwóch Piotrów tłukliśmy jeden z najokazalszych numerów.
Kiedy zbliżyliśmy się do szczęsnego końca, kiedy pozostało nam złożyć
i zszyć tę kobyłę, Starzyński zapadł w
kilkunastogodzinny sen, z którego nie dawało się go wybudzić. Franielczyk zaś spuchł i kończył pracę z nogami w miednicy2 .
Typowa, stosowana później w
całej Polsce ramka została przez drukarzy „BD” udoskonalona: dodano jej
prymitywny mechanizm sprężynowy, samoczynnie otwierający ramkę. To niewielkie
usprawnienie pozwoliło zaoszczędzić w sumie kilkudziesięciu tysięcy ruchów
podczas druku każdego numeru miesięcznika.
Rys. 2. Schemat ramki „wrocławskiej”.
Rys. 3. Ramka „wrocławska”.
Rękopisy lub maszynopisy
autorskie przepisywane były na matryce białkowe przez maszynistki na
przeznaczonych tylko do tej pracy maszynach. Najczęściej stosowano matryce
produkcji duńskiej, najbardziej cenione były niebieskie
– amerykańskie. Matryce produkcji polskiej były najgorszej
jakości – nie nadawały się też do dłuższego przechowywania ze względu na
szybkie chemiczne rozkładanie się nośnika.
Rys. 4. Matryca białkowa.
Innowacją redakcji „BD” było
przepisywanie dwóch matryc jednocześnie (wkręcano dwie zamiast jednej, z tym,
że pierwszą pozbawiano kartonowej podkładki). Sposób ten znalazł szczególne
zastosowanie w stanie wojennym, gdy druk podziemnych czasopism odbywał się
w kilkunastu, kilkudziesięciu miejscach jednocześnie3 .
Przepisywano wówczas nawet trzy matryce naraz – większa ich liczba zacierała
czytelność tekstu.
Kopie wpisanego tekstu, odbite
na kartonikach matryc (odrywanych po wyjęciu z maszyny do pisania), służyły do
przeprowadzania korekty – były bowiem znacznie lepiej
czytelne od samych matryc.
Błędy przy przepisywaniu usuwano
za pomocą czerwonego korektora („koresu”). Był on
trudno dostępny, a substytuty nie zdawały egzaminu.
Matryc białkowych używa się
zwykle do powielania tekstów w liczbie 100-150 egz., drukarze opozycyjni z
jednej matrycy potrafili uzyskać kilka tysięcy egzemplarzy. Najczęściej jednak
przy powielaniu poszczególnych stron zużywano kilka matryc – stąd wzięły się
mniejsze lub większe różnice w wyglądzie tej samej strony w różnych
egzemplarzach tego samego numeru czasopisma. W wyposażeniu tajnej „drukarni”
była często maszyna do pisania, na której na bieżąco uzupełniano matryce
zepsute w czasie druku. Ponieważ jednak matryce były w tych wypadkach na ogół
przepisywane przez samych drukarzy, na stronach tych pojawiało się sporo błędów
ortograficznych, niezawinionych przez redakcję4 .
Paradoksalne, ale – z wyjątkiem
pierwszych tygodni – w stanie wojennym zdobycie matrycy białkowej5
było łatwiejsze niż wcześniej, nawet przed Sierpniem ’80.
Użycie matryc białkowych
wyznaczało zakres możliwych do zastosowania środków plastycznych. Nie było
możliwe użycie np. skali szarości, operowano jedynie
czernią i bielą6 . Bardziej skomplikowane rysunki nadwerężały mechanicznie matryce, które w efekcie trzeba było częściej odtwarzać – do
osiągnięcia pełnego nakładu. Jednak nawet przy tych ograniczeniach uzyskiwano
niezłe efekty plastyczne (zob. rys. 5).
Rys. 5. Humorystyczny rysunek, wykonany na matrycy
białkowej,
włamany w tekst nr. 46 „Wiadomości Bieżących” z
9-15.08.1982 r.
Popularną metodą „rysowania” na
matrycach było ich dziurkowanie szpilką przez szablon. W taki sposób uzyskiwano
pierwszą winietę „Biuletynu Dolnośląskiego”, zaprojektowaną przez Henryka
Lisa. Była ona używana do maja 1981 r.7 , od kiedy „Biuletyn Dolnośląski” zaczęto drukować techniką fotooffsetu,
i ponownie w ciągu roku 1982 – w numerach drukowanych na powielaczu.
