Marek
Czachor - SWT jako zaplecze opozycji "niekonstruktywnej" (tekst nie autoryzowany, spisany z taśmy, adiustacja Roman Lazarowicz, redakcja Roman Zwiercan)
Mam mówić
o SW Trójmiasto jako zapleczu opozycji „niekonstruktywnej”. Nazwa jest taka
trochę autoironiczna, którą sami siebie ochrzciliśmy, dla przeciwstawienia tzw.
opozycji konstruktywnej. To przeciwstawienie zostało zresztą dokonane przez komunistycznych
propagandystów w okresie „Okrągłego Stołu”, od 1988 roku. Zaczęły się wtedy pojawiać
głosy, że rozmawiać będą z opozycją konstruktywną, natomiast nie będą rozmawiać
z ekstremistami i radykałami. W jakimś sensie zatem to pojęcie opozycji niekonstruktywnej
zostało przez nas ironicznie zaakceptowane.
Dzieje SW
Trójmiasto trzeba to podzielić na kilka okresów. Pierwszy to przełom 1982/83 (wytłumaczę
za moment, dlaczego tak właśnie uważam, potem lata 1983/84, następnie taki „złoty
wiek” Solidarności Walczącej w Trójmieście – to lata 1985/86, potem okres „wielkiej
smuty”, czyli rok 1987 i połowa 1988. I ostatnia faza, już zahaczająca troszkę
o III Rzeczpospolitą. W każdej z tych faz co innego właściwie można było
rozumieć przez opozycję radykalną, niekonstruktywną lub konstruktywną i w
różnym sensie w tych czasach można było mówić o Solidarności Walczącej jako
zapleczu takiej struktury.
Pierwszy
okres (1982/83) obejmuje działalność grupy związanej z osobami takimi, jak
Roman Jankowski, Dariusz Roszkowski, Ryszard Balewski, Andrzej Cybulski, Henryk
Piec i jeszcze pewnie parę innych osób, których nie kojarzę w tej chwili (Arek
Kazański wspomniał o tym, a i materiały w IPN są zachowane całkiem nieźle). Ta
grupa miała w połowie stanu wojennego kontakt z Wrocławiem, później się on
urwał. Była to grupa, o której można powiedzieć śmiało, że była radykalna,
choć, co ciekawe, w jakimś sensie realizowała zadania przydzielane im przez [oficjalne]
podziemie Solidarności, RKK-owskie podziemie Solidarności ze Stoczni imienia
Lenina. Były tam działania na zasadzie: kto w stanie wojennym mieczem wojuje,
ten od miecza ginie. Były tam podpalenia samochodów, pobicia jakichś działaczy
partyjnych itd. Śledztwo w tej sprawie było niewątpliwie prowadzone. W 1986
roku, gdy ogłoszono tzw. amnestię (czy abolicję) na przestępstwa polityczne,
jeden z tych ludzi, Zbigniew Rosiak poszedł na SB i powiedział wszystko, co wie.
Na tej podstawie wsadzono do więzienia Walewskiego i Cybulskiego. Obaj
początkowo szli w zaparte, potem Walewski „pękł” w śledztwie i zaczął opowiadać.
Cybulski do końca się nie przyznał do zarzutów. Efekt był taki, że w 1987 roku
całą trójkę oskarżono, dlatego że, co prawda, Rosiak ujawnił się, ale uznano, że
nie są to przestępstwa polityczne, tylko kryminalne, i wsadzili wszystkich. Zostali
jednak wypuszczeni jeszcze w 1987 roku. Wiąże się z tą sprawą Dariusz
Roszkowski. To jest ciekawa postać – wykorzystam ten moment, żeby o nim
powiedzieć. Był oskarżany przez Rosiaka o przewodzenie grupie. Jawnie przyznawał
się, że jest w Solidarności Walczącej (oni rzeczywiście uważali się za
Solidarność Walczącą i byli powiązani organizacyjnie z tą pierwszą grupą, która
w czerwcu 82 roku miała kontakt z Wrocławiem, aczkolwiek chyba z formalnego
punktu widzenia nie byli członkami SW, w sensie złożenia przysięgi). Dariusz Roszkowski
jest tutaj istotną postacią, bo zarówno w książce „Terroryści i oszołomy” (to
troszkę moja wina), jak i potem w Encyklopedii Solidarności pojawiła się
informacja, Roszkowski był redaktorem pierwszego pisma SW w Trójmieście, „Ziemi
Gdańskiej”. Otóż nie mógł nim być (co wiem obecnie, po analizie papierów
IPN-owskich) dlatego, że w pierwszy numer pisma wyszedł w lutym 1984 roku, a
Roszkowski w grudniu 1983 roku uciekł na Zachód. Był marynarzem, wysiadł w Rotterdamie
i nie wrócił.
