|
|
23.12.2009
r.
Kwestie walki
Po moim
aresztowaniu w 1987 roku
światowa organizacja więźniów sumienia Amnesty International
nie
chciała zaliczyć mnie w poczet swoich podopiecznych. Argumentowali, że
Solidarność Walcząca jako niewyrzekająca się przemocy to organizacja
terrorystyczna. Wtedy mój kolega prof. Andrzej Wiszniewski
przytomnie zaproponował, żeby wszystkich Polaków uznać za
terrorystów bo w naszym hymnie śpiewamy: „co nam
obca
przemoc wzięła szablą odbierzemy”.
Rota Solidarności Walczącej zaczyna się
zdaniem:
„Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i
niepodległą
Rzeczpospolitą Solidarną…”. Na pewno chodziło o
walkę o
serca i umysły, co wiązało się z wydawniczą, radiową i
ogólnie
informacyjną aktywnością. Ale nie wykluczaliśmy żadnej formy walki,
łącznie z walką zbrojną jeśli zajdzie taka konieczność. Już w 1982 r. w
pierwszym numerze naszej gazetki, w tekście „Dlaczego
walka?” pisaliśmy: „Aby nie zatracić się w biernym
oporze,
ale wspomagać go czynem”. A w „Naszej
Wizytówce” z 1983 r. zapowiadaliśmy
„karanie
oprawców i nadgorliwych egzekutorów reżimu
komunistycznego”. W Zasadach Ideowych i Programie
Solidarności
Walczącej tworzonych w 1986 a opublikowanych w 1987 są m. in.
następujące sformułowania: „Niesprzeciwianie się złu-siłą,
wtedy
gdy ono samo się nią posługuje, oznacza oddanie bezbronnych na pastwę
zła.”, „W sytuacji nasilenia represji ze strony
reżimu, w
wypadkach państwowego terroru lub obcej interwencji –
podejmiemy,
jako organizacja, czynną samoobronę.”. Pisaliśmy
też, że
będziemy „tworzyć grupy samoobrony SW, gotowe czynnie
odpowiedzieć na gwałt” i „rejestrować fakty
znęcania się,
brutalnych przesłuchań itp. W drastycznych przypadkach nie pozostawiać
sprawców bez zasłużonej kary.”.
Byliśmy więc w latach osiemdziesiątych
jedyną
podziemną organizacją biorącą poważnie pod uwagę możliwość czynnej
walki. Niektóre nasze zakonspirowane grupy gromadziły
materiały
wybuchowe, nękały szpicli i SB-ków, ćwiczyły metody walki.
Nie
była to powszechna i najważniejsza forma naszej działalności, bo też
przeciwnik chylący się ku upadkowi reżim komunistyczny w
sposób
umiarkowany stosował przemoc. W sumie nasze stanowisko w tej trudnej i
delikatnej materii, jak sądzę, przyczyniło się do ograniczenia
samowolnych i spontanicznych aktów stosowania siły
– z
zemsty, z nienawiści czy z rozpaczy. Dla młodych ludzi chcących walczyć
stanowiliśmy zorganizowaną propozycję, w której mogli
odpowiedzialnie uczestniczyć. Solidarność Walcząca przez
swój
program i jawnie artykułowane mocne, radykalne hasła i wartości
paradoksalnie stabilizowała polską scenę społeczno-polityczną w latach
80.
Kornel
Morawiecki
|
Utworzyliśmy ten dział aby
przybliżyć najbardziej tajną część
działalności ludzi z Solidarności Walczącej w Trójmieście.
Materiały te
nie były nigdy dotąd publikowane. Relacje z nimi związane także.
Przez
ubecję oraz sporą część "kanapowej opozycji postsolidarnościowej",
dążącej za wszelką cenę do ugody z komunistami określani byliśmy jako
"ekstremiści i terroryści". Nie były to oceny w żadnej mierze
usprawiedliwione.
