Maria Polus
W
1986 r. esbecja przeprowadziła szereg
masowych akcji "ujawniających" opozycję. W ich ramach robiono
przeszukania i prowadzono rozmowy "wychowawcze" z wytypowanymi osobami.
Jedną z ofiar była p. Maria u której po wpadce z
kolportarzem
bibuły nocował poszukiwany "działacz związkowy". Koledzy z zakładowego
TKZ poradzili mu zgłosić się na SB. Posłuchał i tam w zamian za
bezkarność obciążył innych. Dziwnym trafem tylko tych związanych z
Solidarnością Walczącą. W sumie nieprzyjemności miało kilka
osób
w tym "nasza" Maria.
"Starszej Pani" nie ma już z nami. Zamieszczamy Jej Protest jako
świadectwo właściwego postępowania z SB:
"W związku z wywiadem gen. Kiszczaka opublikowanym w prasie
w
dniu 12.09.1986 wyjaśniam: w dniu 11.09.1986 około godzin 7,15-7,30
obudziło
mnie pukanie do drzwi, ponieważ byłam boso i nie ubrana lekko uchyliłam
drzwi i
od razu została mi pokazana legitymacja i usłyszałam słowa –
proszę otworzyć ;
milicja. Weszły 3 osoby: ppor. Jadwiga Trzcińska i dwóch
panów. Jeden z nich
podszedł dom przykrytego kocem zawiniątka, który rzekomo
niedawno zawierał
używaną maszynę do druku marki Roneo – moim zdaniem był to
muzealny rupieć nie
nadający się do użytku. Twierdziłam, że nic mi nie wiadomo o żadnym
druku i
jeśli mają nakaz przeszukania mogą to sprawdzić. Powiedzieli, że
zapomnieli
przywieźć nakaz. Około godziny 10,00 przywieźli nakaz i powiedzieli, że
jestem
zatrzymana. Panowie z UB metodycznie zabrali się do rewizji z kubłem na
śmieci włącznie.
W czasie rewizji znaleziono i zabrano wszystkie przedmioty jako te,
które
rzekomo oddałam.
W czasie rewizji stale przybywały nowe
ekipy –
fotograf z
aparatem, panowie od daktyloskopii i człowiek z kamerą z telewizji
gdańskiej (pokazano mnie i moje mieszkanie tego dnia w telewizji).
Szantażowali mnie, że
psa zamkną w pustym mieszkaniu jeżeli nie pójdę z nimi i nie
powiem o osobach
których nie znam. Po przyjeździe do WUSW Gdańsk, ul. Okopowa
pytano mnie o te
osoby co poprzednio, a ponieważ w dalszym ciągu twierdziłam, że ich nie
znam
pokazano mi na „wideo” nieznanego mi człowieka, jak
się
później okazało p.
Stanisława Knapa. Bredził, że był szkolony u mnie na druku i ukrywał
się 1
dzień. Oświadczyłam, iż jest pijany lub jest narkomanem i nie mam nic
wspólnego
z tym smarkaczem. Straszyli mnie, że zrobią program ze mną i
narkomanem, jak
również to, że osobom ostatnio złapanym powiedzą, że ja ich
wydałam.
Pokwitowanie dostałam tylko na maszyny do pisania i papier. Nie
dostałam na aparat fotograficzny, lampy błyskowe ani na książki. Pewnie
te
rzeczy mi skradziono.
Maria
Polus, Sopot, ul. Kolberga 12/B/29"
|