Uwaga red.
Trudno przyznać rację autorowi, że początki SWT to działalność grupy
trojga ludzi ze stoczni Gdańskiej, współpracującej z TKZ
Stoczni, która nadała sobie tylko nazwę „Solidarność
Walcząca“.
Ludzie ci działali w ramach podziemnych struktur „S“ i przez nich byli finansowani.
Grupa ta nie posiadała żadnych kontaktów z „SW“ we
Wrocławiu i nie wydawała żadnego pisma a na podstawie samej nazwy nie
należy wysuwać tak daleko idących wniosków. Jedna z podziemnych
gazetek w Łodzi miała w tytule „Solidarność Walcząca“ a
była pismem Tajnej Komisji Zakładowej „S“. W początkowym
okresie stanu wojennego powstawało samorzutnie wiele różnych
grup i pism, których nazwy absolutnie nie świadczyły o związkach
ideowych z istniejącymi ugrupowaniami politycznymi.
W maju 1983
roku z więzienia wyszła Ewa Kubasiewicz, w lipcu – Andrzej Kołodziej. Przeprowadzona
została akcja dezintegracyjna polegająca na rozpuszczaniu plotki o tym mąż Ewy,
Marek Kubasiewicz jest agentem SB, przez została ona odcięta od wsparcia ze
strony podziemia. Joanna Gwiazda, od której zażądano, jak sama twierdzi,
zadeklarowania wiary w to, że Marek Kubasiewicz jest agentem, odmówiła zrobienia
tego i tez została odcięta od podziemnych wpływów. Nawiasem mówiąc, papiery IPN-owskie
nie pozostawiają wątpliwości: sprawa Marka Kubasiewicza była ubeckim działaniem
dezintegracyjnym – celem było rozbicie środowiska. Zresztą głównie udało się
rozbicie środowiska Bogdana Borysewicza.
W każdym
razie ta nasza grupa pod koniec 1983 roku była właściwie całkowicie odcięta od
finansów podziemnych, od jakiegokolwiek sprzętu. Pod koniec 1983 r. przyjechał
do Gdańska emisariusz z Wrocławia, Andrzej Zarach, próbując ponownie nawiązać
kontakt z Gdańskiem. Ponieważ kontakt z pierwszą grupą, Jankowskiego,
Roszkowskiego i innych, jakoś się urwał, następnie próba odtworzenia
Solidarności Walczącej w Trójmieście i kontakt został nawiązany z Ewą Kubasiewicz.
Ona wciągnęła w to Zofię Kwiatkowską (nie mylić z Wiesławą Kwiatkowską – to
jest taki błąd, który w powtarza się zarówno w papierach SB-eckich, jak i w
opracowaniach IPN-owskich – były dwie Kwiatkowskie, Zofia i Wiesława, obie były
związane z SW, ale osobą, która zakładała wtedy tę grupę, była Zofia, która w
tej chwili mieszka w Australii). Andrzej Kołodziej zdecydował się jednak na wejście
w struktury RKK, współpracował z Bogdanem Borusewiczem, ale ta współpraca jakoś
się nie układała. Niewiele było do roboty, przynajmniej według relacji Andrzeja
zawartej w książce „Zaciskanie pięści”. Na początku 1984 roku Andrzej dostał od
Borusewicza polecenie, żeby odebrać powielacz Karolowi Krementowskiemu, dlatego
że drukuje materiał dla Gwiazdów. Rzeczywiście dwa pierwsze w 1984 roku numery pisma
Joanny Gwiazdy „Poza Układem” drukował Krementowski, trzy pozostałe jacyś jego
ludzie. Borusewiczowi chodziło o to, żeby Kołodziej [to uniemożliwił]. Powielacz
nie był własnością Krementowskiego – był kradziony z komitetu partyjnego. Oczywiście
Andrzej Kołodziej nie odebrał powielacza, zerwał z tzw. głównym nurtem gdańskiego
podziemia i dał się „zwerbować” Ewie Kubasiewicz do Solidarności Walczącej.
