W 1983 r. nie
było jasne, czy SW w
Trójmieście istnieje, a w każdym razie nie wychodziła
gdańska
gazeta SW. Tak więc w 1983 r. Andrzej Żarach udał się do Gdańska, by
ponownie stworzyć komórkę SW. Tym razem zgłosił się do Ewy
Kubasiewicz, która niedawno opuściła więzienie. Nie znali
się
wcześniej, ale zaryzykował. Ewa była znana z racji największego wyroku
w stanie wojennym (10 lat „za strajk”) i
nieprzejednanej
postawy w więzieniu, gdzie odmówiła przyjęcia aktu łaski.
Ich spotkanie
można uznać za rzeczywisty początek
działania „Solidarności Walczącej Oddział
Trójmiasto”. Rok później odbyło się
wprawdzie
zebranie, określane w jednym z opracowań jako założycielskie. Ewa
Kubasiewicz wspomina jednak, że spotkanie z Andrzejem Kołodziejem,
kiedy to złożyła mu pierwszą propozycję wejścia do SW, odbyło się
wkrótce po wyjściu Kołodzieja na wolność, a było to latem
1983
r. Andrzej wolał jednak spróbować sił w podziemiu kierowanym
przez Bogdana Borusewicza, z czego zrezygnował po kilku miesiącach. Nie
jesteśmy w stanie w tej chwili odtworzyć dokładnych dat konkretnych
spotkań, ale SWT powstawała niemal na pewno w drugiej połowie 1983 r.
(...)
Ewa Kubasiewicz wciągnęła do współpracy Zofię Kwiatkowską,
Andrzeja Kołodzieja i Stanisława Kowalskiego. Wszyscy byli po ciężkich
przejściach.
Pierwsza - to
jej „koleżanka spod celi”.
Obie otrzymały wieloletnie wyroki za strajki z początku stanu
wojennego. Drugi - w 1980 r. przywódca strajku sierpniowego
w
Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni - kilka miesięcy wcześniej opuścił
więzienie w Czechosłowacji. To Andrzej podjął się zorganizowania
struktury SWT i druku. Przyjaciel Ewy i równocześnie teść
jej
syna, Staszek Kowalski, zajął się redagowaniem głównego
pisma:
„Solidarności Walczącej Oddziału
Trójmiasto”, lecz
pierwsze dwa numery zredagowała jeszcze ona sama. Kowalski był
zaangażowany w opozycję jeszcze przed Sierpniem, był przyjacielem
Andrzeja Gwiazdy. Rok 1982 spędził w więzieniu. Siedział razem z
zięciem, Markiem Czachorem. Można określić, że otrzymał zgodne z
wykształceniem zajęcie (elektronik i matematyk; podobnie jak prowadzący
wrocławskie, centralne wydanie SW - Andrzej Kisielewicz).
Dodajmy, że w
materiałach publikowanych z okazji
25-lecia SW -włączając to liczne wystawy plenerowe - Zofia Kwiatkowską
była nagminnie mylona z Wiesławą Kwiatkowską. Pomyłka była
usprawiedliwiona, gdyż nawet w dokumentach opublikowanych przez IPN
widać, że obie Kwiatkowskie myliły się samej Służbie Bezpieczeństwa.
Obie były skazane w stanie wojennym na pięć lat i obie siedziały w
wiezieniu z Ewą Kubasiewicz. Wiesława Kwiatkowska była pracownikiem
Sekcji Historycznej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku i
zasłynęła z racji pionierskich badań nad Grudniem 70 w Gdyni. Pisywała
do gazetek SW i „Poza Układem”. Zofia Kwiatkowska
była
sekretarką NSZZ „Solidarność” w gdańskim
Transbudzie.
Niemniej to Zosia zakładała SWT i to jej fotografia powinna pojawiać
się w materiałach rocznicowych. Jako ciekawostkę podajmy, że w
dokumencie SB, opublikowanym przez IPN („Solidarność Walcząca
w
dokumentach”, tom. 1, Warszawa 2007, str. 120-123) dwie
niezidentyfikowane przez TW „Feliksa”
reprezentantki
Gdańska to właśnie Zofia Kwiatkowska i Ewa Kubasiewicz. Spotkanie
odbyło się 19 stycznia 1985 r. we Wrocławiu. Gdańszczanki przekazały
tam informację od A. Gwiazdy, że SB szykuje się do jakiejś większej
akcji, gdyż jest ostre pogotowie ubecji w każdym większym mieście. Jak
się okazało, nastąpiła wkrótce seria aresztowań. Staszek
Kowalski został aresztowany 20 lutego 1985 r. Zosia w areszcie spędziła
połowę następnego roku.