Rys. 6. Winieta pierwszego numeru „Biuletynu
Dolnośląskiego” według projektu Henryka Lisa.
Inna metoda tworzenia dużych
napisów i winiet polegała na odpowiednim rozłożeniu znaków dostępnych na
maszynie do pisania. W taki sposób redakcja „BD” tworzyła winiety swych
dodatków specjalnych.
Rys. 7. Winieta dodatku specjalnego „Biuletynu
Dolnośląskiego” nr 3/10 z marca 1980 r.
Początkowo drukowano prawdziwą
farbą drukarską8 , rozcieńczoną nieco olejem roślinnym.
Kupowano ją od drukarzy zatrudnionych w państwowych przedsiębiorstwach
poligraficznych. Dopiero w stanie wojennym, ze względu na wzrost
zapotrzebowania na prasę niezależną i jednoczesne trudności w zdobywaniu
farby, stosowano ersatze, np.
pastę do prania „Komfort”, zabarwioną domieszką farby lub tuszu.
Najlepszym papierem do
powielania na ramce lub powielaczu był papier powielaczowy – charakteryzował
się dobrym wnikaniem farby, jego grubość uniemożliwiała przebijanie wydruków na
drugą stronę, a porowatość zapobiegała poślizgom przy powielaniu. Papier ten
nie wymagał stosowania podczas schnięcia przekładek ze starych gazet,
koniecznych przy innym papierze. Wadą papieru powielaczowego była duża ilość
pyłu celulozowego między jego poszczególnymi arkuszami. Każdą porcję papieru
należało przed użyciem poddać intensywnemu trzepaniu. W przeciwnym wypadku pył
przyklejał się do matrycy, tworząc coraz większe plamy farby na kolejno
odbijanych stronach. Ze względu na stosunkowo dużą wydajność powielacza usterki
te były trudniejsze do zauważenia przy druku mechanicznym.
Stosunkowo częstym błędem druku
było odwrócenie góry i dołu dwóch stron tej samej kartki. Błąd ten, zwany w
żargonie drukarzy podziemnych „kogutem”, wynikał z techniki powielania, z
drugiej strony właśnie ta technika umożliwiała ograniczenie liczby takich
błędów do kilkudziesięciu egzemplarzy przy druku ręcznym i kilkuset – przy
zastosowaniu powielacza. Tyle bowiem arkuszy papieru
drukowano jednorazowo, przed uzupełnieniem zużytego papieru.
Rys. 8. „Kogut”.
Papier powielaczowy był trudny
do zdobycia, drukowano więc właściwie na każdym
rodzaju papieru (najczęściej V klasy). Czasem jeden egzemplarz czasopisma
zawierał trzy różne rodzaje papieru.
Zapotrzebowanie tajnej
„drukarni” na papier było olbrzymie. Na wydanie np.
numeru z sierpnia 1980 r. (2 tys. egz., 36 stron) potrzeba było 72 paczek
(„ryz”) papieru, ważących łącznie ponad 200 kg.
Zachowanie w tych warunkach konspiracji było bardzo trudne. Ze względu
właśnie na bezpieczeństwo, do lokalu, który miał być drukarnią, najpierw
dostarczano papier9 – stopniowo, w kilku partiach. Drukarze
byli informowani o miejscu i czasie rozpoczęcia druku (osoby nowo
angażowane były dowożone). Od momentu wejścia do lokalu do zakończenia pracy –
wywiezienia nakładu10 – nie wolno im
było wychodzić na zewnątrz. Trwało to przeciętnie około siedmiu dni. W
początkowym okresie, kiedy nakłady nie były jeszcze duże, do drukarzy należało
poskładanie wszystkich egzemplarzy i ich zszycie11 . Później
zajmowały się tym inne osoby, którym dostarczano wydrukowane strony.
Papier kupowano w sklepach – ze
względu na bezpieczeństwo, nie więcej niż po dwie ryzy na osobę. Na ogół jednak
sklepy papiernicze bądź w ogóle nie miały papieru, bądź nastawione były na
zaopatrzenie biur – wymagały wówczas przy zakupie przedstawienia odpowiedniego
upoważnienia. W 1981 r. kilkakrotnie dokonano zakupu w sklepie większej ilości
papieru (łącznie około tony), były to jednak wyjątki. Ważnym źródłem
zaopatrzenia tajnych drukarni w papier byli uczestnicy ruchu opozycyjnego,
sympatycy oraz czytelnicy. Z biur, urzędów, szkół i uczelni wynoszono na ogół
niepełne ryzy i przekazywano konspiracyjnymi „kanałami” do drukarni12 .
