stdarek
Główna
 
Aktualności
 
Stowarzyszenie
 
Zasady Ideowe-Program
 
Prasa SW Trójmiasto
 
Prasa SW SKP
 
Inne druki ulotne SW
 
Książki i broszury SW
 
"Poza Układem"
 
Prasa inna druk SW
 
Radio SW
 
Terroryści i oszołomy :)
 
Ludzie
 
Relacje
 
Galeria
 
Ciekawe
 
Dokumenty IPN

 
Obchody 25 lecia SWT

 
Linki - strony SW
 
Forum SW

PRZYGOTOWNIE DO STAWIANIA CZYNNEGO OPORU

    Trudno jest opowiedzieć o przygotowaniu do czynnego oporu nie przedstawiając genezy powstania „Solidarności Walczącej” na wybrzeżu.

W tym miejscu muszę jednak zrobić dygresję i opowiedzieć trochę o moim miejscu w życiu gdyńskiej „Solidarności”. W sierpniu 1980 roku byłem pracownikiem Stoczni Remontowej „NAUTA”. O strajku w stoczniach dowiedziałem się w czwartek jadąc na popołudniową zmianę do pracy. Następnego dnia przyszedłem do pracy już rano, mimo popołudniowej zmiany. Miałem zaszczyt być jedną z osób, które w spontaniczny sposób (nie należałem do WZZ Wybrzeże, aczkolwiek w 1979 r. Genek Możejewski – kolega z pracy, a w sirpniu1980 r. przedstawiciel „NAUTY” w MKZ „Solidarność” w stoczni im. „Lenina” w Gdańsku, dawał mi do poczytania „Robotnika” ) podjęły się aktywnego uczestnictwa w strajku. Byłem nawet przez pierwsze dni przewodniczącym komitetu strajkowego. Kiedyś moja matka powiedziała mi, że mam naturę „wiecznego buntownika”, może coś w tym stwierdzeniu jest z prawdy.

Życie gdyńskiej opozycji obfitowało w wiele wydarzeń, których centralnym punktem rodzących się pomysłów, było mieszkanie Pani Ireny Dulas z domu Kraczkiewicz (osoba niezwykle zaangażowana w działalność antykomunistyczną przez całe swoje życie, obecnie niesłusznie zapomniana) przy ul. Władysława IV w Gdyni, ale przede wszystkim mieszkanie w Orłowie, przez które już od lat 70-tych przewinęła się prawie cała opozycja wybrzeża łącznie z B. Borusewiczem, braćmi Wyszkowskimi, braćmi Rybickimi i innymi.
        U Pani Ireny w mieszkaniu przy ul. Władysława IV w Gdyni, odbywały się co tygodniowe spotkania już od stanu wojennego. Miały one na celu wypracowanie jakiegoś sposobu działania w tak tragicznych dla Polski czasach. Na jednym ze spotkań zjawił się Pan Tadeusz Cieszewski ps. „Profesor” (żołnierz AK, były cichociemny), nasz późniejszy duchowy mentor. Na wielu kolejnych spotkaniach przedstawiał różne wersje prawdopodobnych scenariuszy wydarzeń na terenie Polski. Jedną z prezentowanych wersji, bardzo prawdopodobnych do realizacji, było spacyfikowanie militarne społeczeństwa polskiego przez Armię Sowiecką, mające na celu likwidację, rodzącej się w społeczeństwie polskim, świadomości patriotyczno-narodowej. Postanowiliśmy przygotować się na odpór takim wydarzeniom i podjąć „walkę” o przeprowadzenie prawdziwych zmian w życiu społecznym. Już wtedy formułowana była idea tworzenia na wzór AK, grup 4-ro lub 5-cio osobowych, w celu wykonywania na początku działań „dyscyplinujących” wobec aktywnych działaczy partyjnych i związkowych a docelowo utworzenie „partyzantki miejskiej”.
        Dzięki szerokim kontaktom towarzyskim Pani Ireny Dulas w kręgu „światka opozycyjnego”, dowiedzieliśmy się o inicjatywie powołania nowej struktury ogólnokrajowej, mającej na celu walkę z komuną. Dostaliśmy również namiar na te osoby. Był to Wrocław i Kornel Morawiecki. Miałem tzw. „duszę na ramieniu”, gdy udałem się pierwszy raz do Wrocławia na spotkanie organizacyjne, mające na celu powołanie „Solidarności Walczącej”. Była to pierwsza połowa 1982 roku. Przedstawione na tym spotkaniu tezy i ramy programowe proponowanej organizacji zapadły mi głęboko w serce.

