stdarek
Główna
 
Aktualności
 
Stowarzyszenie
 
Zasady Ideowe-Program
 
Prasa SW Trójmiasto
 
Prasa SW SKP
 
Inne druki ulotne SW
 
Książki i broszury SW
 
"Poza Układem"
 
Prasa inna druk SW
 
Radio SW
 
Terroryści i oszołomy :)
 
Ludzie
 
Relacje
 
Galeria
 
Ciekawe
 
Dokumenty IPN
 

Obchody 25 lecia SWT

 
Linki - strony SW
 
Forum SW

 Małgosia Zwiercan:

    Pierwsze moje zadania.
    Bardzo poważnie potraktowałam swoją przynależność do  Solidarności Walczącej.
    Chciałam działać, coś robić, i małe i te wielkie rzeczy. 
    Dzisiaj po ponad 20-stu latach moje wspomnienia mogą wydawać się niepozorne, nic nie znaczące, ale wiem, że każdy członek czy sympatyk, który cokolwiek robił znaczył bardzo dużo. Był ogniwem z jednego wielkiego łańcucha.
    Od czegoś trzeba było zacząć i uczyć się działania w podziemnych strukturach.
    Pierwsze moje zadania jako łącznika wydawały się bardzo proste. Miałam pójść do Andrzeja Gwiazdy, przekazać informację od Romka Zwiercana i przynieść odpowiedź. Niby takie nic, coś co powinno zająć mi 5 może 10 czy 15 minut. Ale zacznę od początku.
    Miałam samochód, takiego starego „garbuska”, - Romek poprosił mnie żebyśmy wieczorem pojechali na Żabiankę do Andrzeja Gwiazdy.  Jak już pisałam miałam przekazać informację i przynieść odpowiedź. Po drodze Romek powiedział mi, że mieszkanie jest na podsłuchu, mogę rozmawiać o wszystkim, ale to co ważne możemy tylko pisać. Zaparkowałam samochód dosyć daleko od ich bloku i poszłam, Romek został przy samochodzie. Trafiłam bez problemu, przedstawiłam się, Jolka od Jacka (takie były nasze pseudonimy). Andrzej przywitał mnie bardzo serdecznie, właśnie jadł kolację – naleśniki, których połowa od razu znalazła się na talerzyku dla mnie. Rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Podczas rozmowy przekazałam Andrzejowi wiadomość i dostałam odpowiedź. Pożegnałam się z gospodarzami i cała w skowronkach wróciłam do Romka. Dopiero jak zobaczyłam jego twarz zorientowałam się, że jest coś nie tak. Nie było mnie 1,5 godziny. Romek przez ten czas miał już różne wizje mojego zamknięcia.  Wracaliśmy do Gdyni, Romek z potwornym bólem głowy, ja z mieszanymi uczuciami. Czy będę mogła jeszcze kiedyś jakoś pomóc, coś zrobic.
    Minęło kilka dni i trzeba było przewieźć offset (maszynę do druku) z Gdańska Olszynki do Gdyni Chylonii – na tzw. Meksyk. Wynajmowałam tam mały pokoik na poddaszu. Pokój pode mną był akurat wolny i Romek doszedł do wniosku, że możemy tam na jakiś czas uruchomić drukarnię. Właścicielka, przemiła staruszka mieszkała na dole i bez problemu odnajęła mi wolny pokój. Oczywiście nie zdawała sobie sprawy co tam będziemy robić. Romek umówił się z Jerzym Kanikułą i pojechaliśmy wieczorem we troje do Gdańska Olszynki. Humory nam dopisywały, podróż szybko minęła. Do Bolka Toczko trafiliśmy bezbłędnie - tam był schowany offset. Romek z Jerzym z wielkimi trudnościami zapakowali maszynę na tylne siedzenie do „garbuska” i ruszyliśmy w drogę powrotną do Gdyni.  Jechaliśmy obwodnicą na pozór beztrosko opowiadając różne dowcipy. Na moje pytanie co mam mówić ( co wieziemy) jak nas zatrzyma milicja, chłopcy ze śmiechem odpowiedzieli, że wieziemy pralkę. Fajna pralka – czarna jak bezgwiezdna noc.  Przyjechaliśmy na miejsce w super humorach. Jednak na następny dzień bolały mnie mięśnie karku i ramion. Moje mięśnie uświadomiły mi jak bardzo jechałam spięta i pełna obaw. Wczorajsza beztroska była tylko pozorna. Ale byłam szczęśliwa, kolejna sprawa była załatwiona.
    Offset trafił do drukarni, ale niestety okazało się, że jest niesprawny. Trzeba było ściągnąć mechanika. Nikogo nie mieliśmy. Nie wiem jak, ale Romek ustawił mi spotkanie z najlepszym mechanikiem w trójmieście Zygmuntem Sabatowskim. Musiałam tak prowadzić rozmowę, żeby naprawił nam offset nie wiedząc dla kogo. Wydawało nam się, że tak będzie bezpieczniej. Obawialiśmy się, że jako najlepszy mechanik może być pilnowany. Udało się, przerzucaliśmy go dwoma samochodami, klucząc po Trójmieście i część drogi pokonując przez las. Staraliśmy się tak dobrze, że nawet wieziony nie wiedział gdzie jest i dla kogo jest to zlecenie. Kilka godzin trwała naprawa maszyny, ale wreszcie ruszyła i do końca była niezastąpiona. Już nocą odwiozłam Pana Zygmunta do domu. Dziękujemy Panu w imieniu SW.

Link   
Szablony stron