Dopuszczaliśmy stawianie
czynnego oporu,
ale tylko w razie nasilenia represji przez "aparat władzy" i staraliśmy
się do tego przygotować najlepiej jak potrafiliśmy. Gromadziliśmy broń,
materiały wybuchowe a przede wszystkim wiedzę. Wszystko w największej
tajmnicy. Dzisiaj już możemy powiedzieć, że grupa
"sabotażowo-dywersyjna",
tylko w
Stoczni im. Komuny Paryskiej liczyła conajmniej siedem
osób. Poza stocznią były inne, jeszcze bardziej
zakonspirowane grupy. Znając realia i beztroskę polskiej
opozycji,
może nas dziwić, że udało zachować się ich skład i zadania w
tajemnicy przed ubecją do końca. Znacząca część grupy została
"ujawniona" dopiero obecnie, na tej stronie.
|
SB - sprawa obiektowa
"Splin"
Wprowadzenie stanu
wojennego i późniejsze, związane
z nim represje spowodowało u sporej części polaków
radykalizację
postaw. Kierownictwo podziemnej "Solidarności" starało się je
pacyfikować, nie dopuszczać do najmniejszych aktów
przemocy. Manifestacje
wybuchające spontanicznie nie
były, w żadnej mierze kontrolowane i kierowane.
Wykorzystywały to komunistyczne siły bezpieczeństwa do
brutalnych
rozpraw z demonstrantami. Nie liczono się z nikim i z niczym.
Społeczeństwo, pod przemożnym wpływem ugodowego kierownictwa związku
dało sobie wmówić, że nie można stosować siły. W żadnej
formie. Daliśmy sobie odebrać prawo do czynnej samoobrony co
rozzuchwalało władze coraz bardziej. W konsekwencji, zaowocowało
to brutalnymi mordami na działaczach opozycyjnych i
bezkompromisowych kapłanach.
Bierna
postawa i brak
zdecydowanych działań podziemnych władz związku doprowadziła w maju
1982 roku do powstania Solidarności Walczącej. Już w
pierwszym
numerze naszej gazetki, wydanej we Wrocławiu, w tekście
„Dlaczego walka?” pisaliśmy: „Aby nie
zatracić się w biernym oporze, ale wspomagać go czynem”.
Wyjaśnione to zostało wyraźniej w „Naszej
Wizytówce” z 1983 r. gdzie zapowiadaliśmy
„karanie oprawców i nadgorliwych
egzekutorów reżimu komunistycznego”. W Zasadach
Ideowych i Programie Solidarności Walczącej wyartykułowaliśmy jasno:
„Niesprzeciwianie się złu-siłą, wtedy gdy ono samo się nią
posługuje, oznacza oddanie bezbronnych na pastwę zła.”,
„W sytuacji nasilenia represji ze strony reżimu, w wypadkach
państwowego terroru lub obcej interwencji – podejmiemy, jako
organizacja, czynną samoobronę.”. Zapowiadaliśmy,
że będziemy „tworzyć grupy samoobrony SW, gotowe czynnie
odpowiedzieć na gwałt” i „rejestrować fakty
znęcania się, brutalnych przesłuchań itp. W drastycznych przypadkach
nie pozostawiać sprawców bez zasłużonej kary.”.
To nie
były czcze deklaracje.
Już w
1984 roku SB zauważyła, że
znacząco wzrosła ilość "przestępstw o zabarwieniu odwetowym".
W Trójmieście wszczęto sprawę "obiektową
o
kryptonimie Splin".
W jej
wyniku opracowano w 1985 roku pierwszą analizę zagrożeń. Poniżej
przykładowe, "terrorystyczne" zagrożenia:
Esbecja
podjęła decyzję o włączeniu wszystkich spraw operacyjnych,
zakwalifikowanych jako "zagrożenie terrorystyczne", do sprawy
"obiektowej Splin". Co roku, przeprowadzano w jej ramach analizę
zagrożeń i opracowywano plan działania. Trwało to aż do 1990 roku. Mimo
poważnego potraktowania zagrożenia, prowadzący sprawę esbecy bali się
chyba przekazać swoim przełożonym faktyczne wyniki śledztwa.
Znaleźliśmy raporty, w których stwierdzają, że
poszczególne sprawy nie łączą się ze sobą mimo, że nawet
pobieżne przeglądnięcie zestawienia wskazuje na co innego.
Poniżej
pierwsza strona analizy za 1986 rok:
W ramach
"Sprawy obiektowej Splin" znalazła się także sprawa zamachu na Komitet
Miejski PZPR w Gdyni. Otrzymała ona kryptonim "Erupcja". Z analizy akt
wynika, że podczas jej prowadzenia przeprowadzono ponad 150 rewizji
oraz przesłuchano podobną ilość osób. Ciekawostką jest fakt,
że
mimo olbrzymiego zaangażowania sił i środków nie
zdobyto
ŻADNYCH dowodów wiążących konkretne osoby ze sprawą.