            Podsumowując moją dotychczasową wypowiedź należy stwierdzić, że powołanie do życia „Solidarności Walczącej” w Trójmieście miało miejsce w pierwszej połowie 1982 roku, po moim pierwszym spotkaniu z Kornelem Morawieckim we Wrocławiu.
            Potrzebą chwili lat 1982 – 1985 było rozliczanie działaczy partyjnych i związkowych –  „dyscyplinowanie”.
            Aby zrozumieć filozofię naszego postępowania należy przypomnieć, jak, żyło się w PRL-u w tamtych latach.
Wieczne zagrożenie, niepewność, puste pułki sklepowe i wszechogarniająca bieda. Zarobki większości rodzin nie starczały na zaspokojenie podstawowych potrzeb bytowych. Powszechne powiedzenie „tym chata bogata co zdobędzie tata” było istotą dnia codziennego. Wszystkie artykuły dostępne w sklepach były reglamentowane. Odkurzacz, lodówka, pralka, telewizor czy radio stawały się artykułami luksusowymi, nie do zdobycia. Samochód – tylko dla „wybrańców”. Na mieszkanie czekało się w spółdzielniach po 20 lat.
        W naturalny sposób te elementy życia społecznego stały się potężną bronią władzy przeciwko swojemu narodowi. Lizusostwo i donosicielstwo było wynagradzane dostępem do „luksusowych” artykułów. Miara aktywności tej grupy ludzi była przerażająca. Powodowała strach wśród społeczeństwa i zamykała ich aktywność obywatelską.

I w tym kontekście spalone mieszkanie, zasmrodzone pomieszczenie, zniszczony samochód, poturbowany człowiek (reżimowy aktywista), nabierało pozytywnego znaczenia. Coraz mniej aktywni stawali się donosiciele i partyjni działacze, a ludzie pracy nabierali większej odwagi do upominania się o „swoje”.

Bardzo przepraszam zainteresowanych tymi wydarzeniami, że nie mogę przedstawić świadectwa naszego bezpośredniego uczestnictwa w tych dniach, brak zgody osób uczestniczących w tych wydarzeniach jest dla mnie obligatoryjny. Jednak trochę wiedzy można zdobyć. Proponuję odnieść się zainteresowanym do opublikowanych do tej pory prac historyków z Instytutu Pamięci Narodowej.

Z mojego punktu widzenia po latach, nasza działalność „dyscyplinująca była mrówczą pracą, nasyconą ciągłym strachem przed „wpadką” grupy w akcji, z powodu złego doboru ludzi do tworzonych grup, no i oczywiście poczucie odpowiedzialności moralnej u osób wierzących.
Jednak kilkakrotne spotkania w Trójmieście i Wrocławiu w 1982 r. umacniają mnie w przekonaniu o wybraniu słusznej drogi. Wrocław prezentował program ideowy i wydawał pismo, spełniające nasze oczekiwania (nie musieliśmy tworzyć własnych zespołów redakcyjnych – nie miałem do tego odpowiedniego przygotowania).
        Mogliśmy skoncentrować się na tej niewidocznej, ale jakże odczuwalnej przez przeciwnika, części działalności „Solidarności Walczącej” na wybrzeżu - przygotowanie do ewentualnej walki zbrojnej i „dyscyplinowania”.

Z powodu zerwania kontaktu z Wrocławiem (wpadka osoby z którą kontaktowałem się we Wrocławiu) podjęliśmy samodzielną działalność. Mając na uwadze charakter naszej podstawowej działalności, opracowaliśmy rotę przysięgi, której treść oparta została na programie ideowym Kornela Morawieckiego.

Na przełomie 1984 – 1985 roku zaprzestaliśmy działania w kierunku rozwoju struktur wojskowych. Brak było środków na dalsze szkolenia, jak również widoczna była tendencja do rozwiązań nie militarnych ze strony rządowej.

Rok 1984 zaowocował pojawieniem się na naszym terenie struktury „Solidarności Walczącej Trójmiasto” z Ewą Kubasiewicz i Andrzejem Kołodziejem, którzy mieli bezpośredni kontakt z Wrocławiem. Nie podjęliśmy bezpośredniej współpracy z tą grupą z uwagi na ryzyko możliwości wpadki naszej struktury, ponieważ w/w byli permanentnie inwigilowani. Pojawienie się tej struktury odwróciło uwagę SB od naszych działań (umorzenie spraw związanych z działaniem nieznanych sprawców utrwalone w aktach SB).

Podsumowując ten okres trzeba podkreślić determinację i odwagę osób, mających rodziny i zobowiązania wobec nich, które podjęły się udziału w walce z komuną. W opozycji solidarnościowej panowała swoista „zmowa milczenia” na temat „Solidarności Walczącej”. Świadomość tego pogłębiała frustrację naszych działaczy. Jednak daliśmy radę.

Cały czas spotykam się z zarzutem kierowanym przez Romana Zwiercana, Marka Czachora i Andrzeja Kołodzieja, że nasze struktury nie istniały.  Dla dobra sprawy byłem gotów nie ujawniać naszej działalności, ale nie kto inny jak Marek Czachor wywołał mnie do „tablicy”, zobowiązując tym samym do dania świadectwa o działaniu naszych struktur.