W 1984 r.
Andrzej Kołodziej spotkał się z Ryszardem
Andersem, proponując mu podporządkowanie się „pierwszej
struktury”, SWG, nowemu kierownictwu. Anders się nie zgodził.
Ich
struktury działały sprawnie od 1982 r., uważali, że nie było powodu do
tworzenia sztucznej hierarchii. Czuli się podlegli jedynie Kornelowi
Morawieckiemu. Zresztą istnienie struktur równoległych nie
było
w sprzeczności z założeniami SW. Podjęli się drukowania pisma, ale tu
nastąpił pierwszy zgrzyt, do dziś niewyjaśniony. Numer,
który
wrócił z drukarni, był zmieniony w sposób,
którego
redakcja pisma SWT nie akceptowała. Cały nakład poszedł do pieca.
Kubasiewicz i Kołodziej podjęli decyzję o zorganizowaniu niezależnego
druku. W 1984 r. ukazała się też „Ziemia Gdańska”,
którą redagował Dariusz Roszkowski, firmowana przez SWG. Ale
po
pojawieniu się biuletynu SW Trójmiasto wydawanie
„Ziemi
Gdańskiej” zostało wstrzymane.
W1982 r.
dwudziestoletni
Roman Zwiercan
próbował uciec za granicę. Został złapany i skazany przez
sąd
wojskowy w Krakowie na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu.
Złapany
przy ponownej próbie ucieczki, został w 1983 r. skazany
przez
Sąd Marynarki Wojennej na dwa
lata więzienia, tym razem bez zawieszenia. Po opuszczeniu więzienia
wrócił do Gdyni i zatrudnił się w Stoczni im. Komuny
Paryskiej.
W
1984 r. za udział w strajku zwolniono go z pracy w stoczni. Wtedy,
przez Wiesławę Kwiatkowską, nawiązał kontakt z SWT. W grudniu 1984 r.
nastąpiło spotkanie kierownictwa SWT, na którym obok
Kołodzieja
i Kubasiewicz pojawił się Zwiercan. W stoczniowej grupie pierwsze
skrzypce grał Edward Frankiewicz. (...).
Zwiercan wziął na siebie szeroko pojętą sprawę
drukarni (organizacja, sprzęt, materiały...). Stocznia Komuny Paryskiej
stanie się też w przyszłości cennym źródłem papieru dla
drukarni
SWT.
SWT
zorganizowała nasłuch SB. (...)
Ze względu na ukształtowanie terenu (wzgórza wzdłuż
Trójmiasta) mieli trochę ułatwień technicznych - nawet z nie
najlepszej aparatury można było mieć wiele pożytku. Tymi działaniami
kierował Kołodziej, współpracował z nim Piotr Jagielski -
elektronik z Radmoru. Serwisem sprzętu zajmowali się m.in. Wojciech
Pytel, elektronik z Politechniki Gdańskiej i Piotr Bagiński
(głównie Radio SWT). (...)
Staszek
Kowalski prowadził pismo SWT aż do swej
śmierci (1987), z przerwą na odsiadkę (1985). l w przerwie, i potem -
redakcję przejmowała rodzina, Marek i Magdalena Czachorowie, oraz ich
bliski przyjaciel, Zbigniew Mielewczyk. Pod koniec lat 80. przejął to w
końcu ktoś spoza rodzinnego klanu. Ekipę tę zorganizował Roman Zwiercan
w oparciu o środowiska Uniwersytetu Gdańskiego.
Jedno było bardzo charakterystyczne dla tego
pisma.
Powstało, gdy widoczne już były poważne rysy wewnątrz opozycji. Jedni
już jawnie chcieli się z władzą dogadywać, inni tego nie wykluczali. SW
wykluczała. SWT, jako jedyna z grup SW, wyraźnie widziała ideowy i
programowy rozłam w Solidarności, symbolizowany przez konflikt
Wałęsa-Gwiazda, i uważała go za zasadniczy dla przyszłości całego
ruchu. Redakcja biuletynu SWT sympatyzowała z Gwiazdą. Już w
pół roku po sformalizowaniu SWT przejęła też opiekę nad
większością ruchu młodzieżowego, m.in. związanego z Federacją Młodzieży
Walczącej. Niemal od początku też drukowała „Poza
Układem”
Joanny i Andrzeja Gwiazdów, choć nie należeli oni do SW.