W okresie po stanie wojennym kupowano od pracowników drukarni państwowych
odpady papieru, przeznaczone na makulaturę13 . Czasem (po
grudniu 1981 r.) dokonywano rekwizycji w rozmaitych przedsiębiorstwach
państwowych14 . Było to ryzykowne, ale brak papieru mógł
ograniczyć zasięg oddziaływania prasy podziemnej.
Rosnące nakłady i objętość
czasopisma zmusiły wydawców do zastosowania powielacza. Numer listopadowy z
1980 r. (36 stron w nakładzie 5,5 tys. egz.) był pierwszym powielonym za pomocą
maszyny.
Kiedy wybuchła „Solidarność”,
BiuDol dorobił się powielacza. Szefom
zaświtała nadzieja zwiększenia nakładu, a nam szansa na lżejszą pracę – wspomina cytowany już drukarz. – Tymczasem
powielacz okazał się starym, rozklekotanym pudłem, które wysiadało
co chwila i zmuszało nas do okrutnej gimnastyki15 .
Częściami, które często się
psuły, były stalowe taśmy, ich zdobycie jako części zapasowych było niezwykle
trudne. Dosyć często również zatykały się dysze, którymi rozprowadzana jest
farba16 .
Maksymalny nakład „BD”, uzyskany
z powielacza, wyniósł w kwietniu 1981 r. siedem tysięcy egzemplarzy (32
strony).
Najcięższa praca – przy
powielaniu pisma – była jedyną czynnością, za którą redakcja płaciła
pracownikom. Chodziło o zapewnienie dochodów osobom zatrudnionym w sposób nie dający się pogodzić z innym zajęciem zawodowym.
Tworzono jednocześnie w mikroskopijnej skali konkurencyjny do państwowego
rynek pracy17 . Sporadycznie do prac drukarskich zatrudniano
także członków i współpracowników redakcji, znajdujących się w złej sytuacji
finansowej.
Lokali na „drukarnie”
poszukiwano na ogół w gronie znajomych i sympatyków. Już jednak w numerze
3-4 z 1979 r. pojawiło się ogłoszenie: Cicho, czysto i bezpiecznie możemy
drukować „Biuletyn Dolnośląski” w Twojej kuchni (...) Oferty prosimy
składać rzecznikom Klubu [Samoobrony Społecznej we Wrocławiu]18 .
Istniało teoretyczne ryzyko, że w odpowiedzi zgłoszą się współpracownicy Służby
Bezpieczeństwa, co mogło doprowadzić do poważnej dekonspiracji, ale stosowano
pewne zabezpieczenia (polecenie zaufanych osób, rozmowy wstępne itp.) i dopiero
po przejściu przez te „filtry” korzystano z ofert zgłaszających się osób.
W niektórych lokalach drukowano
tylko raz, w innych – kilkakrotnie, w zależności od umowy z gospodarzami i
warunków zewnętrznych19 . Wielokrotnie drukowano w
zabudowaniach rodziny Winciorków w podwrocławskiej wsi Wilczyn
Leśny20 – drukarzami zostali tu synowie gospodarza: Wojciech
i Włodzimierz. „Nielegalne” drukarnie były uporczywie tropione przez funkcjonariuszy
Służby Bezpieczeństwa, ale w całej dwunastoletniej bez mała historii „BD” ani
jedna z nich nie została zlikwidowana w czasie pracy.
Pierwsze doświadczenia redakcji
„Biuletynu Dolnośląskiego” z inną niż powielanie białkowe techniką druku miały
miejsce we wrześniu 1980 roku. Wtedy to trzy z jednokartkowych wydań
specjalnych czasopisma (numery 4–6 z 6, 9 i 29 września) zostały w nakładzie
kilku tysięcy wydrukowane techniką offsetową. Po raz pierwszy w historii pisma
sporządzone zostały wówczas makiety na papierze. Blachy zostały naświetlone
metodą kserograficzną w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej we
Wrocławiu przy ul. Wyspiańskiego (na wyspie) przez Stanisława Połoniewicza. Druk zlecono (nieoficjalnie) drukarzom
zatrudnionym w państwowej drukarni. Ulotki te są zdecydowanie lepiej
czytelne i estetyczniejsze od wykonywanych dotychczasową techniką.
