Maria Lish: Janek
Janka Grabowskiego
poznałam w 1985 roku. Podejrzewałam, że jest związany z jakąś
grupą opozycyjną. On zbyt wiele o tym mi nie mówił.
Pamiętam, że 1 maja 1986
roku pojechaliśmy na pochód. Janek zaczął robić zdjęcia
ZOMO. W pewnej chwili
podjechała „suka" i zgarnęli go. Obawiałam się o niego, gdyż
wiedziałam co
robią z takimi ludźmi. Na szczęście obyło się na strachu.
O
następnym
zatrzymaniu Janka dowiedziałam się od Ireny Chmieleckiej –
pani, u której
mieszkał. Wtedy nie było tak
łagodnie,
dostał zarzut napaści na ZOMO. Rozprawa odbyła się w Gdańsku. Mimo
zagrożenia, było śmiesznie,
gdyż ZOMO-wcy nie uzgodnili ze sobą zeznań i wyrok zapadł
uniewinniający.
W
1987 roku umówiliśmy się na „andrzejki”
do koleżanki. Byłam bardzo zdenerwowana
gdy Janek nie przyszedł. Na drugi dzień dowiedziałam się od pani Ireny
Chmieleckiej, że przebywa w szpitalu, ponieważ
został pobity. Darek Kobzdej,
którego znałam wcześniej, powiedział
mi, że
stan Janka nie jest za wesoły. Wtedy
wkroczyła pani
Irena. Powiadomiła panią Janinę Wehrstein, Episkopat i Biuro
Obrony Robotników. Po wizytach tych organizacji opieka nad
Jankiem wyraźnie się
poprawiła. Zrobiono tomokomputer i wdrożono intensywne leczenie. Janek
wyszedł
z tego cało i wrócił do zdrowia.
Po tych
wydarzeniach zaczęłam bardziej
interesować się opozycją.
Poznałam
Leszka Sadowskiego, Mariana Pokojskiego, Kazika Welka,
Jurka Kanikułę. Wspólnie malowaliśmy transparenty, a ja
jeździłam z Jankiem na
manifestacje do Gdańska. Nigdy Janek mi nie powiedział, że drukuje
ulotki u
siebie na kwaterze. Dowiedziałam się o tym dopiero później.
To tyle co chciałam
napisać o mojej przygodzie i udziale w strukturach bardziej radykalnych
niż „Solidarność".
|