Gwiazda
uważał za rzecz zasadniczą fakt, że jest demokratycznie wybranym
członkiem władz NSZZ „Solidarność”. Sądził, że nie
powinien
formalnie wiązać się z żadną organizacją mającą
„solidarność” w nazwie - uważał, że jest szykowany
zamach
stanu w „Solidarności” i że niewygodni członkowie
legalnych
władz wybranych w 1981 r. zostaną odsunięci. SWT tę postawę rozumiała i
szanowała, i przez wiele lat nie sygnowała druku „Poza
Układem” nazwą SW (Pierwsze numery „PU”
drukował
Karol Krementowski na powielaczu ukradzionym zakładowemu komitetowi
PZPR w Unimorze. Kołodziej wspomina w „Zaciskaniu
pięści”,
że zdecydował się zerwać współpracę z Borusewiczem, gdy
kazano
mu odebrać Krementowskiemu właśnie ów powielacz - miało to
wstrzymać wydawanie „PU”).
W październiku
1985 r. odbyły się wybory do Sejmu
PRL. Podziemie „Solidarności” wzywało do ich
bojkotu.
(...) Romek Zwiercan, Jerzy
Kanikuła, Jacek Parzych
i jeszcze dwie inne
osoby malowały przed wyborami na murach napisy wzywające do bojkotu.
Jurek z kolegą wpadli i ten drugi zaczął sypać. Zwiercana
poszukiwano
listem gończym do jesieni
1986 r. Jacek
po miesiącu
mógł wrócić do domu bo Jurek odmówił
zeznań a "sypiący" nie znał jego
namiarów.
W styczniu 1986 r.
aresztowano Bogdana Borusewicza.
Roman Zwiercan wspomina, że SWT tworzyła plan odbicia. Nie został on
wcielony w życie ponieważ
władze związkowe odmówiły zgody o którą
zwrócił się Andrzej Kołodziej.
(...) 9 listopada 1987 r. wpadł
Kornel Morawiecki.
Kołodziej przejął kierownictwo Komitetu Wykonawczego SW. 11 listopada
za odmowę służby wojskowej aresztowano Marka Czachora, lecz zwolniony
został po sześciu tygodniach - po pierwszym z serii procesów
przed Sądem Marynarki Wojennej. 22 stycznia 1988 r. został aresztowany
Andrzej Kołodziej.
Należy dodać, że Andrzej już od pewnego czasu
był
namierzony -spotykał się z Januszem Molką, który okazał się
oficerem SB na etacie niejawnym. Marek Czachor przyznaje, że to on stał
się niechcący powodem namierzenia Kołodzieja przez Molkę. Molka
otrzymał zadanie dotarcia do Kołodzieja. Przekazał Markowi, z
którym się znali z Klubu Wysokogórskiego,
informację, że
prowadzi badania nad metodami działania SB. Marek złapał przynętę i
przekazał tę informację Kołodziejowi - zaznaczając, co prawda, że nie
należy oczekiwać rewelacji, gdyż Molka to amator i trochę mitoman.
Andrzej się jednak skusił. Molka tak to wspominał:
Przychodzi do mnie Kołodziej, włącza ten
swój
skaner – a tu cisza. Jest cisza, bo ja zarządziłem, że ma być
cisza, hę, hę...
(...) Po
aresztowaniu A. Kołodzieja w styczniu 1988 ja
kierowałem SWT jako Michał Kaniowski do października 1988. Wtedy
wyszedł Romek Zwiercan i on przejął kierownictwo. Dodatkowo zawsze
dopisywany był Andrzej Więczar - to pseudonim bliżej nieokreślonej
osoby. Taki łącznik na wypadek wpadki, żeby był wspólny
mianownik między strukturami. Po aresztowaniu A. Kołodzieja Bolek
Siedlecki podpisał jedną ulotkę jako Konrad Szelf, jeszcze zanim się z
nim skontaktowaliśmy. Co ciekawe, pierwsze ulotki po wpadce Andrzeja
(zarówno moją, podpisaną Michał Kaniowski i być może Więczar
-
nie pamiętam) i tę Konrada Szelfa - wydrukował Janusz Molka - agent SB.
Niemniej plakat i ulotkę Molka wydrukował,
obklejono
nimi Trójmiasto. A później z jego usług - na
szczęście -
zrezygnowano. Marek wspomina jeszcze jedną ciekawostkę na temat
wspomnianego „drukarza”:
Czarek Godziuk, nawiasem mówiąc
jeden z
inicjatorów gdańskiej młodzieżówki SW (WiS),
dostał od
Molkego (tak się jego nazwisko wymawiało dawniej, dziś jest Molka)
powielacz naszpikowany „elektroniką”
- co sam Molka
niedawno wyznał. Jak włączył powielacz, to w skanerze usłyszał:
„Włączył”.