Numery 4 i 5 powstały z makiet
formatu A4, zmniejszonych do A5. Numer 6 jest natomiast odbitką
1 : 1, tj. formatu A4.
Cały nakład numeru październikowego
(10/17 1980 r.) został powielony dotychczasową techniką, jednakże w kilkuset
egzemplarzach jedna kartka – strony 17-18 – została wydrukowana metodą fotoffsetową. Umożliwiło to zamieszczenie pierwszej
ilustracji (olbrzymi niedźwiedź siedzący nad mapą Polski, zob. rys. 9),
korespondującej z treścią artykułu (W.S. Sidorow
[Mikołaj Iwanow]: Czy przyjdziemy?).
Rys. 9. Pierwszy rysunek na łamach „Biuletynu
Dolnośląskiego” (październik 1980 r.).
Pewnym wyjątkiem w historii
„Biuletynu Dolnośląskiego” był pierwszy numer wydany w stanie wojennym21 .
Tło strony tytułowej tego (ponownie wydanego w formacie A4) numeru stanowi
duży, czerwony, biegnący skosem charakterystyczny napis „Solidarność” z
chorągiewką22 . Była to w czasie, kiedy znak Solidarności
definitywnie znikł z oficjalnych środków przekazu, oczywista manifestacja, a
jednocześnie znak trwania.
Dopiero w maju 1981 r. ukazał
się pierwszy numer „Biuletynu Dolnośląskiego” drukowany w całości techniką
offsetową23 (niepewność co do
możliwości wykorzystania nowej techniki spowodowała, że numer ten wydrukowano
wcześniej na powielaczu).
Od tego momentu do początku
stanu wojennego „BD” ukazywał się z nową winietą (zob. rys. 10), w
formacie A5. Makiety wciąż jeszcze wykonywane były na zwykłych maszynach do
pisania, ale z numeru na numer czasopismo wzbogacało się o kolejne elementy
graficzne. Numer czerwcowy (6/25 1980 r.) zawiera już reprodukcję dokumentu
(ulotka proalbańskich komunistów), numer następny po
raz pierwszy – teksty w języku rosyjskim (posłanie Komitetu na rzecz
Wolnych Związków Zawodowych w ZSRR do Zjazdu „Solidarności” i ulotkę NTS) oraz
karykaturę (gen. Wojciecha Jaruzelskiego), a wydanie
nadzwyczajne z września (1981 r.) – fotografię (aresztowanego wówczas
Kornela Morawieckiego).
Rys. 10. Winieta pierwszego numeru „Biuletynu
Dolnośląskiego”,
wydrukowanego w całości techniką fotooffsetową.
Tytuły działów oraz paginacja
wykonywane były za pomocą kalgrafu (letrasetu) – z reguły w każdym numerze używano innego
zestawu literniczego, czasem nawet dwóch w obrębie jednego numeru. Wynikało to
z szybkiego wyczerpywania się niewielkich zestawów znaków kalgrafu. W numerze majowym (1981 r.) część tytułów działów
została wykonana ręcznie.
Wadą druku, charakterystyczną
dla pospiesznego przygotowywania blach offsetowych na kserografie, są
„wyżarcia” – białe plamy pośrodku płaszczyzn jednolicie czarnych (zob. rys.
10). Mimo istnienia dość prostych sposobów uniknięcia tego defektu24 ,
do końca roku występował on w winietach „BD”. Drobne błędy, o ile były
zauważone w trakcie przepisywania makiety, były zamalowywane białym
korektorem, na dalszym etapie przygotowywania do druku – były poprawiane
ręcznie.
Druk25 „BD”
odbywał się na uzyskanym przez redakcję od Zarządu Regionu „Solidarności”
starym powielaczu „Rominor”. Ponieważ jednak maszyna
ta była w bardzo złym stanie technicznym, druk zlecano (po raz pierwszy
oficjalnie) drukarni „Solidarności”.