Wielkim obciążeniem psychicznym są dla mnie wspomnienia z okresu przygotowań do oporu czynnego.

Pracowałem w tym czasie w stoczni „NAUTA” i w naturalny sposób podstawę organizacyjną oparłem na pracownikach tego zakładu. Nie oznacza to faktu, że organizacja nie obejmowała i inne środowiska.
Ps. „Profesor” (Tadeusz Cieszewski), Irena Dulas, Ryszard Anders, Darek Roszkowski, Henryk Piec, Adam Gabor, Andrzej Szymaniak, Andrzej Cybulski, Janusz Jankowski, Ryszard Jankowski, Marek Biernacki i inni, w spontaniczny sposób integrowali swoje środowiska wokół idei „Solidarności Walczącej”. Zawsze była zauważalna dwoistość sytuacji pracy podziemnej”. Z jednej strony każdy z nas utożsamiał się z NSZZ „SOLIDARNOŚĆ”, a z drugiej strony wiedzieliśmy , że to nie wyczerpuje naszych oczekiwań. Aby uzyskać cel podstawowy tj. „SOLIDARNOŚĆ” trzeba poświęcić własny czas, własne zdrowie a nawet własną „krew”.

 Może na koniec należy powiedzieć kilka słów o samym „oporze czynnym”.

„Opór czynny” można rozumieć w wieloraki sposób. Na pewno będą to działania „dyscyplinujące”. Jednak akcje ulotowe, zbieranie w zakładach pracy pieniędzy dla internowanych, kolportaż ulotek i książek, drukowanie pism niezależnych od władzy, czynny udział w manifestacjach i inne działania o takim charakterze, były podstawą „oporu czynnego” w wymiarze dnia codziennego.

        Przedstawię dla przykładu (bez podawania szczegółów) kilka zdarzeń obrazujących „opór czynny”.

        Przypominam sobie zdarzenie, polegające na ukaraniu aktywnego działacza partyjnego. Akcja polegała na tym , że należało spalić samochód tej osoby aby dać jej do zrozumienia jak szkodliwe dla ogółu społeczeństwa jest jego działanie.
W latach 80-tych wszystko było reglamentowane. Zdobycie litra benzyny dla osoby nie posiadającej samochodu było nieosiągalne. Podjąłem się zadania zdobycia słoika benzyny. Wiedząc, że w rodzinie jest osoba mająca samochód, postanowiłem wykraść jej litr benzyny. Wykorzystałem do tego zadania syna właściciela pojazdu. W godzinach nocnych udaliśmy się do garażu właściciela pojazdu (bez jego zgody) i metodą „zaciągnięcia wężykiem” ściągnęliśmy z baku potrzebny nam towar. Syn właściciela pojazdu nie dopytywał się o cel tej akcji. W drodze powrotnej do domu słoik mi pękł benzyna się rozlała na mnie. Musiałem powtórzyć akcję i ponownie wykonać to zadanie. Ale efekt końcowy, polegający na wycofaniu się „partyjniaka” z życia społecznego było dla mnie i moich towarzyszy walki wielką nagrodą mimo iż mieliśmy wiele dylematów moralnych.

Takich akcji było bardzo dużo, są one częściowo udokumentowane w aktach operacyjnych SB, dostępnych w IPN.

Innym charakterystycznym zdarzeniem było wykonanie akcji ulotkowej w centrum miasta Gdyni. Wykorzystaliśmy do tego celu startery zapalające,. Zwiniętą dratwą ze starterem zapalającym paczkę ulotek, po uprzednim podpaleniu startera, przyczepiliśmy do rynny dachowej na wieżowcu. Czas spalenia startera umożliwiał bezpieczne wyjście z budynku i przyglądanie się  z innymi przechodniami jak ulotki fruwają nad ulicą.

Można by mnożyć przykłady naszej działalności. Koleżanki i koledzy z organizacji z dużym oporem podchodzą do faktu ujawnienia swojego udziału w naszych strukturach, czy to w sposób bezpośredni, czy pośredni.

Przygotowuję się do opracowania szerszej publikacji na temat działania naszej struktury (umownie nazwijmy ją „Solidarność Walcząca Gdańsk”, aczkolwiek jak już wcześniej wspominałem nie miałem zamiaru w ogóle ujawniać naszej działalności i dopiero po tym jak prof. Marek Czachor ujawnił szerokiemu audytorium nasze istnienie, podjąłem się reprezentować nasze środowisko na zewnątrz. Narastające niedomówienia i wręcz odmawianie nam przez Romana Zwiercana prawa do bycia członkami organizacji „Solidarność Walcząca”, zmuszają mnie do wzięcia na siebie odpowiedzialności za wszystko co zrobiliśmy i przedstawienia tego w formie książkowej. Mówię to mając na uwadze troskę o prawdę historyczną).

 

Na tym zakończę swoje wystąpienie.

 

R. Jankowski



 

Link   
Szablony stron