WSPOMNIENIE Kazika Wiśniewskiego:
W stanie wojennym i potem, jak wszyscy porządni
ludzie,
starałem się przyłożyć komunie jak tylko potrafiłem i
mogłem. Dużo
się działo. Z czasem sporo spowszedniało. Była bibuła, kolportaż i
manifestacje. Ubecy szaleli ale represje z czasem słabły. Już nie
zamykali za kilka ulotek, nie robili kolegiów. Wreszcie, gdy
wydawało się , że nic nowego nie wymyślą, przyszedł kolejny, zwykły,
jak się wydawało. Dzień jak codzień.
8 listopada 1988 r. Zbieramy
się na
warsztacie o 6:30, przychodzi majster, odbiera karty zegarowe a
brygadzista rozdziela robotę. W którymś momencie
majster
informuje mnie, że nie mam iść do pracy tylko do kierownika, Szafrańca.
Zdziwiony, bo nigdy wcześniej nie było tak wczesnych wezwań, udałem się
do kierownika, wraz z dwoma kolegami z mojej brygady,
których
także spotkał zaszczyt "wezwania".
W biurze kolejne zdziwienie, ni stąd ni
zowąd pan
Szafraniec informuje nas, że otrzymujemy przymusowe płatne urlopy i
mamy natychmiast zdać przepustki stoczniowe. Nie zgodziłem
się.
Przyszedłem do pracy normalnie, nie planowałem urlopu a już najbardziej
uderzył mnie fakt zmuszania do oddania przepustki. Powiedziałem, że
jest to mój dokument i nie oddam. Kierownik Szafraniec, przy
nas
gdzieś zadzwonił. Musieli być przygotowani, bo już po chwili pojawiło
się dwóch esbeków. Nie dyskutowali ze mną, nie
słuchali
żadnych argumentów. Zabrali mnie na komendę, przy ul.
Portowej w
Gdyni. Tam zaczęło się nękanie. Przez 10 godzin,
różni
ubecy maglowali mnie, przesyłali z pokoju do pokoju, wręczali ulotki i
straszyli. "Kurwowali", że już mnie mają bo są moje odciski
palców
na ulotkach, wzywających do zorganizowania strajku tego dnia.
Takie "maglowanie" trwało do późnych godzin
popołudniowych. Bez jedzenie, bez picia. Nie wiedziałem co ze mną
zrobią, nie miałem pojęcia czy strajk się zaczął czy nie. Mimo tego
byłem twardy i nieugięty. Nie odpowiadałem na żadne pytania co
powodowało, że panowie z SB, po prostu "wychodzili z siebie", ale poza
tym nic więcej mi nie zrobili. Wieczorem byłem w domu.
Dzisiaj wspominam ten dzień
tylko dlatego,
że nie dałem najmniejszego powodu do tak panikarskiej reakcji
esbeków a przecież był to już koniec 1988 r. Na pamiątkę
została
mi ulotka:
|