Warto zwrócić uwagę na
podwójny, lipcowo-sierpniowy numer „BD”26 . Zawiera on
dwustronną reprodukcję (cztery strony A6) ulotki rosyjskiej organizacji
emigracyjnej NTS27 oraz tłumaczenie na język polski. Wzywała
ona żołnierzy sowieckich do bojkotowania ewentualnego rozkazu strzelania do
Polaków. Redakcja opatrzyła ulotkę przerywaną linią, sugerującą wycięcie jej z
pisma i przekazanie żołnierzom stacjonującym w Polsce. W trakcie procesu
wytoczonego we wrześniu 1981 r. redaktorowi odpowiedzialnemu28
„Biuletynu Dolnośląskiego” Kornelowi Morawieckiemu
jednym z dowodów winy, według prokuratora, była owa linia, której znaczenie
zinterpretowano całkowicie słusznie29 . Obrońcy, po konsultacji
z redakcją, stwierdzili, iż linia przerywana powstała w części nakładu z
przyczyn czysto technicznych, a zamiarem redakcji było jedynie zapoznanie
czytelników z odezwą.
Aby uwiarygodnić to
stwierdzenie, w przerwie między kolejnymi rozprawami redakcja dodrukowała z
zachowanych blach kilkaset egzemplarzy tego numeru czasopisma, wymazując
jednak ową linię. Jeden egzemplarz, wręczony sądowi, został dołączony do
dowodów procesowych, większość pozostałych sprzedano przed salą rozpraw.
Jedynym numerem „Biuletynu
Dolnośląskiego” wydanym w formacie A6 był nr 9/49 z października 1983 r. Układ
typograficzny tego numeru i jego objętość (16 stron) były typowe dla tego
okresu w dziejach czasopisma, ale eksperymentalnie
zamiast zmniejszenia do 70 proc. oryginału zastosowano zmniejszenie do 50 proc.
Wobec jednak małej czytelności tak zmniejszonego druku w następnym numerze powrócono
do tradycyjnej formy pisma.
Pierwszym numerem „BD” w stanie
wojennym, wydrukowanym na maszynie offsetowej był numer z kwietnia-maja30 .
Jego jakość techniczna jest dość zła (szare plamy, nierówne krycie farby),
wynikła z druku na starej maszynie offsetowej31 . Pozostałe
numery z roku 1982 były drukowane na powielaczu. W późniejszym okresie, kiedy
wydawcą czasopisma była już „Solidarność Walcząca”, jego druk (jako pisma
prestiżowego) odbywał się w odrębnej drukarni i odmienną, niż większość pozostałych
czasopism SW, techniką (offset, podczas gdy inne czasopisma drukowano
przeważnie metodą sitodruku)32 .
Sporadycznie w latach
osiemdziesiątych drukowano „Biuletyn Dolnośląski” techniką sitodruku33 ,
bardzo popularną szczególnie we wrocławskim podziemiu. Jakość druku sitowego
była lepsza niż druku powielaczowego (możliwość reprodukowania stosunkowo
niezłej jakości ilustracji!), ale gorsza od druku
offsetowego. Przewaga sitodruku nad offsetem polegała głównie na prostocie i
niewielkich wymiarach sprzętu, co było dosyć ważne w warunkach konspiracyjnych.
Ponadto jedna duża drukarnia narażona była na dużo większe ryzyko niż cały
szereg małych34 . Likwidacja przez SB drukarni sitodrukowej
nie powodowała większych zakłóceń w podziemnej sieci wydawniczej.
Ramki sitodrukowe były bardzo
podobne do tych, z których drukowano przy użyciu matryc białkowych35 .
Różnica polegała na tym, że zamiast tkaniny rozpinano na ramie siatkę
sitodrukową36 o gęstości oczek 100-120 na milimetr, którą po
powleczeniu emulsją fotograficzną naświetlano z diapozytywów.
Diapozytywy do sitodruku zwykle
przygotowywane są fotograficznie. Jednakże we wrocławskim podziemiu, dzięki
zastosowaniu innowacji Kornela Morawieckiego, omijano
często tę fazę przygotowania do druku: na folię (astralon),
zastępującą podłoże diapozytywu, nanoszono tekst bezpośrednio, drukując go ze składopisu. Najczęściej przygotowywano w ten sposób
druk wrocławskiego tygodnika „Solidarność Walcząca”.
Diapozytywy tygodnika „Solidarność Walcząca”
przygotowane na składopisie.
Do diapozytywów tekstu poszczególne drukarnie dołączały będący w ich
dyspozycji diapozytyw winiety.
Unikano w ten sposób kłopotliwego każdorazowego naświetlania winiety.