Roman Zwiercan
siedział w więzieniu już od marca
1987 r. SWT nie podawała informacji, że jest jej członkiem. Taka była
wtedy filozofia - nie ujawniano
przynależności
naszych aresztowanych ludzi do Organizacji, bo nie wiadomo było jak się
SB będzie do „terrorystów” odnosić.
W pewnym momencie Roman przysłał gryps, w
którym domagał się ujawnienia jego przynależności do SW.
Gdynia
została zasypana ulotkami. W październiku 1988 r., po
półtorarocznym pobycie areszcie, Roman
wyszedł na wolność. Przejął kierownictwo Oddziału
Trójmiasto, wszedł do Komitetu
Wykonawczego SW - i znowu zaczął być poszukiwany listem gończym.
(...) W styczniu
1988 r., kilka dni po aresztowaniu
Kołodzieja, wyjechała do Francji Ewa Kubasiewicz. Wyjazd był
przygotowywany od dłuższego czasu, brane było nawet pod uwagę
nielegalne przekroczenie granicy i przygotowywano dla niej fałszywe
dokumenty. Zasadniczym powodem wyjazdu był brak funduszy na działalność
SW i blokada sprzętowa - kanałami podziemnej
„Solidarności”
płynęły do Kraju duże pieniądze i ogromne ilości sprzętu
poligraficznego i elektronicznego. Ale nic z tego nie docierało do SW.
Trzeba było stworzyć nowe kanały przerzutowe i nowe źródła
finansów. Nie było to jednak możliwe bez przedstawiciela
„z nazwiskiem”. Na przyjazd takiej osoby naciskał
Jerzy
Giedroyc, redaktor paryskiej „Kultury”. Ewa
wyjeżdżała z
pełnomocnictwami Komitetu Wykonawczego SW do przejęcia kierownictwa
wszystkich struktur zagranicznych.
(...)
Włodzimierz Dunin aresztowany był
wcześniej za zamalowywanie autobusów napisami
antykomunistycznymi. Pobity przy przesłuchaniach doznał urazu
kręgosłupa i do dziś ma rentę inwalidzką. Z Duninem (...)
współpracował Jan Białostocki, kolejna postać ważna dla
SWT. To właśnie Jan i Włodek zasypali centrum Gdyni ulotkami
wzywającymi do uwolnienia Romka Zwiercana. Białostocki - wnuk Ignacego
Oziewicza, pierwszego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych i
krewny
Zbigniewa Oziewicza z Rady SW - od 1985 r. zajmował się
również
radiem SWT. W 1986 r. na dachu swojego samochodu
zainstalował na stałe antenę do nadajnika radiowego (ukrytą pod
postacią bagażnika dachowego) i przeprowadzał transmisje radia SWT
jeżdżąc samochodem po osiedlach Trójmiasta.
Osobnego
opracowania wymagałby okres od maja do
września 1988 r. Grupy SW odegrały istotną rolę w strajkach, zwłaszcza
sierpniowych. Wtedy pojawiła się też nowa struktura - w Stoczni im.
Lenina w Gdańsku - która przerodziła się potem z grupę
założycielską reaktywowanych Wolnych Związków Zawodowych. Na
jej
czele stanął Bogusław Spodzieja, kolejna zapoznana niezwykła
indywidualność, z zawodu spawacz, obdarzony lekkim piórem
publicysta „Poza Układem”, przywódca
strajkowy, a
później jawny przedstawiciel SWT.
Marek Czachor
ukrywał się od maja 1988 r. Kontakt z
centralą we Wrocławiu utrzymywał przez Wojciecha Bartoszka. W Gdyni
pojawiał się też Maciej Frankiewicz z SW Poznań. Jednym z
kontaktów było mieszkanie Teresy Zajdel na ul. Śląskiej w
Gdyni.
Pierwszy kontakt Jana Białostockiego z Andrzejem Kołodziejem został
nawiązany na spotkaniu w mieszkaniu pani Teresy. Organizatorem
spotkania był Edward Frankiewicz, szef stoczniowej grupy SWT. Innym
ważnym punktem kontaktowym było mieszkanie Andrzeja Terlikowskiego na
gdyńskim osiedlu Karwiny. W marcu 1988 r. okazało się, że tuż obok
znajduje się mieszkanie operacyjne SB. Odkryto to w sposób
dość
zabawny, choć wtedy nikomu nie było do śmiechu. Po prostu esbekowi
jedzącemu śniadanie w mieszkaniu obok - włączył się przypadkowo
nadajnik, który został podsłuchany przez skaner włączony u
Terlikowskiego. Słychać było jak esbek miesza łyżeczką herbatę i
szelest przewracanych kartek czytanej gazety. Takie rzeczy się zdarzały
i pozwalały namierzyć rzadko używane esbeckie częstotliwości.
