stdarek
Główna
 
Aktualności
 
Stowarzyszenie
 
Zasady Ideowe-Program
 
Prasa SW Trójmiasto
 
Prasa SW SKP
 
Inne druki ulotne SW
 
Ksišżki i broszury SW
 
"Poza Układem"
 
Prasa inna druk SW
 
Radio SW
 
Terroryści i oszołomy :)
 
Ludzie
 
Relacje
 
Galeria
 
Ciekawe
 
Dokumenty IPN

 
Obchody 25 lecia SWT

 
Linki - strony SW
 
Forum SW

Kilka kontrowersyjnych kwestii

1. Sprawa Janusza Molki

Janusza Molkę poznałem w 1975 r. na kursie wspinaczkowym w Klubie Wysokogórskim. W ciągu następnych paru lat mieliśmy kontakty przy okazji wspinania mniej lub bardziej bliskie – np. latem 1977 r. dzieliliśmy ten sam namiot w Morskim Oku przez niemal dwa miesiące. Opowiadał wtedy, że studiuje na jednym roku z Aleksandrem Hallem, co okazało się prawdą. Polecał mi niezależne książki do poczytania. To dzięki niemu, jeszcze jako licealista, przeczytałem „Najlepszego sojusznika Hitlera” Bregmana.

Materiały znajdujące się w IPN wskazują, iż został on zarejestrowany jako TW ps. „Romkowski” 8 czerwca 1983 r. Jako funkcjonariusz został zatrudniony przez SB w grudniu 1984 r. Moja żona Magda, która spotkała go kilka razy w roku 1982 r., twierdziła, że zaszła w nim jakaś pozytywna zmiana – „zrobił się odważny”. Podejrzewamy więc, że decyzja o przejściu na „drugą stronę” musiała zapaść już wtedy, co najmniej pół roku przed rejestracją. W aktach Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia „Krokus” (przeciwko Klubowi Wysokogórskiemu) znalazłem informację, iż był rozpracowywany już w roku 1971 r. jako figurant „Sztubak” (chodziło o malowanie antykomunistycznych napisów na murach przez grupę licealistów, którzy później utworzyli Ruch Młodej Polski). Był to więc człowiek ze świetlaną i bohaterską przeszłością – miał wszelkie predyspozycje, by zostać autorytetem moralnym III RP. Sprawa Janusza Molki, jako agenta SB, wyszła na jaw w 1990 r., gdy zgłosił się do UOP z prośbą o przyjęcie na etat – i wsypał go jakiś negatywnie zweryfikowany esbek. Szczegółowe omówienie całej historii znaleźć można w książce S. Cenckiewicza „Oczami bezpieki” („N” jak niejawny. Jak działacz podziemia został ubekiem, str. 508-526).

Po stanie wojennym Janusz dość często wpadał do mieszkania mojego teścia, Staszka Kowalskiego, zawsze przychodził po prasę niezależną i książki, był kolekcjonerem bibuły. Miał też kontakty z Wiesią Kwiatkowską.

Janusz posiadał drukarnię podziemną. Współpracował – wg jego własnej relacji – z Pawłem Mikłaszem, z którym zapoznali go jego przełożeni z SB. Wg Cenckiewicza (TW „Rybak” – agent artysta. Trójmiejski Sierpień '80 w raportach konfidenta SB, „Śladami bezpieki i partii”, str. 386-420) i Czumy (http://www.czuma.pl/public/agentura) Mikłasz był TW o pseudonimach „Jan Lewandowski”, „Lewandowski”, „Stanisław Wysocki”, „Jacek” i, prawdopodobnie, „Rybak”). Po aresztowaniu Andrzeja Kołodzieja, w styczniu 1988 r., Molka był jedynym znanym mi człowiekiem, mającym dojście do działającej drukarni – i dlatego do niego zwróciłem się o pomoc w wydrukowaniu plakatów i ulotek związanych z aresztowaniem Andrzeja. Ulotki wydrukował, co nie jest takie dziwne – szansa na skanalizowanie poligrafii SW była niewątpliwie gratką dla SB. Dalszej współpracy jednak nie było, bo odtworzone zostały kontakty z grupą Edka Frankiewicza.