Od numeru z marca 1985 r. stałym
elementem strony tytułowej jest rysunek lub zdjęcie w lewym dolnym rogu. Czasem
stanowił ilustrację do towarzyszącego mu tekstu, czasem tekst był komentarzem
do rysunku. Większość ilustracji na stronie tytułowej (i sporo wewnątrz
kolejnych numerów) wykonał Zbigniew Wołek.
W numerze z maja 1983 r. po raz
pierwszy do stworzenia makiety użyto składopisu IBM37 .
Cała strona tekstu była wpisywana do pamięci wewnętrznej urządzenia, po czym
drukowano ją na papierze. Składopis musiał być w tych
momentach izolowany specjalnie wytłumioną skrzynią, powodował
bowiem w czasie pracy donośny hałas. Zastosowanie składopisu podwyższyło standard techniczny makiet (wydruk z taśmy węglowej jednorazowego
użytku), podniosło estetykę pisma (obustronne justowanie tekstu), zwiększyło
czytelność i umożliwiło zwiększenie objętości publikowanych tekstów (węższy
krój liter, mniejsza interlinia). Regularne stosowanie składopisu
możliwe było dopiero od lipca 1984 r., w połączeniu wszakże z tekstami pisanymi
na zwykłej maszynie do pisania.
W numerze z sierpnia-września
1986 r. po raz pierwszy do tworzenia makiety zastosowano mikrokomputer Amstrad CPC 46438 , który stopniowo wyeliminował inne
techniki. Makiety były drukowane na 24-igłowej drukarce Epson
LQ150039. Od początku roku 198940 zaczęto
stosować komputer PC XT40 – makiety drukowano na tej samej drukarce.
Rys. 11. Winieta „Biuletynu Dolnośląskiego” z lat
1989-1990, według projektu Tadeusza Kurandy.
.
Zdecydowanie najlepszą jakość
techniczną mają numery z ostatnich (1989-1990) dwóch lat istnienia czasopisma –
czytelny druk, konsekwentna grafika, komputerowe przygotowanie makiet.
Przypisy:
1 Z braku właściwych matryc białkowych eksperymentowano
z folią aluminiową, ale nigdy nie dawało to dobrych efektów. Po wydrukowaniu
kilku odbitek folia rozciągała się zniekształcając pismo. Przygotowanie folii
do druku polegało na napisaniu na niej tekstu na maszynie do pisania. Pod folią
musiał być wkręcony razem z nią drobny papier ścierny. Powrót
2 M. Pokorny [Antoni Roszak], Było –
nie minęło, Biuletyn Dolnośląski 6/64, lipiec 1985. Powrót
3 Podziemnych drukarń było we Wrocławiu około dwudziestu, z tego
ściśle kontrolowanych przez „Solidarność Walczącą – 13 do 15. [Pisemna
relacja Kornela Morawieckiego]. Powrót
4 Drukarze siłą rzeczy gorzej od redaktorów znali zasady pisowni i
ortografii. Powrót
5 W żargonie podziemia wrocławskiego matryce białkowe były w stanie
wojennym określane jako „pieluszki”, były bowiem przemycane
w formie „pampersów”, wśród żywności i innych towarów
w ramach zachodniej pomocy humanitarnej. Farbę drukarską przemycano w
puszkach udających dwukilogramowe konserwy mięsne lub owocowe. Powrót
6 Niekiedy jedynie stosowano odmienny kolor farby, np. w wypadku dołączonych do numeru ulotek. Dodatek katyński z nr 3/10 (z marca 1980 r.) wydrukowano farbą
zabarwioną czerwono. Powrót
7 Niekiedy drukarze, odtwarzając zniszczoną matrycę pierwszej
strony, posługiwali się (zwłaszcza gdy chwilowo
niedostępny był szablon) metodą uproszczoną, zamiast dziurkować matrycę
rysowali na niej winietę ostrym narzędziem. Zachowany był kształt liter, ale
końcowy efekt był nieco odmienny. Powrót
8 Silny, charakterystyczny zapach farby łatwo mógł zdekonspirować
tajne drukarnie, stąd też obowiązujący w nich zakaz otwierania okien. Powrót
9 W pierwszym roku istnienia „Biuletynu Dolnośląskiego” papier z