Intrygujące
jest, że nie ograniczano się do przewidzianych prawem procedur, lecz
uciekano się nawet do "tajnych przeszukań" - przykład w punkcie 6, na
karcie po prawej stronie.
Najciekawsze jest jednak, że z
akt sprawy jasno wynika, że poszczególne komórki
WSI oraz
SB nie współpracowały ze sobą najlepiej. W październiku
1987, w
innym śledztwie, nie wchodzącym w "Sprawę obiektową Splin",
esbecja uzyskała zeznania Andrzeja Szymańskiego, które
wskazywały na powiązanie z zamachem Andrzeja Kołodzieja i Romana
Zwiercana. Nic jednak nie wskazuje na to, że informacja
ta dotarła
do prowadzących SO "Erupcja", a więc i do koordynujących SO "Splin".
Nigdzie nie wymienia się ich nazwisk. Ostatecznie sprawa została
zakończona bez oficjalnego wykrycia sprawców.
Poniżej, analiza
z 1988 roku:
Zastanawia także niepełne zestawienie
spraw. Nie
wszystkie znane nam akcje, przeprowadzone przez ludzi z Solidarności
Walczącej zostały w SO "Splin" wykazane. Są za to sprawy z
którymi członkowie SW nie mieli nic wspólnego,
ale to
oczywiste. Dziwią jednak braki. Można to tłumaczyć na dwa sposoby: nie
wszyscy zgłaszali, - brak akcji zalewania kwasem, niszczenia
samochodów aktywistów PZPR ze stoczni im. Komuny
Paryskiej w Gdyni -, albo, brak współpracy SB, także na
niższych
szczeblach, owocujące nie przekazaniem danych. Inaczej
mówiąc:
fałszujące wykazy. Potwierdza to fakt, że w aktach SO "Erupcja"
wchodzącej w SO "Splin", jest wzmianka o wrzuceniu 27 lutego 1987 r.
granatu dymnego na zebranie aktywu PZPR w SKP , a już w tej drugiej,
(SO "Splin"), nie ma w zestawieniu.
Braki nie
dotyczą tylko akcji
"wewnętrznych", na i przy terenie stoczni, które wchodziły w
kompetencję zakładowej komórki SB. Nie znaleźliśmy także nic
na
temat akcji rozpędzenia pochodu pierwszomajowego, poprzez wrzucenie
granatów z gazem łzawiącym, w okolicach trybuny z
ówczesnymi władzami. To już zupełnie nie zrozumiałe, ale
pokazuje, że SB nie była tak doskonale zorganizowana.
Fakty - przygotowania
W
ramach przygotowań gromadziliśmy "na wszelki wypadek"
materiały. Drobna próbka poniżej:
Kostki
materiału wybuchowego wraz z lontem zakończonym detonatorem.
Wśród gromadzonej broni zdażały się egzemplarze "muzealne".
Dostaliśmy kilka kolejnych fotografii. Pomimo wyglądu, niezbyt
dobrze zachowanych antyków, egzemplarze były, w
latach 80' całkiem
sprawne.
Czeski skorpion i polski P-64 to już nowsze "zdobycze".
Otrzymaliśmy
także, już w 1984 r., od przyjaciół z zagranicy plany
umożliwiające w "domowych warunkach", przy użyciu najprostszych
narzędzi produkcję pistoletów. Przesyłka dotarła w formie
negatywów.
U
nas był to
materiał grożący wysokimi karami więzienia.
W
1985 roku
znaleźliśmy osobę, która podjęła się wykonania prototypu, i
kilka
miesięcy później mieliśmy informację o możliwości podjęcia
półseryjnej produkcji. Nie zdecydowaliśmy się na to.
Wystarczyła
nam świadomość, że jesteśmy w stanie w każdej chwili rozpocząć montaż.
Pistolet maszynowy
“made
in Stocznia im. Komuny
Paryskiej w Gdyni” - porównanie historyczne.
Konspiracyjne
wyprodukowanie w gdyńskiej stoczni pistoletów maszynowych w
1985 roku było
ewenementem w historii PRL. Wynika to z dwóch przyczyn. Po
pierwsze podziemie
niepodległościowe po zakończeniu II wojny światowej z uwagi na mnogość
broni,
która znajdowała się w rękach ludności po przejściu frontu
oraz wcześniejszych
działań insurekcyjnych w ramach Planu “Burza” nie
było zmuszone do tworzenia i
produkcji własnych egzemparzy broni.
