Jasiu Grabowski: moje wspomnienie
Do Gdyni przyjechałem w
1979 r. z myślą o pracy w stoczni. Zatrudniono mnie
w Stoczni Komuny Paryskiej na wydziale
W3.
Ponieważ ciągle pamiętałem wydarzenia
grudnia 1970 r. próbowałem dotrzeć
do ludzi z tamtych lat. Udało mi się odnaleźć kilka osób,
ale wyczuwałem w
nich lęk i strach gdy chciałem rozmawiać o
ich przeżyciach z
okresu lat 70. Oprócz
faktycznego zainteresowania losami
ludzi
z tamtych dni, jednocześnie
próbowałem szukać
ewentualnych kontaktów ze strukturami
podziemia działającymi przeciwko komunie.
W sierpniu 1980 r.
nastroje
niezadowolenia stoczniowców z sytuacji panującej w kraju
doprowadziły do
strajku, który zainicjował Andrzej Kołodziej. W tym czasie
przebywałem na
urlopie na Kujawach. Podekscytowany tą sytuacją natychmiast
wróciłem do stoczni.
Strajk trwał, a ja wstąpiłem do Solidarności. Początkowo moja aktywność była ograniczona z racji
krótkiego stażu
pracy w stoczni. Dominowali ludzie z tak zwanym
doświadczeniem, mający poparcie kierownictwa i
lokalnych (wydziałowych)
kacyków.
Czas
stanu wojennego był początkiem poszukiwań przeze mnie radykalnych
struktur
podziemia. Poczułem swobodę działania bez ograniczeń i
podporządkowania, jakie
narzucały struktury Solidarności w stoczni. W tym czasie zmieniłem
kwaterę,
zamieszkałem w Gdyni Orłowie na Bohaterów Stalingradu 48 u
pani Ireny
Chmieleckiej. Poprzez znajomość p. Ireny nawiązywałem kontakty z
Darkiem
Kobzdejem, Janiną Wehrstein, Chapk. W tym też czasie brałem bardzo
aktywny
udział w
demonstracjach gdańskich.
Wspólnie z ludźmi z RMP (Zbigniew Janowski , Stefan
Malinowski, Grażyna
Malinowska, Maria Lihs, Tadeusz Zaborowski, Władysław Gutowski) jeździliśmy na msze za
ojczyznę do św.
Brygidy w Gdańsku.16 grudnia 1986 r. kiedy jechałem
do św. Brygidy na kolejną mszę za ojczyznę, w
Gdańsku odbywała się demonstracja
uliczna, w czasie której
zostałem
zatrzymany i aresztowany za uczestnictwo. Ponieważ czułem się niezdrowo, milicja dopuściła do mnie
lekarza, który nie
wyraził zgody na areszt i dłuższe zatrzymanie ze względu na zły stan
mojego
zdrowia. Wypuszczono mnie w Wigilię Bożego Narodzenia. W tym czasie
SB-ek
przyjechał na moją kwaterę celem przesłuchania i zatrzyma mnie. Na
szczęście po
zwolnieniu natychmiast wyjechałem
w
rodzinne strony i uniknąłem spotkania
z
SB. Po świętach dostałem wezwanie na Kolegium. Przesłuchiwali mnie mało
inteligentni zomowcy, którzy nie mogli skojarzyć
faktów ze mną związanych i
dzięki temu wypuścili mnie. W krótkim czasie po kolegium
zostałem pobity do
utraty przytomności. Ratował
mnie
znajomy dr Kobzdej, który
mówił mi
później, ze ledwo uszedłem z życiem. Mój pobyt w
szpitalu zaprocentował
mocniejszą współpracą ze strukturami
podziemia. Do
Solidarności
Walczącej trafiłem poprzez Mariana
Pokojskiego , Irka Bielińskiego i Bogdana Jankiewicza. Do
współpracy dobrałem
dobrych znajomych jak Lechu Sadowski, Kaziu Welk. Na terenie stoczni na
wydziale k-1 działała silna struktura
„Solidarności Walczącej” z
którą współpracowałem.