Według
relacji Andrzeja Kołodzieja, na początku 1984 roku odbyły się spotkania z
ludźmi z Wrocławia. Można powiedzieć, że środowiska SW i tzw. gwiazdozbiór (czyli
środowisko ludzi związanych w tym wypadku raczej z Joanną Gwiazdą, bo Andrzej
siedział wtedy w więzieniu) w dużym stopniu się przecinały. Chcę przez to powiedzieć,
że Solidarność Walcząca Trójmiasto nie stanowiła żadnego zaplecza, żadnej
opozycji niekonstruktywnej, bo samo to środowisko znajdowało się w sytuacji
takiej, że nie miało żadnego zaplecza. W tym wypadku zapleczem był po prostu
Wrocław. Dzięki pieniądzom i sprzętowi z Wrocławia zaczęto budować strukturę
Solidarności Walczącej Trójmiasto.
W Gdańsku
wychodziło wtedy pismo „Ziemia Gdańska” – do dzisiaj nie jesteśmy w stanie
ustalić, kto je wydawał, prawdopodobnie Ewa Kubasiewicz, ale nikt tego tytułu nie
pamięta.
Gdy w 1984
roku, jak powiedziałem, SW Trójmiasto nie była niczyim zapleczem i raczej sama
potrzebowała zaplecza w postaci wrocławskiej SW, to już w 1985 roku te
struktury rzeczywiście zostały już zorganizowane. Pismo „Poza Układem” było już
drukowane z adnotacją „Druk Solidarność Walcząca oddział Trójmiasto”. Wtedy też
się pojawił ten pierwszy biuletyn SW Trójmiasto, którego 25 rocznicę właśnie
świętujemy. W tym samym roku, i to też jest charakterystyczne, ludzie związani
z Andrzejem Kołodziejem i Romkiem Zwiercanem zaczęli drukować pismo „Tarcza”
uczniów III Liceum w Gdańsku. Wyszły dwa numery, wtedy redagowane przez Radka Szmidkowskiego
i jego dziewczynę, dzisiejszą żonę (– Nie miałaś nic wspólnego z redakcją? Tak,
ale twój mąż miał). Pismo było drukowane przez SW, ale czy tam jest adnotacja o
tym, tego nie jestem pewien.
Uwaga red. Andrzeja Kołodzieja
Naszym celem było utworzenie Oddziału Solidarności Walczącej w
Trójmieście a nie zaplecza politycznego dla jakiegoś środowiska
politycznego. Naturalnym wydaje się więc nasze bliskie kontakty z SW we
wrocławiu. W miarę naszych możliwości wspieraliśmy różne
niezależne inicjatywy a najbardziej – wydawniczo- środowisko
skupione wokół pisma „Poza Układem“.
Marek Czachor nie brał też udziału w początkach tworzenia „SWT“.
Dla wyjaśnienia przytoczę jednak kilka faktów. Bardzo szybko po
powrocie z czeskiego więzienia w 1983 roku nawiązałem kontakt z
Bogdanem Borusewiczem i tak wszedłem w podziemne struktury RKW
„S“. Jednak jeszcze tego samego roku jesienią spotkałem się
z emisariuszem z wrocławskiej „SW“ – Panem
Paciorkowskim i zdecydowałem się na współpracę z
„SW“. Następne spotkania były już z Andrzejem Zarachem a
wiosną 1984 złożyłem we Wrocławiu przysięgę.
To tam otrzymałem namiary na środowisko „Ziemi Gdańskiej“ z
informacją, że chcą oni współpracować z nami. Oczywiście
skontaktowałem się z nimi i byłem jedyną osobą z naszego środowiska,
która miała krótki kontakt z tą grupą. Niestety nie
doszło do trwałej współpracy między nami. Jak się okazało zbyt
wiele nas różniło. Było to środowisko związane z ośrodkiem
kulturalnym działającym przy kościele św. Mikołaja w Gdańsku.