W
październiku 1988 r. Marek Czachor przekazał
prowadzenie SWT Romanowi Zwiercanowi.
(...) Czachorowie i Mielewczyk
biuletyn SWT redagowali do,
co najmniej, połowy 1989 r. Jedną z ważnych ról w redakcji
odgrywała też Basia Mielewczyk, żona Zbyszka.
W połowie 1989 r. SW zaczęła ujawniać jawne
przedstawicielstwa. Jednym z czterech krajowych przedstawicieli został
M. Czachor. Biuro SW w Gdańsku prowadziła Eulalia
„Lila”
Badurska. Przedstawicielami Oddziału zostali też Bogdan Spodzieja i
Piotr Komorowski. Zaczęło działać Wydawnictwo
„Petit”,
drukujące książki. Jego rzedstawicielem w Polsce był M. Czachor, a za
granicą Magdalena Wysznacka-Żurawski i Krzysztof Żurawski z Dortmundu w
Niemczech.
Jak już
wspominaliśmy, SWT miała linie polityczną
zbliżoną do środowiska Andrzeja Gwiazdy. Podczas czerwcowych
wyborów „kontraktowych” SWT wzywała do
ich
bezwzględnego bojkotu (Kornel Morawiecki wzywał do bojkotu
„miękkiego”, na zasadzie -jak już musisz iść, to
przynajmniej nie głosuj na komunistów).
Na przełomie 1989-90 redakcję pisma przejęła
grupa
zorganizowana przez Romana Zwiercana. Poprzednia redakcja miała
zastrzeżenia co do nowej linii politycznej gazety - była zbyt
„konstruktywna”, jak to się wtedy
mówiło. Andrzej
Gwiazda miał o nowych tekstach złe zdanie, ale
„Wrocławiowi” nowe wcielenie biuletynu SWT bardziej
się
podobało.
Podczas wizyty prezydenta Busha w 1989 r. SWT
przygotowała serię akcji mających rozpropagować idee SW i wyartykułować
nasz sprzeciw wobec układów „okrągłego
stołu”. W
szczególności przygotowano angielskie wydanie biuletynu SWT
i
przetłumaczono na angielski Program SW. Tłumaczenia Programu dokonało
związane z nową redakcją małżeństwo Kaliszów (Roman Kalisz
był w
późniejszych latach dyrektorem Instytutu Filologii
Angielskiej
UG). Teksty były wręczane zachodnim korespondentom, ulotki posypały się
na głowę zwiedzającej gdańską Starówkę małżonce prezydenta
USA.
Dopiero po zakończeniu akcji był czas, by rzucić okiem na tłumaczenia
tekstów. Ostatnie zdanie Programu
SW-„Pójdź z
nami!” - przetłumaczone było jako: „Go without
usl”.
Wtedy nie było czasu, by się nad tym faktem głębiej zastanowić.
(...)
Powyższe omówienie
działalności gdańskiej SW
jest oczywiście bardzo pobieżne. Nie do wszystkich
uczestników
udało się dotrzeć, część nie chciała opowiadać lub opowiadała z
zastrzeżeniem, że nie może to być publikowane - w każdym razie jeszcze
nie teraz. Swych historii nie opowiedzą nam już „Starsza
Pani”, cichociemny „Borus” i Wiesia
Kwiatkowska.
Część bohaterów opisywanych wydarzeń nie należała formalnie
do
SW, inni do SW należeli, lecz nie wiedzieli o tym ich
współpracownicy, niektórzy należeli do kilku
struktur
równocześnie. W miarę gromadzenia relacji ujawniały się nowe
wątki i wzajemne powiązania, części z nich nie udało się jeszcze do
końca rozwikłać i ułożyć w spójną całość, część jest w
tekście
tylko sygnalizowana. Wyłaniająca się struktura i zakres działań są
zaskakujące dla samych członków SW. Symboliczny jest fakt,
że
pierwsze struktury SW bywały nierzadko tworzone po linii starych,
wojennych powiązań.
Natomiast niemal nic nie wiadomo o działaniach
przeciwnika, o agenturze i działaniach dezintegracyjnych. Historia
„Żołnierza Solidarnego” opowiedziana jest dosyć
wiernie i
szczegółowo, ale otwarcie akt kontrwywiadu i WSW może
dramatycznie zweryfikować nasze analizy.