magazynów przywożony był na miejsce druku przez Kornela Morawieckiego. Powrót
10 Starano się, by gotowe wydruki opuszczały jak najszybciej lokal
drukarni. Natychmiast przy tym dzielono je na mniejsze partie i rozwożono do
kolporterów i „magazynierów”. Chodziło o zminimalizowanie ewentualnych strat
na ostatnim etapie produkcji, spowodowanych wkroczeniem funkcjonariuszy Służby
Bezpieczeństwa. Nie udało się to z trzecim numerem „BD” (3-4/1979). 19 września 1979 SB podczas rewizji w mieszkaniu Krystyny Sławińskiej przejęła większość nakładu (320 egz.). Numer
3-4 wydrukowano później ponownie. Powrót
11 Zszywano (w górnym lewym rogu) specjalnym, szerokim zszywaczem
produkcji zachodniej. Powrót
12 Na przełomie roku 1982/1983 Służba Bezpieczeństwa próbowała
rozpracować podziemne sieci wydawnicze znakując paczki papieru farbami fluorofosforencyjnymi (widocznymi tylko w promieniach
ultrafioletowych) i przekazując je poprzez swych agentów działaczom podziemia,
jednakże słabość techniczno-organizacyjna SB doprowadziła do fiaska operacji. Powrót
13 22 maja 1986 na terenie filii Zakładu Graficznego Poczty i
Telekomunikacji przy ul. Rzeźniczej we Wrocławiu zatrzymano Jerzego Kozieła, Józefa Kórka i Witolda
Nogę, usiłujących wywieźć papier zakupiony dla wydawnictw bezdebitowych.
Wyrokiem z 25 IX 1986 całą trójkę skazano na rok więzienia i grzywnę. Po
wejściu w życie ustawy o szczególnym postępowaniu wobec sprawców niektórych
przestępstw z 17 lipca 1986 przekwalifikowano czyn na przestępstwo
polityczne i darowano resztę kary. Transport z 22 maja był przeznaczony dla
Regionalnego Komitetu Strajkowego, ale 10 dni wcześniej Józef Kórek w ten sam sposób kupił i dostarczył do „magazynu” w
willi Witolda Grabowskiego w Leśnicy kilkaset
kilogramów papieru dla „Biuletynu Dolnośląski ego”. Powrót
14 Dr W. Myślecki tak to wspomina: Osobiście
również brałem udział w akcjach kradzieży papieru z Portu Rzecznego. Wyglądało
to w ten sposób, że podjeżdżaliśmy samochodem na wyznaczone miejsce i
posługując się fałszywymi papierami przechwytywaliśmy papier, który jechał na
wózku widłowym. Kierującemu wózkiem dawaliśmy np. 10
tysięcy zł. i kazaliśmy ładować papier do naszego
samochodu. Były to papierowe bele ważące często po kilkadziesiąt, a nawet
kilkaset kilogramów. (...) Następnie cięliśmy ten papier w zakładzie
prywatnym przy ul. Nowotki [Krupnicza],
tuż pod głównym gmachem SB. Powrót
15 M. Pokorny, op. cit. Powrót
16 Konserwacją i naprawami sprzętu technicznego (powielacze, maszyny
do pisania, magnetofony, nadajniki radiowe itp.) od połowy 1981 r. do 1989
zajmował się nieoceniony Stanisław Mittek, ps.
„Inżynier” („Gad”). Powrót
17 W 1980 r. jako drukarz „BD” zaczął pracować Piotr Franielczyk, robotnik zwolniony z przyczyn politycznych z
pracy w Fabryce Automatów Tokarskich. Powrót
18 Ogłoszenie to „zaowocowało” dwoma kuchennymi drukarniami. Powrót
19 Pierwsze numery „Biuletynu Dolnośląski ego” drukowano m.in. w
mieszkaniu przy ul. Krzywickiego 6/11, w leśnej chacie
Kornela Morawieckiego w Pęgowie
(dwukrotnie), w mieszkaniu Mirosława Spychalskiego na
Biskupinie, w mieszkaniu Romualda i Heleny Lazarowiczów
przy Podwalu 66/5 (czterokrotnie), w mieszkaniu Zbigniewa Jakubca
przy ul. Jeleniej 32, w mieszkaniu Zofii Gorzkowskiej
przy ul. Krzywoustego 57, w mieszkaniu Stanisława Waśkiewicza
przy ul. Kanoniej 9, w mieszkaniu przy ul.