To w tym gronie redagowana była „Ziemia Gdańska“ a nie jak
sugeruje autor przez Ewę Kubasiewicz. Nie było w tej grupie ani Romana
Jankowskiego ani Henryka Pieca ani Roszkowskiego. Nasza
„więź“ trwała krótko i po pewnym nieprzyjemnym
incydencie w ich wydaniu została przerwana I grupa ta zaprzestała
działalności. Było to samowolne przeredagowanie – przez nich
– pierwszego numeru „SWT“. Było to środowisko
związane z kościołem, który propagował walkę bez przemocy więc
nie po drodze było im z „SW“. Mimo poszukiwań nikt obecnie
nie przyznaje się do redakcji tego pisma.“
Akcja, która
stanowiła pewnego typu wsparcie środowisk „niekonstruktywnych” i robiona była przez
nas, to wymalowanie napisu „Uwolnić Andrzeja Gwiazdę” na wieżowcu na Zaspie. Chodziło
o to, że Andrzeja po raz kolejny zamknięto w więzieniu i wyglądało na to, że
jak nie zaczniemy go bronić, to będą go w nieskończoność zamykać. Napisu przez
tydzień nie mogli zamalować, bo był za wysoko. Już w książce „Zaciskanie pięści”
Andrzeja Kołodzieja (wydanie w 1988 roku) jest to podawane jako przykład akcji
SW. Wchodzimy zatem w etap, w którym Solidarność Walcząca była na tyle dobrze
zorganizowana, że rzeczywiście mogła stanowić jakieś zaplecze dla innych grup.
Innym
przykładem, bardzo charakterystycznym, była kwestia strajku studentów
Uniwersytetu Gdańskiego. Strajk się zaczął 3 marca 1986 roku. Był to strajk
zwykły [nie polityczny] – chodziło tam o zerwanie posadzek, ale zrobiła się z
tego wielka awantura polityczna. Były w to zaangażowane wszystkie siły – od Służby
Bezpieczeństwa po Lecha Wałęsę. Ci anonimowi studenci wydawali ulotki, malowali
napisy... Ulotki wszystkie, od A do Z, były drukowane przez Andrzeja Kołodzieja,
aczkolwiek nie były to materiały sygnowane przez Solidarność Walczącą. Miało to
stwarzać wrażenie, że to jest ruch czysto studencki. Faktem jest, że osoby,
które to robiły na uniwersytecie, to byli studenci związani potem z Solidarnością
Walczącą. Zresztą nr 13 biuletynu SW Trójmiasto z 5 marca w całości poświęcony był
strajkowi studenckiemu. Ciekawe, że Andrzej Gwiazda poparł studentów, a Lech
Wałęsa próbował ich spacyfikować.
Jak
wspomniałem, złoty okres działania SW Trójmiasto to lata 1985/86. Gdy Staszek
Kowalski wyszedł w lipcu 1985 roku z więzienia, został redaktorem naczelnym
biuletynu SW. Biuletyn ukazywał się często, wszystko chodziło regularnie.
Mówiąc o
wsparciu dla tzw. opozycji niekonstruktywnej, chciałbym zwrócić uwagę na kwestie
programowe, które się pojawiają w biuletynie SW. Zaczyna się pojawiać to
rozróżnienie pomiędzy „opozycją” bardziej fundamentalistyczną, jak my, a taką
opozycją, która zaczynała się ewidentnie szykować do wejścia w pewien układ z
komunistami. To się działo w okolicy tej wspomnianej amnestii 1986 roku. Wtedy
właśnie podziemie solidarnościowe (tzw. główny nurt podziemia) zaczęło się
szykować do rozmów. W numerze SW Trójmiasto z 8 października 1986 roku znajduje
się bardzo ciekawy tekst Andrzeja Kołodzieja pod tytułem „Pułapka”. Andrzej
pisze tam o rozmowach z władzami, prowadzonych przez Geremka, Kuronia,
Anuszkiewicza, Wielowiejskiego, na temat rozwiązania struktur podziemnych. To
bardzo dobry tekst analityczny, można w nim wyczuć rzeczywiście rozczepienie
programowe pomiędzy nurtem „niekonstruktywnym” a konstruktywnym, który już się
szykował do nowej roli.