Domyślałem się, że Edek Frankiewicz prawdopodobnie miał stały
kontakt z
centralą SW i koordynował działaniami na terenie stoczni. I to właśnie
on
zorganizował kontakt z Jurkiem Kanikułą, który przyjął mnie
i kolegów do współpracy
drukarsko-kolportażowej. Ponadto mieliśmy organizować
demonstracje na terenie Gdyni i prowadzić
inne spektakularne akcje. Do naszej grupy dołączył Bogdan Partyka,
również
stoczniowiec, człowiek Edka. Jurek Kanikuła poznał nas z Romanem
Zwiercanem i to oni
wspólnie uczyli
nas pracy techniką sitodruku
i drukowania na powielaczu. Sprzęt do drukowania dostaliśmy z
nieczynnej drukarni na Obłużu . Ulokowaliśmy go u mnie na kwaterze
wbrew woli
właścicielki, która na szczęście wyjechała na jakiś czas do
Niemiec.
Drukowaliśmy broszury, ulotki, plakaty, malowaliśmy transparenty. Po
trzech
miesiącach drukarnię przenieśliśmy, ponieważ
wróciła właścicielka, pani
Chmielnicka. Teraz drukarnia funkcjonowała w
Małym Kacu u Lecha Sadowskiego. Pracowali w niej Lechu, Marian
Pokojski, Kaziu
Welk i ja. Długo drukarnia nie popracowała, ponieważ gospodarz tego
domu
zorientował się co robimy i kazał usunąć sprzęt. Drukarnia została
przeniesiona
na Witomino, gdzie pracowała i nigdy nie została namierzona przez SB.
Współpracując z Darkiem Kobzdejem byłem informowany, iż w
naszym środowisku
funkcjonuje tajny współpracownik SB.. Z wiedzy
którą dzisiaj posiadam, mógł to
być Zbyszek Mielewczyk. Zbyszka poznałem przez Romana Zwiercana jako
osobę
zaufaną w środowisku SW. Ze Zbyszkiem miałem częsty kontakt przekazując
bibułę i inne materiały drugiego obiegu. Zbyszek z dużym uporem nalegał
o
przekazywanie informacji na temat działań SW w stoczni dla potrzeb SW
Trójmiasto. Nigdy nie informowałem Mielewczyka o drukarni, w
której drukowałem
i o osobach, z którymi pracowałem. W naszym kręgu nie
obdarzaliśmy zaufaniem
niektórych osób
działających w
strukturach Solidarności stoczniowej, dlatego staraliśmy się czynnie
wspierać związek
zawodowy, aby nas nie podejrzewano o przynależność do SW. W trakcie
demonstracji, którą
zorganizowaliśmy w
Gdyni 1 maja 1988 r. zostałem aresztowany za robienie zdjęć milicji i
ZOMO. Na
drugi dzień zostałem wypuszczony, ale
oczywiście zabrano mi kliszę fotograficzną.
W grudniu 1988
roku Edek Frankiewicz
z Romanem
Zwiercanem i Jurkiem Kanikułą wpadli na pomysł zmiany nazwy ulicy przy stoczni z
Marchlewskiego na Janka
Wiśniewskiego. Edek zlecił mi i Pokojskiemu wykonanie oryginalnych
tablic w
stoczni, które zrobiliśmy. Tablice zostały przerzucone do
jednej z piwnic
kamienicy przy ul. Wolności, w której mieszkał Edek. Akcją
zmiany tablic zajęli
się, z tego co pamiętam, między innymi Kanikuła i Pokorski. Akcje takie
były
przeprowadzone co najmniej dwukrotnie. Na pewno jeszcze raz w 1989 roku.
W czasie przygotowań do
przeprowadzenia jednego ze strajków w stoczni, chyba w 1988
r., zostałem wysłany na przymusowy
urlop, jak wielu innych z naszej grupy zaangażowanych w tę akcję.
Jedną z
ostatnich demonstracji, którą na prośbę Kobzdeja
przygotowałem, było
wsparcie protestujących pielęgniarek w
szpitalu PCK w Gdyni. Był to prawdopodobnie rok 1989.
|