Gdy
w 1985 r. po raz kolejny Gwiazdę aresztowano,
SWT przeprowadziła akcję. Nie była ona sygnowana przez SW. Oto
dotyczący tych wydarzeń, niepublikowany dotąd fragment wywiadu
przeprowadzonego przez Elżbietę Trybus z Markiem Czachorem.
Wywiad
Pytanie:
Była taka słynna akcja zorganizowana
prawdopodobnie przez Klub Wysokogórski: na 12 piętrze bloku
na Zaspie...
Odp.:
. ..tak, ja
malowałem „Uwolnić”, a
Zbyszek Mielewczyk. „Gwiazdę”. Dokładniej, napisy
biegły od
najwyższej kondygnacji w dół, jedna litera na jedną
„wielką płytę”. Napis o wysokości 7 pięter i
szeroki na
dwie płyty. Andrzej po prawie 3 latach więzienia wyszedł na wolność, po
czym został niemal natychmiast aresztowany, pod jakimś pretekstem, na 3
miesiące. Potem zaraz znowu aresztowany, na kolejne 3 miesiące. Było to
już nie do wytrzymania i postanowiliśmy zrobić coś spektakularnego.
Poza nami brały w tym udział jeszcze dwie osoby (Krzysiek Jasik,
który mieszkał w tym bloku, i Boguś Gwóźdź z
Wyższej
Szkoły Morskiej, jako kierowca). Podczas samej akcji były sytuacje
komiczne.
Krzysiek, który tego wieczora trochę
sobie podpił, zachowywał się na dachu tak głośno (była 2 w nocy), że
wyjrzała przez okno jakaś starsza pani i zagroziła, że zaraz wezwie
milicję jeśli natychmiast nie zejdziemy z dachu. Podbiegłem do niej i
wyszeptałem: - Ciiicho! Malujemy napis na ścianie! A ona:- To nie
mogliście wcześniej powiedzieć? A ja się tak wystraszyłam. Gdy już
wisieliśmy na linach, przeszedł pod nami patrol milicji. Sama akcja o
mały włos nie została w ostatniej chwili odwołana, bo Zbyszek nie
mógł znaleźć pędzla-ławkowca. Znalazł tylko... miotłę, taką
zmiotkę do zamiatania podłogi w kuchni. Ale uparł się, że będzie
malował tą zmiotką, dlatego „Gwiazdę” było trochę
gorszej
jakości niż „Uwolnić”.
Całość zajęła
ze trzy minuty. Byliśmy doświadczonymi malarzami wysokościowymi.
Było z tego powodu potem sporo zamieszania.
Wszczęto
naturalnie śledztwo, a ponieważ podejrzenia padły w stronę Klubu,
ówczesny prezes Krzysiek Paul został wezwany na
przesłuchanie.
Wyglądało to mniej więcej tak: - Czy nie wie Pan, kto w Klubie
mógłby to zrobić? - Wiem: każdy.
Tak naprawdę
obawiałem się tylko jednego:
kosztów remontu elewacji, stąd informacji tej długo nie
ujawniano. Byłem świadkiem paru dyskusji, gdzie zastanawiano się, kto
to zrobił. Choć parę osób, oczywiście, wiedziało.
Teresa Puchaczewska, chemik i wybitna
alpinistka,
mówiła, że szkoda, że do farby nie dodaliśmy np. towotu, bo
by
się nie dało tego zamalować. Pamiętam, że później wezwali
straż
pożarną, która miała napis usunąć i kompletnie nie potrafiła
sobie z tym poradzić; tak zamalowali nasze hasło, że stało się jeszcze
bardziej widoczne, nawet nocą (to mogła być dywersja ze strony
strażaków, poza tym ich drabina nie sięgała do najwyższych
liter). Więc postanowili wynająć alpinistów, jednak nikt nie
chciał się podjąć. Negocjacje trwały jakiś tydzień, aż w końcu Alpinex
się zgodził, jednak nie wiem, kto zamalowywał. Wiedział to
mój
przyjaciel z Klubu, Janusz Bartos, który jednak nigdy nie
chciał
mi zdradzić, o kogo chodzi. Dziś, niestety, już nie żyje... Nawiasem
mówiąc, Andrzeja Gwiazdy już potem nigdy nie aresztowano.
A teraz o tym samym, uwagi Zbyszka Mielewczyka z e-mailu do Marka::
Co do malunku na Zaspie: kiedy okazało się, że
brakuje mi jednego pędzla, zajechaliśmy do mojego kolegi, Jarka
Skalskiego, wówczas malarza z
Absolwenta, ale on
też nie miał żadnego pędzla, więc poświęcił swoją zmiotkę. Po latach
Jarek z dumą wspominał udział swojej zmiotki w działalności
antykomunistycznej. Żałował, że ją wyrzuciliśmy, bo mógłby
ją
wnukom pokazywać.
Krzysiek na
dachu - o ile pamiętam - zachowywał się
dość cicho (choć był podpity); jedynie kiedy zebrał do torby butelki po
rozpuszczalniku, pieprznął ten pakunek gdzieś w ciemność... Może
dlatego przypałętał się ten patrol. A ta starsza pani nas przyłapała,
bo jej piesek zaczął na ciebie szczekać. Kobieta wyjrzała przez okno, a
tam czaił się jakiś typ się w kominiarce... Cud, że cię wałkiem przez
łeb nie potraktowała. W Absolwencie też ubecja wypytywała - z takim
samym skutkiem, jak w Klubie. W obu firmach nie udało się znaleźć
nikogo do zamalowania napisu, mimo sporych pieniędzy. Adam
Bójek
zresztą - o ile wiem - nawet nikogo nie pytał, tylko odrzucił zlecenie
(„brak mocy przerobowych”).
Napis
zamalowała ekipa z Alpineksu; jeden z nich
nazywał się Chodaczek, czy jakoś tak - to kumpel R.T., opowiadał mu
potem o tym. Chodziły słuchy, że miał potem problemy w Alpineksie - do
tego stopnia, że bał się pracować z innymi, żeby mu liny nie podcięli.
Ale to może być legenda.
Strażacy zaś
zrobili b. dobrą robotę - ewidentnie
napis poprawili: litery były bielutkie, a płyty obok - ledwo
pociągnięte farbą. W rezultacie napis był widoczny, a cała ściana -
teraz biała do VI piętra - jeszcze bardziej rzucała się w oczy.