Wszystko
dobrze szło do 1987 roku, gdy po pierwsze w styczniu zmarł Staszek Kowalski, na
skutek czego troszkę rozsypała się redakcja. Po drugie w lutym został
aresztowany Romek Zwiercan, więc z kolei rozsypał się druk. Kwestie redakcyjne
przejęliśmy wtedy z żoną i Zbyszkiem Mielewczykiem. Do dzisiaj nie udało się
znaleźć numeru 26 „Solidarności Walczącej oddział Trójmiasto” – nie wiem, czy
ktoś go znalazł, to byłby biały kruk (– Jest? No to dobrze). Bo moim zdaniem nr
26 ukazał się zaledwie w kilku egzemplarzach, po prostu chyba nie został
wydrukowany. Natomiast dowodem, że istniał (w jakimś przynajmniej teoretycznym sensie),
jest nr 36 „Solidarności Walczącej”, w którym podano, że podziękowanie za jakiś
aparat fotograficzny znajdowało się w numerze 26. Ja nie widziałem tego numeru,
był to numer z lutego 1987, przygotowany tuż po śmierci Staszka (chętnie bym
zobaczył ten numer). Potem właśnie się sypnął druk i dopiero w maju pojawił się
kolejny nr SW, ale datowany: marzec kwiecień. Kilka dni później pojawił się kolejny
numer SW, właściwy majowy. Potem znowu cisza, po czym na pewno był zrobiony przynajmniej
jeszcze jeden numer.
Trudno więc
mówić, że w roku 1987 stanowiliśmy jakieś zaplecze kogokolwiek, bo jako
struktura sami raczej z trudem wiązaliśmy koniec z końcem. Dalej było coraz
gorzej. Pod koniec 1987 roku aresztowany został Kornel, a w styczniu 1988
Andrzej Kołodziej. Próby odtworzenia struktur technicznych, drukarni po prostu
nie udawały się przez wiele miesięcy. Romek Zwiercan wtedy siedział w
więzieniu, Andrzej siedział, próbowałem jakoś krok po kroku odtwarzać adresy i
kontakty Andrzeja. Nie za bardzo to wychodziło, dopiero w lipcu ukazał się taki
w sumie przypadkowy numer SW, nawet nie drukowany przez nas tylko dla nas przez
Andrzeja Fica. Nie mieliśmy żadnych możliwości.
Uwaga red.
SWT drukowała Poza Układem przez kilka lat. Była to bardzo duża pomoc
jak na tamte czasy. Były okresy gdy dla Joanny Gwiazdy SW drukowała
więcej niż materiałów własnych.
Dwa tygodnie po aresztowaniu Andrzeja
Kołodzieja Ewa Stoja przekazała Markowi Czachorowi wszystkie potrzebne
mu adresy i namiary. Bardzo szybko odebrał sprzęt do pisania, nadajniki
do emisji audycji radiowych, scanery do nasłuchu częstotliwości
esbeckich i pozostały sprzęt. Redakcję techniczną prowadził Zbigniew
Mielewczyk lub, na maszynie IBM pisała Teresa Popiołek, których
znał. Od Ewy Stoja otrzymał też namiary na punkty druku a Mielewczyk
znał tajniki druku. Szkolił zresztą później drukarzy do
drukowania Żołnierza Solidarnego.
Zmieniło sie to dopiero po
wyjściu Romka Zwiercana w listopadzie 1888 r., który dzięki swoim nadzwyczajnym
talentom organizacyjnym (których i dzisiaj tutaj doświadczamy), postawił na
nogi całą kwestię druku. To był moment, w którym SW Trójmiasto rzeczywiście odradzała
się. Wyszło parę numerów SW.
W międzyczasie
w ramach takich równoległych działań podjęliśmy akcję wobec Ludowego Wojska Polskiego.
„Żołnierz Solidarny” to akcja z nurtu takich działań cichych, bez dużego
rozgłosu. Troszkę się baliśmy, że nas pozamykają za szpiegostwo.
Pod
koniec 1988 roku był jeden numer specjalny SW, całkowicie poświęcony materiałom
Grupy Roboczej Komisji Krajowej (czyli cały ten wątek reprezentowany przez
Andrzeja Gwiazdę). Chodziło o to, żeby odtwarzać jawną Komisję Krajową, a nie
tworzyć dziwnych ciał typu Tymczasowa Rada Solidarności, Krajowa Komisja Wykonawcza
itd. Ten nurt był wtedy przez nas bardzo silnie wspierany, właśnie poprzez
poligrafię. Od stycznia 1989 roku zaczyna ponownie wychodzić „Poza Układem”,
całkowicie już drukowane przez SW Trójmiasto. To taki powrót do złotego okresu.