Po
wtóre w latach następnych jedynym znaczącym wystapieniem
ludności przeciwko
“władzy ludowej”, w którym ludność użyła
broni było Powstanie Poznańskie 1956 r. Mimo swego
ogromnego dramatyzmu było
to jednakże zdarzeniem stosunkowo krótkotrwałe. Dla tego też
odniesień do
gdyńskiego epizodu należy szukać w konspiracyjnej produkcji
zbrojeniowej z
okresu II wojny światowej.
Najbardziej znanym jej przejawem było
wyprodukowanie
1.000 sztuk pistoletu maszynowego Sten. Jednakże prawdziwym ewenementem
było
skonstuowanie i produkcja pistoletu maszynowego
“Błyskawica”. Dokumentacja
techniczna tej broni została wykonana w okresie od stycznia do kwietnia
1943,
zaś prototyp był gotowy na przełomie sierpnia i września 1943 r.
Podobnie jak
miało to miejsce wiele lat później w Gdyni produkcję
wdrożono konspiracyjnie w
legalnie funkcjnujacej firmie w tym przypadku był to Elektrit
produkujący
kuchenki. Jednakże na tym podobieństwa się kończą, bowiem Błyskawica
była
skonstruowana przez grono
osób, które zawodowo
zajmowały się tworzeniem konstrukcji broni palnej tj.: inż. Wacława
Zawrotnego
i Seweryn Wielniera. Produkcja sięgnęła poziomu ok. 700 sztuk, a
odbiorcą i
kordynatorem produkcji była Komenda Główna Armii Krajowej,
co oznaczało, iż
twórcy i producenci broni działali w ramach niezwykle
rozbudowanych struktur
Państwa Podziemnego, których nie da się porównać
do rzeczywistości połowy lat
80 – tych.
Kolejna
inicjatywa produkcji broni miała miejsce w Opatowie, gdzie Polikarp
Rybicki,
Witold Szfrański i Stanisław Skorupka zimą 1943 skonstruowali pistolet
maszynowy KIS znany również pod nazwą Likwidator. W sumie do
lipca 1944 roku
wyprodukowano niespełna 40 sztuk tej broni.
Następne
działania mające na celu konspiracyjne wyprodukowanie broni wiązały sie
z
działalnością ojca i syna Grzegorza oraz Jana Choroszmanów,
którzy dla
działającej w ramach partyzanki sowieckiej na Polesiu, a złożonej z
Polaków
Brygady Partyzanckiej im. Tadeusza Kościuszki stworzyli od jesieni 1943
do lutego 1944 roku serię
22 pistoletów
maszynowych, w których wykorzystano rozwiazania zaczerpnięte
z PPSz wz. 41 i
PPD – 40. W tym samym 1944 Jan Choroszman stworzono jeszcze 4
sztuki pistoletu
maszynowego zbliżonego do PPD – 40 oraz 1 egzemplarz
pistoletu maszynowego
wyposażonego w tłumik płomienia wzorowany na rozwiazaniach
zastosowanych w rkm-ie
Diegtiariowa. Na zakończenie należy
dodać, iż Jan Choroszman po wojnie walczył w szeregach Narodowych Sił
Zbrojnych, został pochwycony przez UB i skazany na karę śmierci,
która
następnie została zamieniona na dożywotnie
więzienie.
Bardzo
ciekawie wypada porównanie osiagnięć
Trójmiejskiego Oddziału Solidarności
Walczącej do inicjatywy produkcji własnej broni w okresie wojny przez
Bataliony
Chłopskie. W 1943 roku właśnie w ramach struktur BCh powstał pistolet
maszynowy
Bechowiec – 1. Była to broń skonstruowana przez Henryka
Strąpocia. W sumie
wyprodukowano w latach 1943 – 1944
11
sztuk tej broni. W tym samym 1944 roku inny żołnierz BCH Jan Swata
sworzył 2 sztuki
pistoletu maszynowego Bechowiec – 2.
Reasumując
należy podkreślić, iż inicjatywa stoczniowców z Gdyni od
której minęło już
ćwierć wieku jest niezmiernie interesującym przyczynkiem historycznym
uderzająco podobnym do wcześniejszej produkcji pistoletów
maszynowych: Bechowiec – 1 oraz Bechowiec – 2 i
jako taki winien być upubliczniony i
upamientniony.
Aleksander
Kozicki
Poniżej
część zdigitalizowanych negatywów.
|
|
|