A propos Mikłasza, ciekawostką jest fakt, iż to właśnie Mikłasz współtworzył „Wolną Drukarnię Stoczni Gdynia” w Stoczni Komuny Paryskiej w sierpniu 1980 r. W „Gdyńskich komunardach” Andrzeja Kołodzieja próżno jednak szukać informacji o agenturalności Mikłasza, choć sprawa była, w momencie pisania książki, dobrze znana. Molka i Mikłasz wiedzieli o swoich wzajemnych powiązaniach z SB. Było to spotkanie agentury wysokiego szczebla. Molka współpracował też blisko z RKK do końca lat 80. Przyznał się po latach Wiesi Kwiatkowskiej, że przez niego nie dostała honorarium za opublikowaną w „Archiwum Solidarności” pracę o Grudniu 1970 w Gdyni, gdyż to on przetrzymał jej pieniądze.

Andrzej Kołodziej zaprzecza, jakobym go skontaktował z Molką w 1987 r. Kamień spadł mi z serca, chciałoby się rzec, gdyż umożliwienie tego spotkania zawsze uważałem za najgorszą z moich wpadek i dyshonor dla konspiratora.

Sytuacja była taka. Gdy Ewa Kubasiewicz dostała wreszcie, po kilku latach bezrobocia, pracę w bibliotece Muzeum Morskiego w Gdańsku, po pewnym czasie zatrudnił się tam również Janusz Molka. Czasami zahaczał ją w rozmowie o SW. Ponieważ nic z tych rozmów nie wynikało, przy jakiejś okazji wspomniał mi, że prowadzi badania nad metodami pracy SB, a ja tę informację – niestety – przekazałem Andrzejowi, dając mu adres Molki. Było to wiele miesięcy przed aresztowaniem Andrzeja. Po jakimś czasie Andrzej wspomniał mi, że był u Molki, ale że te jego „badania” to nic ciekawego – taka amatorszczyzna. Zdziwiony nie byłem, gdyż – po doświadczeniach z gór – uważałem Janusza za lekkiego mitomana. I dlatego, jak wyszła na jaw w 1990 r. jego agenturalna działalność, potraktowałem to jako lekcję pokory, którą ciężko zapomnieć. Swoją wersje wydarzeń opowiedział mi po latach Molka, twierdząc, że po pierwszym spotkaniu szklankę z odciskami palców Kołodzieja przekazał SB do weryfikacji. Uważam, że Andrzeja zawodzi pamięć.

molke1molke2molke3

Po raz pierwszy wspomniałem o tym w liście otwartym do Andrzeja Friszke 19 września 2005 r. (http://www.abcnet.com.pl/node/609), zwracając uwagę na „brak nieomylności”, który może się zdarzyć każdemu. Nawiasem mówiąc, czytelnikowi mojego listu do A. Friszke należy się wyjaśnienie, iż z perspektywy badań w IPN moja teza na temat Marka Kubasiewicza całkowicie się potwierdziła.

2. Sprawa Zbyszka Mielewczyka

Zbyszek podpisał współpracę 20 grudnia 1981 r., po aresztowaniu w moim mieszkaniu. Zwolniono mnie po 48 godzinach i był chyba jedyną osobą, którą wtedy odwiedziłem, bo wiedziałem, że po aresztowaniu jest już i tak spalony. Od razu mnie poinformował o podpisaniu współpracy i wyłuszczył swą motywację, a ja przy różnych okazjach informowałem o tym innych. Jest rzeczą niemożliwą, bym nie informował m.in. Andrzeja Kołodzieja – byłoby to drastycznie sprzeczne z moimi zasadami. Przez wszystkie późniejsze lata było dla mnie oczywistością, iż Andrzej całą historię dobrze zna. Znały ją również osoby skazane w naszym procesie (przynajmniej studenci – Czarek Godziuk, Jarek Skowronek, Sławek Sadowki, Krzysiek Jankowski – i moja mama, późniejszy członek Komitetu Wykonawczego SW). Ponadto, wiele osób pracujących dla SW Trójmiasto, jak np. Wojtek Pytel czy Jędrek Terlikowski, w którego mieszkaniu wielokrotnie spotykałem się z Andrzejem, i oczywiście moja żona, miało w tej kwestii całkowitą jasność. Czasami, dla żartu, ktoś nazwał Zbyszka jego esbeckim pseudonimem – „Junior”.

Na szczęście Jadwiga Chmielowska gotowa jest potwierdzić, że była w historię Zbyszka wtajemniczona w czasie, gdy kierując SW po aresztowaniu Kołodzieja i Morawieckiego, przyjeżdżała do Gdańska. Jest to świadek istotny również dlatego, że to ona wraz z Romkiem Zwiercanem odbierała przysięgę ode mnie, Zbyszka, Magdy i Maćka Kuny przed objęciem przeze mnie stanowiska jawnego przedstawiciela SW.