W tym
czasie działa grupa SW w Stoczni Gdańskiej, prowadzona przez Bogdana Spodzieję,
która wydaje pismo „Głos Trzeciej Bramy”. Jest to pismo, rzecz
charakterystyczna, początkowo drukowane przez SW, ale SW tego nie firmuje (nie
jest nawet powiedziane, że drukuje Solidarność Walcząca). W momencie gdy wreszcie
decydujemy przyznać się do druku tego pisma, nagle się okazuje, że członkowie grupy
mają potworne kłopoty w pracy, są zwalczani i grupa właściwie rozpada się. Próba
reaktywacji po dwóch miesiącach była bezskuteczna.
Ale w
Stoczni Komuny Paryskiej podziemnie pismo NSZZ „Solidarność” drukowany jest z
winietką „Wolni i Solidarni” i z informacją: „druk SW”. To w Gdańsku zjawisko
dosyć rzadkie, ale wynika z tego, że nad podziemiem solidarnościowym Stoczni
Komuny Paryskiej panowała grupa Edka Frankiewicza.
1989 rok to
już kwestia bojkotu czerwcowych wyborów. SW Trójmiasto wzywa do bojkotu
bezwzględnego, SW jako takie wzywa do bojkotu miękkiego, tzn. na zasadzie, że
jak już musicie iść na te wybory, to głosujcie przynajmniej na „naszych”. Myśmy
byli bardziej radykalni.
W
sierpniu 89 pojawiły się „Zeszyty Wolnych Związków Zawodowych”. Była to próba
reaktywacji idei Wolnych Związków Zawodowych w okresie tzw. przemian. Zeszyty
nie były wydawane przez nas (to akcja Joanny i Andrzeja Gwiazdów), ale my to
drukowaliśmy.
W listopadzie
1989 zaczęła się akcja społeczna przeciwko elektrowni atomowej w Żarnowcu. SW
Trójmiasto znowu zajęła się stroną czysto techniczną: drukiem ulotek.
Roku 1990
dotyczy parę ciekawych rzeczy, których opracowanie właśnie kończę. Np. protest
pracowników Uniwersytetu Gdańskiego przeciwko doktoratowi honoris causa dla Lecha Wałęsy – na ulotce sygnatura: „druk SW”, co
świadczy o naszym wsparciu dla tego alternatywnego nurtu na uniwersytecie.
W tym
czasie drukowany był też przez nas Koran po rosyjsku dla Tatarów Krymskich. Powiem jeszcze o dwóch ważnych i interesujących
rzeczach. Pierwsza to kwestia tzw. II Zjazdu Solidarności: problem czy jest to
drugi zjazd pierwszej Solidarności, czy pierwszy zjazd drugiej Solidarności. Przed
związkowcami ukrywano zmiany w statucie. Myśmy te zmiany wydrukowali, ale
niestety z opóźnieniem. Andrzej Gwiazda miał do nas pretensje, żeśmy się spóźnili
o trzy tygodnie i żeśmy sknocili całą akcję. Trudno się z nim nie zgodzić, bo
już było niestety za późno, jak te materiały doszły. Ale przemówienie Andrzeja
też tam było przez nas kolportowane.
Inna ciekawostka,
też z 1990 roku. Do akcji przeciwko elektrowni w Żarnowcu zjeżdżali ludzie z
całej Polski – nie było żadnej możliwości kontroli. Był wśród nich bardzo
radykalny działacz KPN-u z Tarnowa, Marek Głąb. Był bardzo rzutki, przebojowy. Zaczął
organizować grupy terrorystyczne złożone z młodych chłopaków, które organizowały
jakieś akcje z butelkami z benzyną na konsulat sowiecki, jakieś jeszcze gorsze
rzeczy. Przypałętali się do nich jacyś dziwni Palestyńczycy. Ewidentnie wyglądało
to na działanie przez Służbę Bezpieczeństwa, ale wtedy na to nie mieliśmy
dowodów. I oto niedawno w materiałach KPN-u (teraz IPN wydał takie materiały
dotyczące Konfederacji Polski Niepodległej) znalazłem informację, że wspomniany Marek Głąb z Tarnowa był tajnym
współpracownikiem SB, zwerbowanym 1 czerwca 87 roku. Zatem nasze domysły się potwierdziły.
Mamy więc IPN-owskie potwierdzenie, że rzeczywiście to był agent, a cała ta akcja
miała na celu wpuszczenie młodzieży w kanał działań terrorystycznych, po prostu
była to w całości prowokacja SB-ecka.
1990 rok to
koniec działalności SW, więc i ja na tym skończę.
|