Benedyktyńskiej na siódmym piętrze. Powrót
20 W warunkach wiejskich trudniej niż w dużym mieście o zachowanie
konspiracji. Mieszkańcy Wilczyna na ogół orientowali
się w działalności rodziny Winciorków, a jednak przez
cały czas „drukarnia” ta była bezpieczna i nie niepokojona przez Służbę
Bezpieczeństwa. Powrót
21 Biuletyn Dolnośląski, Nr 12-1/31-32, grudzień 1981 – styczeń 1982. Powrót
22 Odbito go za pomocą specjalnej dużej pieczęci. Powrót
23 Biuletyn Dolnośląski, Nr 5/24 maj 1981. Powrót
24 Po naświetleniu blachy i jej utrwaleniu (chemicznie lub
termicznie) miejsca „wyżarte” należy zamalować za pomocą kredki świecowej. Powrót
25 Drukowano w nieoficjalnej siedzibie redakcji, w pokoju nr 4 w
siedzibie dolnośląskiego Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”, przy ul.
Mazowieckiej 17 we Wrocławiu. Powrót
26 Biuletyn Dolnośląski, Nr 7-8/26-27, lipiec–sierpień
1981.
27 Narodno-Trudovoj Sojuz z siedzibą w Rotterdamie. Powrót
28 Tym terminem redakcja określała wówczas faktycznego redaktora
naczelnego. Powrót
29 Potwierdzało to stawiany zarzut wzywania żołnierzy sowieckich do
nieposłuszeństwa wobec dowództwa, czyli nawoływania do czynów skierowanych
przeciwko jedności sojuszniczej PRL z państwem sprzymierzonym. (art. 133 Kodeksu karnego). Powrót
30 Biuletyn Dolnośląski, nr 4-5/35-36, kwiecień–maj
1982. Powrót
31 Była to wyeksploatowana maszyna, wycofana w 1981 r. przez Zarząd
Regionu „Solidarności” i nieodpłatnie przekazana redakcji „Biuletynu Dolnośląskiego”.
Fatalny stan techniczny maszyny oraz łatwy wówczas dostęp do innego sprzętu
powodowały, że przed stanem wojennym nie korzystano z niej, a jedynie
remontowano. Powrót
32 „Biuletyn Dolnośląski” drukowany był zupełnie oddzielnie w
drukującej na offsecie drukarni o kryptonimie „Leon”. – wspomina
ówczesna szefowa struktur poligraficznych we Wrocławiu, Zofia Maciejewska, ps. „Mietek” vel „Janusz” vel „Grześ”. Powrót
33 Po raz pierwszy wydrukowano na sicie numer styczniowy z 1984 r. Powrót
34 Mimo tego zastrzeżenia podkreślić trzeba doniosłą rolę, jaką we
wrocławskim podziemiu lat osiemdziesiątych odegrała Barbara Sarapuk.
Drukując początkowo w stanie wojennym „Wiadomości Bieżące” na ramce białkowej,
nauczyła się od plastyków techniki sitodruku. Dzięki niespożytej energii i
pracowitości właśnie B. Sarapuk i jej najbliżsi
współpracownicy drukowali – w bardzo skromnych warunkach – sporą część
ukazujących się we Wrocławiu czasopism podziemnych – „Solidarności Walczącej”,
grup zakładowych „Solidarności” i innych organizacji. Liczba egzemplarzy
czasopism, kalendarzy i książek wydrukowanych przez B. Sarapuk
z całą pewnością przekracza 300 tys. Powrót
35 Stosowano także bardzo użyteczne w warunkach podziemnych ramy z
metalowych rurek, łączonych na gwint. Powrót
36 Z braku siatki sitodrukowej stosowano niekiedy zastępczo sita
młynarskie, kupowane od pracowników wrocławskich młynów. Powrót
37 Składopis ten z reguły był obsługiwany
przez Kornela Morawieckiego, towarzyszył mu on na
kolejnych konspiracyjnych kwaterach. Powrót
38 Kiedy Wrocław dorobił się lepszego komputera, Amstrad powędrował do szczecińskiego SW, gdzie również slużył do przygotowywania czasopism. Powrót
39 Oba urządzenia obsługiwał ówczesny redaktor naczelny pisma,
Romuald Lazarowicz. Z tej samej drukarki korzystała redakcja miesięcznika „Replika”, który był pierwszym wrocławskim podziemnym czasopismem łamanym komputerowo.Powrót
40 Biuletyn Dolnośląski, wydanie specjalne, styczeń 1989. Powrót