Z Magdą pamiętamy również coś, co Zbyszkowi najwyraźniej wyleciało z pamięci – w 1987 r. odbył jakieś spotkanie z esbekiem, o czym nas poinformował – wściekliśmy się. Chyba, że nakładają się nam historie związane z jego wystąpieniem o paszport, co opisuje w swej relacji. Z wypisów ewidencyjnych na temat Zbyszka wynika, iż Wydział II SB w Gdyni zdjął go z ewidencji 22 stycznia 1987 r. – „zabarwienie sprawy: odmowa współpracy”. Przekazano go wtedy do Inspektoratu 2 SB w Gdańsku (rozpracowującego m.in. naszą grupę). Inspektorat 2 odmówił przejęcia go. Załączam skany wypisów. Nawiasem mówiąc, to nie IPN poinformował nas o sprawie TW „Juniora”, tylko odwrotnie: To my z Magdą opisaliśmy jego historię w naszych wnioskach do IPN.

Jest jeden współpracownik SW Trójmiasto, którego rejestrację, jako TW ps. „Danek”, wykryłem w ramach projektu badawczego w IPN. Różnica z przypadkiem Zbyszka jest taka, że Zbyszek poinformował o tym od razu, prawie 30 lat temu. Sprawę „Danka” wykryłem sam, ponad 30 lat po podpisaniu przez niego współpracy. Na dodatek uważam, że złapałem go „za rękę” na dywersji w stosunku do SW, choć to też wymaga dalszych badań w IPN. Namawiam go do złożenia relacji na piśmie.

3. „Terroryści i oszołomy”

Jeśli chodzi o rozdział w „Terrorystach i oszołomach”, był on pisany w wielkim pośpiechu. Dokładniej, uzupełniałem w miarę możliwości niemal 20-stronicowy tekst o SW w Gdańsku, przesłany mi przez Jurka Pietraszko i napisany na podstawie kilku moich relacji – musiałem to zrobić, gdyż w przeciwnym wypadku wyglądałoby na to, że jestem jedynym działaczem SW w Trójmieście. Byłem jedyną osoba z Gdańska, która odpowiedziała na apel Kornela Morawieckiego o przesyłanie Jurkowi relacji. Na zrobienie uzupełnień miałem chyba tydzień, przeciągnęło się do dwóch tygodni. Pokazałem szczotki tego rozdziału Andrzejowi Kołodziejowi, a on wpadł we wściekłość i dzwonił do mnie o 2 w nocy z pretensjami. Nie zgodziłem się na zmienienie fragmentów o SW Gdańsk, gdyż relacje Pieca, Andersa i Jankowskiego potwierdziłem – przynajmniej to, co się dało – niezależnie u Tadeusza Świerczewskiego i Kornela Morawieckiego, a także w opracowaniach Mateusza Morawieckiego i Romualda Szeremietiewa, które wyszukałem w internecie. Widziałem też później IPN-owskie papiery Romka Jankowskiego a różne szczegóły potwierdził Mariusz Roman „Powstaniec”, lider gdyńskiej Federacji Młodzieży Walczącej. Nie zmienia to wszystko faktu, iż relacje między SW Trójmiasto a SW Gdańsk wymagają pogłębionych badań. Przeprowadzona przez Romka Zwiercana próba weryfikacji informacji zamieszczonych w „Terrorystach i oszołomach” pokazała, iż to jednak właśnie ta grupa wydrukowała „Odezwę” opisaną przeze mnie jako „śmiertelna konkurencja”, co zgadza się z naszymi intuicjami z początku roku 1989.

Po reakcji Andrzeja postanowiłem napisać niektóre fragmenty inaczej – rzeczywiście, do opisu roli Andrzeja Kołodzieja „nie przyłożyłem się” w stopniu wystarczającym. W dużym stopniu po prostu nie znałem szczegółów jego działalności, a nawet nie wiedziałem w chwili pisania, czy jest w Polsce (okazało się, że był, lecz ostatnie wieści o nim miałem z Paryża, od Lutki Ogorzelec). Wysłałem więc do Romka Lazarowicza, który robił skład „Terrorystów i oszołomów”, poprawioną, ostateczną wersję rozdziału, ale – i to już nie moja wina – Romek pogubił się w wersjach i w ostatecznym składzie umieścił tę sprzed ostatecznych poprawek.

Marek Czachor

Gdańsk, 7 grudnia 2009 r.



Link   
Szablony stron